poniedziałek, 28 lipca 2014

Randka

<Aniołek>
~Dlaczego ja? Dlaczego nie ty?
~Bo mi się łatwiej myśli kiedy ktoś inny kieruje. Koniec. Najwyżej będziesz powtarzał wszystko po mnie. ~Cz.
~Chyba śnisz! Hmm. Lepszy będzie garnitur, czy garnitur?
~O nie! Błagam! Idioci, kto w naszym wieku chodzi w garniturze?!?~ D.
~No wiesz na wszystkich filmach...
~Daj sobie spokój! Żaden z was nigdy nie będzie mieć dziewczyny, jeśli czegoś z wami nie zrobię. Jak wy zamierzacie jechać konno w garniturze?!? ~D.
~Jednorożce! ~Dz.
~No! Nawet Dzieciak to rozumie. Więc proszę was bardzo, zrobicie teraz dokładnie tak jak wam powiem!~ D.
....
Więc według Demona ostatni krzyk mody to: czarne glany, czarne skórzane spodnie, czarna, skórzana kurtka motocyklisty, mnóstwo srebrnej biżuterii i czerwony jak krew T-shirt. hmm. Bezpieczniej będze jeśli nie będę protestować. Niby ostatnim razem miał rację.
Punktualnie o 17:00 zapukałem do pokoju Ranti. Kazała mi czekać jedynie 10 minut... Dziewczyny. Demon twierdzi, że im dłużej każą na siebie czekać, tym bardziej im zależy... Bez sensu.
Rantia wyszła. Jaka ona piękna. No dobra, to jednak dobrze, że Demon uwielbia na nas krzyczeć, bo inaczej chyba stałbym tak przed nią przez całą wieczność...
-Cześć.
-Cześć. To dokąd idziemy?
-To niespodzianka. - usiłowałem się uspokoić. Demon ma racje, przecież nie umrę jeśli mnie rzuci. Przecież to tylko pierwsza randka. Przecież jeśli to zawale to już nie będzie drugiej szansy! Ja się załamię.
~Kretyn! ~D.
Wyszliśmy do parku. Fojbos i Diana czekali na nas.
-Oto nasz transport - powiedziałem z uśmiechem.
Rantia prychnęła.
-Zebrorożec i nie latający pegaz? Jakie słodkie. - dlaczego mi się wydaje, że to był sarkazm.
-Co, chcesz się ścigać?
-Bierzesz pegaza.
-Jak sobie życzysz.
Pogalopowaliśmy do wioski. No dobra... Ja żartowałem z tym wyścigiem! Spadnę zaraz z tego konia!
~Dawaj to! ~D. przejął kontrolę i ponaglił Fojbosa. On nie uważa, że powinniśmy dać Ranti wygrać. No cóż... On ZAWSZE musi wygrywać.
Rantia prowadziła. My pędziliśmy dwa metry za nią. Przewaga nie do odrobienia. Podobno. Na sto metrów przed wioską Demon mruknął coś do Fojbosa i pegaz wzbił się w powietrze i wylądował pięć metrów przed Rantią i Dianą...
-To nie było uczciwe! - poskarżyła się Rantia. Zrobiliśmy niewinną minkę.
-To ty chciałaś, żebym wziął pegaza.
-Bo on podobno nie może latać!
-Istnieje różnica pomiędzy lataniem, a szybowaniem. No naprawdę, uspokój się, bo Fojbos się na ciebie obrazi.
Dałem obu konikom po kostce cukru i zaprowadziłem Rantię do portalu.
-To jednak nie jemy w wiosce?
-Nie.
-Więc gdzie?
-Niespodzianka.
-No weź...
-Zobaczysz na miejscu. I módl się, żeby akurat nie padało.
Pozwoliłem Demonowi aktywować portal. I teleportował nas na cmentarz. Skąd ja wiedziałem, że to będzie zły pomysł?
-Hmm... Kolacja na cmentarzu? W sumie czemu nie.
-Nie! To znaczy... Tutaj po prostu zostawiłem... yyy.... Chodź.
~Co ty wyprawiasz?!?~ A.
~Pamiętasz gdzie zostawiliśmy nasz skarb?~ Cz.
~Myślisz o... A! Jak tak to w porządku!~ A.
-NO?!? To gdzie jesteśmy i dokąd mnie ciągniesz! -zniecierpliwiła się Rantia.
-Wybacz. Jesteśmy w Paryżu. Na cmentarzu. Uznałem, że tak będzie bardziej romantycznie, niż po prostu tepać się do restauracji.
-Więc teraz pójdziemy sobie na romantyczny spacer po cmentarzu?
-Nie. Zaczekaj chwilkę...
Podszedłem do jednego nagrobka. wcisnąłem w płycie literę M i wyszeptałem hasło. Parę metrów dalej otworzyły się drzwi maleńkiej kapliczki. Podbiegłem tam i po chwili przyjechałem po Rantię na czarnym motorze. Podałem jej kask.
-A co pani powie na romantyczną przejażdżkę po ulicach miasta zakochanych na latającym motorze, zakończoną kolacją przy świecach na szczycie wieży Effila?
Rantia uśmiechnęła się.
-No, to już brzmi lepiej!

<Rantio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz