Cholera! Brakło zaledwie centymetra! C-E-N-T-Y-M-E-T-R-A!!! Centymetr i byłby trupem, tymczasem teraz to ja stoję z szablą na gardle. W dodatku z prawdziwą szablą... Ned zauważył, że potrafię walczyć to oczywiste. Próbowałam co prawda udawać, że jest inaczej, ale jeśli chodzi o walkę- jestem fatalną aktorką.
A ta całą Yuuki... Zostawię ją lepiej bez komentarza.
Za to Oskar... walczył naprawdę dobrze jak na to, że w ogóle nie skupiał się na walce. Tak zauważyłam, że gapi się na mnie jak ciele na malowane wrota. Nie wiem co mam o nim wogóle myśleć... kocham go więc mam zamiar wysłuchać jego tłumaczenia. No chyba, że nie zdążę bo pan Stark sprawia wrażenie niezwykle zadowolonego z okazji zabicia mnie...
Cóż niech się tak nie cieszy. Wyczarowałam sobie szablę (naprawdę łatwizna) i natychmiast odepchnęłam trochę zdziwionego Neda. Moja przewaga trwała ledwie kilka sekund, Stark otrząsnął się i natychmiast zaatakował. Przyznaję- jest niezły, no dobra walczy wręcz doskonale. Może moje umiejętności sięgają ledwie trzy czwarte jego (ok, trochę ponad połowę), ale jestem zdecydowanie zwinniejsza, co daje mi możliwość robienia szybkich uników. Nie wiem kto się bardziej męczy, jemu z łatwością przychodzi atak, mi- uniki. W ten sposób możemy walczyć aż do rana, a nawet dłużej. Usłyszałam kroki za drzwiami- tak tylko ja usłyszałam, Stark za głośno tupał aby też je usłyszeć. No i on nie należy do mojej rasy. Ktoś z hukiem otworzył drzwi, przyznaję nagły hałas czasami mnie dekoncentruje (Nie jestem Alfą i Omegą, ludzie! Nikt nią nie jest!). Ned wykorzystał to i przeciął mi nogę. Tak się niefortunnie złożyło, że przewróciłam się o szablę Yuuki, a moja szabla dodatkowo mi pomogła zostać na ziemi, przypinając tren mojej sukienki do podłogi. "Pan nauczyciel" pilnie przestrzegając zasady ,,Nie bij leżącego" przyłożył mi szablę do gardła (de żawu?) i chyba miał mnie właśnie zabić, gdy Oskar skoczył na niego, przygważdżając go do podłogi. Leżałam chwilę wsłuchując się w ich szeptaną rozmowę. Słyszałam wszystko, ale udawałam, że jest inaczej. Powoli się podniosłam z pozycji leżącej, popatrzałam na nogę. Cudownie- przez całą łydkę biegła głęboka rana. Dotknęłam jej i powili przejechałam dłonią aż do kostki. Rana zniknęła. Wstałam (chyba przy okazji rozerwałam sobie sukienkę) i wyszłam na korytarz. Skręciłam w lewo i weszłam do korytarza oświetlonego pochodniami. Oskar szedł za mną- tupie on niemiłosiernie. Powoli i dosyć niepewnie podszedł i zapytał:...
Rantia
(Oskarze?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz