piątek, 29 sierpnia 2014

Czy wszystkie tajemnice muszą wychodzić na jaw, w najmniej odpowiednim momencie???

Trochę się przestraszyłem, kiedy Dyro powiedział, że Oskar prawdopodobnie jest przeklęty. Nawet mój ojciec (który nie zainteresował się mną od kiedy wysłał mnie do Akademii) nie zrobiłby mi czegoś takiego. A Oskar....
Byłem przekonany, że śpi. Dlatego pozwoliłem na chwilę wyjść Colinowi. Musiałem z nim porozmawiać. Omówić nasz plan. Jeśli Zenek zorientuje się, że mu pomogłem, zabije mnie. A teraz zabije też Oskara.
Siedziałem w pokoju z Colinem. Powiedział mi, że ma kilka informacji o NIEJ. ONA jest najbardziej niebezpieczną zabójczynią Mafiosa. Niektórzy mówią, że jest jego córką. A inni, że żoną. Ale najprawdopodobniej obie te wersje to bzdury. Colin twierdzi, że ONA nie może być dużo ode mnie starsza. I że jest wilkołakiem. Sam już też podejrzewałem, że potrafi się w coś przemieniać. Zawsze zbyt szybko znika i zbyt nagle się pojawia, żeby mogło być inaczej.
Kiedy Oskar wszedł do pokoju byłem zdziwiony, ale wcześniej wiedziałem, że ryzykuję, że zobaczy Colina. Przeraziłem się dopiero, kiedy nazwał go po imieniu. A potem zemdlał. Colin chciał uciekać. Albo usunąć mu pamięć. Albo go zabić. Dopóki nie pojawiła się Lilith bredząc coś o Chrisie.
Nie wiem czemu uparła się go tak nazywać, ale Colin momentalnie się uspokoił.
Położyliśmy Oskara na łóżku. Wlałem mu do ust eliksir, który dostaliśmy od Maestera Aemona. Colin zerkał co chwila na niego zaniepokojony, ale się nie odzywał. Wyglądało na to, że Oskar zasnął.
-No, dobra. To co chodzi z tym całym Chrisem?!?
-O nic. Kiedyś był potężny. Teraz nie żyje. Oskar ma aurę typową dla tych, których błogosławił. Pewnie jego rodzice byli jego przyjaciółmi...
-A ty?
-Był dla mnie jak ojciec. Jako jeden z nielicznych mogłem mu powiedzieć, że jakiś jego plan jest głupi nie narażając się na straszliwą śmierć.
-Przykro mi, że nie żyje...
-Gdybyś go znał nie byłoby ci przykro. Przy nim Mafios Zenek był łagodny jak baranek. Nie przejmuj się. To już było dawno.
Oskar rzucał się na łóżku i mruczał przez sen. Potrząsnąłem nim, ale się nie obudził. Chyba na razie powinienem go zostawić.
-Co zamierzasz zrobić z Oratorium? - spytałem nagle Colina. Spojrzał na mnie zdziwiony i odpowiedział siląc się na znudzony ton:
-Już ci mówiłem. Muszę je zniszczyć. Jeśli wpadnie w niepowołane ręce...
-Colin. Wiem co to jest Oratorium. Pytałem Dyrektora. Jeśli zamierzasz coś zniszczyć, to raczej za pomocą Oratorium. Znam cię.
-Znasz. No dobrze. Mój... chłopak... ma Miecz. Miecz Wiecznej Ciemności. A ja mam Świetlisty Kryształ. Chcieliśmy... Zrobić coś.
-Twój chłopak? A jak długo?
-Dwieście lat. Może więcej. Nie patrz tak na mnie!!! Nie widziałem się z nim od 10 lat, a ostatnim razem wrzeszczał, że mnie nienawidzi. Wysłał mi list. Miesiąc temu. Pisał, że znalazł Miecz i że muszę znaleźć Kryształ.
-Przeprosił cię?
-Wybaczył mi to co zrobiłem. Przynajmniej mam taką nadzieję. Zrobiłem coś strasznego. Wydałem naszych przyjaciół, żeby ocalić własną skórę. Obiecali mi, że oszczędzą mnie i Mike'a. Niewielu poza nami uciekło.
Milczałem. Nie spodziewałem się takiego wyznania. Nagle Oskar zadrżał, wrzasnął i usiadł na łóżku. Rozejrzał się nieprzytomnie, wstał i podszedł do skrzyni.
-Wszystko w porządku? - spytałem.
-Znaki przestały działać. To znaczy zaczęły przestawać.
-Przestające działać znaki zwykle mogą wytrzymać dokładnie tyle samo czasu, co wtedy, kiedy całkiem działały. - zauważyłem.
-Przed chwilą widziałeś co się ze mną dzieje kiedy znaki przestają działać. Muszę je odnowić. - nie patrzył ani na mnie, ani na Colina. Szukał czegoś w skrzyni. Po chwili wyjął starą księgę, świece i trzy nożyki rytualne.
-Możecie mnie zostawić? Tworzenie znaków nie wygląda zbyt...
-Colin. Idź. Pomogę ci. Tylko mów jakie znaki.
-Wolę sam to zrobić. - powiedział. Kiedy Colin już wyszedł zdjął koszulkę. Dopiero teraz uważniej przyjrzałem się znakom. Trzy zwykłe runy oznaczające zdrowie. Trzy demoniczne runy oznaczające kolejno siłę, ochronę i potęgę. Jedyne pozytywne znaki demoniczne. Oraz jeden znak którego nie znałem. Na sercu.
-Życie - powiedział Oskar. - Krwawy Znak. Normalnie dodaje sił witalnych i osłabia działanie czarów, trucizn i chorób. Ale mnie bez niego nie ma.
-Dlaczego? - zdziwiłem się.
-To... tajemnica. Nikomu o tym nigdy nie mówiłem...
-Nie musisz.
Uśmiechnął się.

-Wiem. Nie mów nikomu. Ja... Urodziłem się martwy. Nie wiem jakim cudem moi rodzice mnie przywołali. Ja naprawdę jestem Zombie.
-Ale nie jesz mózgów? - Oskar roześmiał się.
-Nie. Ale nie wiem co się stanie kiedy znaki przestaną działać. - spoważniał. - No dobra. Lepiej mi z tym pomóż, zanim znowu stracę przytomność.
-Co mam zrobić?
-Zapal świecę. - Usiadł na łóżku i wziął do ręki nożyk. Zaczął nucić zaklęcie w jakimś dziwnym języku. Istnieje kilka czarodziejskich języków, a do magii nadają się również wszystkie języki starożytne, elfie, wróżkowe itd. itp. A jednak zaklęcie bezsprzecznie kojarzyło mi się z językiem demonicznym. Oskar zaczął przesuwać ostrzem nożyka po konturach znaków, a one rozjarzyły się czerwonym blaskiem.
Skończyło się po mniej niż pięciu minutach. Świeca sama zgasła, a knot nawet nie był spopielony. Runy na piersi Oskara nie krwawiły. Wydawały się wypalone. Sczerniały natychmiast, kiedy przestał śpiewać.
Mruknął coś, że zamierza się zdrzemnąć, zanim pójdziemy do Cynamona.
Wyszedłem z pokoju. Colin stał tuż za drzwiami.
-Podsłuchiwałeś???
-Nie. Skontaktowałem się z Mikiem. Jeśli nie masz nic przeciwko pojawi się w najbliższym czasie z Mieczem. Mogę tu zostać?
-Jasne. Ale już nie zamierzacie opuszczać tego wymiaru?
-Zaszły nieoczekiwane zmiany. Mike jest potężny. I ma potężnych przyjaciół. Odkryliśmy coś w Enderdragonie co jest pilniejsze niż jego plany.
-Boisz się go?
-Kocham go. A on mi wybaczył. Ale nie wiem, czy......
-Czy znowu będziecie razem? Przykro mi.
Colin poczerwieniał i spuścił wzrok.
-Wybacz. W porządku. Ja.... Muszę iść. Nie chcemy, żeby mnie ktoś znalazł...
I uciekł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz