Oskar się załamał. Rantia go rzuciła i sobie poszła.
Zero reakcji. Przez parę minut stał nieruchomo gapiąc się w miejsce w którym zniknęła. Potem upadł na ziemię i zaczął płakać. Podszedłem do niego i chciałem go przytulić, ale odepchnął mnie. A jego oczy...
Nie wiem czy mnie poznał. Widziałem panikę w jego oczach, kiedy się przede mną cofał. Próbowałem go uspokoić. Próbowałem. Ale nie wiem czy cokolwiek słyszał. Cokolwiek widział. Nie wiem. Usiadłem pod drzewem naprzeciwko skulonego Oskara. Czekałem.
Nachodził świt, kiedy się uspokoił. Wziąłem go na ręce jak małe dziecko i wsadziłem na grzbiet Trupka. Smok ewoluował. Teraz powinien nauczyć się mówić i hipnotyzować ofiary. Nie wie, czy rzeczywiście nagle zmądrzał, ale wiem, że najpierw chciał mnie zjeść, a teraz pozwolił mi się dosiąść. Jest poprawa.
Trupek zabrał nas szybko do domu. Ledwo weszliśmy do środka podszedł do nas Colin.
-Gdzie wy byliście?!? Co się stało??? Powinniście wrócić przed drugą! A jest 5!
-Dlaczego nie śpisz o piątej rano?
-Bo się martwiłem! Myślałem już, że was złapali...
-A gdyby nas złapali, zaraz przyszliby tutaj po ciebie. Już rozumiem.
-Naprawdę sądzisz, że tylko o to mi chodzi?!?
-Przecież się tylko droczę. Ale nie sądzę, żebyś pragnął za mnie oddać życie. Róbcie, co chcecie. Ja idę spać.
Oskar jednak miał inne zdanie. Poszedł za mną do sypialni i zaczął się rozbierać.
-Oskar... Jesteś pewny, że tego chcesz? Możemy zaczekać... - protestowałem, ale wiedziałem, że z całą pewnością JA tego chcę.
-Ned. Wskoczyłem ci do łóżka po pijaku. Dlaczego nie mielibyśmy tego zrobić na trzeźwo? Na co mam czekać?
~Potrzebuję cię.~ mówiły jego oczy. ~Nie mogę cię stracić.~
Bał się, że go odrzucę. Ale ja pragnąłem o wiele bardziej niż on mnie... 2/5. A ja oddałbym mu wszystko o co by poprosił. Moje serce. moje życie. Sprzedałbym duszę diabłu, gdyby to mogło sprawić, że Oskar będzie szczęśliwy.
Kiedy skończyliśmy położył mi głowę na piersi i zaczął wodzić palcami po kaloryferze na moim brzuchu.
-Nabawię się przy tobie kompleksów, Ned. - mruknął sennie. Potem zerknął na zegarek i dodał: - Mamy jeszcze pół godzinki, a potem musimy się zbierać.
-Po co? - spytałem.
-Do szkoły.
-Po co?
-Ned! Idziemy na lekcje. Nie ma o czym mówić.
-Mhm. A wiesz, że prawdopodobnie będzie tam Rantia? O to ci chodzi? Chcesz jeszcze raz iść ją przepraszać?
-Nie. Nie chcę, żeby Dyrek wyrzucił cię ze szkoły. A Rantii pewnie nie będzie w szkole. Nie będzie chciała ryzykować, że się na mnie natknie.
-Świetnie. Więc za pół godzinki mnie obudź, skoro jesteś taki okrutny. Ale ostrzegam, że nie mam najmniejszej ochoty iść dzisiaj na lekcje.
Po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że Oskar zasnął wtulony we mnie, a ja nie mogłem zmrużyć oka. Byłem całkiem rozbudzony. Często mi się zdarzało zarwać noc, albo dwie, a potem przez cały dzień ćwiczyć. Rozważałem wstanie z łóżka i wymkniecie się do piwnicy, żeby poćwiczyć z Lilith, ale...
Oskar miał koszmary. Mamrotał coś przez sen i wiercił się niespokojnie. Wbił mi paznokcie w skórę. Widziałem łzy spływające mu po policzkach. Rozpaczliwie próbował się obudzić, ale nie mógł. Dotknąłem jego czoła dłonią. Miał gorączkę. Przytuliłem go. Ująłem jego ręce we własne. Delikatnie ucałowałem jego powieki. Obudził się. Nasze twarze dzieliło tylko kilka milimetrów. Całowaliśmy się ponad 15 minut. Kiedy się ubieraliśmy Oskar uśmiechał się szczęśliwy. I spokojny. Zły sen zniknął. I oby nigdy nie powrócił.
Ale to złudne marzenia. Poszliśmy do szkoły. Istnieją spore szanse, że Oskar nie będzie mieć więcej ataków. Dzisiaj. Byłoby lepiej, gdyby pogodził się z Rantią... Mimo że jej nienawidzę. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, a na pewno nie chłopaka, ale widzę, że Oskar jej potrzebuje. I to bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz