/Demon/
Następnego ranka obudził się wtulony w Neda... On tak strasznie pięknie wygląda kiedy śpi. Nie mogłem się powstrzymać i go pocałowałem. Kiedy się od niego odsunął otworzył oczy i się uśmiechnął.
-Tak mnie możesz budzić codziennie kociaczku...
-Mmm zostawię się. - zrobiłem nadonsaną minkę ale Ned nie miał w tej chwili ochoty na żarty.
Przyciągnął mnie do siebie gwałtownie i wpił mi się w usta. Pisnąłem i spróbowałem mu się wyrwać ale on tylko przewrócił mnie na łóżko i zablokował mi nadgarstki. W końcu usiadł na mnie i się zaśmiał.
-No wiesz, koteczku... Tak mnie budzisz wcześnie, a potem nawet bawić się ze mną nie chcesz...
-Kto mówi że nie chcę?!? - udałem zaskoczenie. - Ja się lubię bawić... Ale mnie zaskoczyłeś...
-Lubisz się bawić??? Tak po prostu? Z kimkolwiek?!?
-Mmm... Nie. Lubię się bawić z... przystojnymi draniami...
-Hmm. Mam się cieszyć że jestem przystojny, czy że jestem draniem? Nie, czekaj maleństwo! Jestem twoim narzeczonym!!!
-Mhm... - chciałem mu coś odpowiedzieć ale zamknął mi usta pocalunkiem. Kochaliśmy się długo i namiętnie.
/Chris/
W końcu oddali mi kontrolę! Im obu odbija! Tylko by się całowali i całowali!
Było południe a oni dopiero wyszli z sypialni. Ludzie! Ja mam strasznie ważne sprawy!
Szybko pożegnałem Neda i teleportowałem się...
I co zobaczyłem?!? Loki obłapiał się z Rantią! Mam dość! Co się dzieje?!? Czy dzisiaj WSZYSCY muszą okazywać sobie uczucia w tak bezpośredni sposób?!? Nie wytrzymam!
-Dobrze się bawicie? - zapytałem obojętnie. Loki spojrzał na mnie zdumiony. A Rantia... Byłem ostatnią osobą której się spodziewała.
-Oskar?!? Co ty tu robisz?!?
Westchnąłem i się przemieniłem. Na razie postanowiłem ją zignorować. Mam dość życia uczuciowego Oskara. Po prostu mam dość. Możecie dziękować Nedowi.
-Witaj Loki. Miło że dobrze się zawisza z MOJĄ dziewczyną, ale ona należy do MNIE.
-Tak sądzisz? Jakoś nie zauważyłem...
-Loki. Uważasz że musimy sobie to tłumaczyć w ten sposób? - spytałem sugestywnie kładąc dłoń na rękojeści miecza.
-Nie widzę powodu żebyśmy sobie mieli skakać do gardeł tylko z powodu...
-Co?!? Zamknąć się obaj!!! Nie jestem niczyją własnością, zrozumiano?!? - Rantia się wściekła. W sumie to w tym momencie była całkiem podobna do Ainy... chociaż Aina by mnie za to porównanie zabiła.
-Zamknij się, mała. Później pogadamy! Jesteśmy zajęci. - warknąłem trochę zdenerwowany. Możecie sobie wyobrazić reakcję Aniołka i Czarownika. Loki właściwie się nie przejął. A Rantia.
-Ty... Ty... Ty parszywy... kłamliwy **** **** **** - znaki "*" oznaczają oczywiście niecenzuralne wyrażenia. Kiedy zauważyła że jej wybuch nie wywarł na nas żadnego wrażenia posłała w naszą stronę kilka bardzo śmiercionośnych zaklęć i nie oglądając się na nic wybiegła z pokoju.
-Masz doskonałe podejście do kobiet, Christopher! Jakim cudem Aina z tobą wytrzymuje?!?
-Aina to... Aina. Jest wyjątkowa...
-Wiem. O ile dobrze pamiętam to ja też mi ukradłeś!
-Sama cię rzuciła. To nie była moja wina!
-Mhm. Ja i tak wiem swoje... Co się z tobą działo???
Opowiedziałem mu o mojej śmierci, przywołaniu i o Oskarze. Nie żeby go to jakoś zdziwiło...
-Tak sądziłem że jednak się jeszcze kiedyś spotkamy... Że znalazłeś jakiś sposób żeby wymigać się śmierci... Więc? Przyszedłeś tu po to żeby mi znowu odbić dziewczynę czy miałeś jakiś bardziej wzniosły cel?
-Rantia jest dziewczyną Oskara. Ale tak. Mam bardzo wzniosły cel!
-Jaki?
-Żebyś został Jedynym Władcą tego Przeklętego Wymiaru!
-Więc mamy dokładnie tę same marzenia. Gorzej z ich realizacją. Od 16 lat czekam aż twój brat odsłoni jakiś swój słaby punkt i nic! Jeśli nie masz żadnego genialnego planu to lepiej spadaj bo jestem trochę zajęty jeśli nie zauważyłeś!
-Mam plan. Ty zdobywasz stolicę pod nieobecność Ro. Ja przechodzę przez Bramę i to mój problem żeby zdobyć władzę w Pirokenii.
-Nie ufam twoim planom. - mruknął niechętnie Loki. - Jak według ciebie mam zdobyć stolicę nawet jeśli Ro tam nie będzie?!? Próbowałem setki razy! Tych murów nie da się sforsować!
-A jeśli otworzę ci bramy?
-... chyba mamy sporo spraw do obgadania. - Loki uśmiechnął się chytrze.
Zanim zakończyliśmy omawianie wszystkich planów był już wieczór.
-To jak, Chris? Napijemy się? Za zwycięstwo?
-Może jednego...
Kiedy w końcu wyszedłem było bardzo późno. Skupiłem się i teleportowałem tuż obok Rantii. Złapałem ją w ramiona i przeniosłem nas do pałacu, zbudowanego na wzór katery gotyckiej... Właściwie to była katedra gotycka, oczyszczona z ławek, ołtarzy i obrazów religijnych i wyposażona w pewne mroczniejsze ozdoby... Pośrodku ogromnej sali stał okrągły stolik, nakryty obsydianową zastawą. Wokół wędrowały pół-widzialne zjawy - służący. W powietrzu nad naszymi głowami unosiły się setki świec /le Hogwart/. Ogólnie było pięknie i mroczno.
~No. To teraz radź już sobie sam.~ posłałem myśl Aniołkowi.
/Aniołek/
No pięknie. To mnie wkopali. Nie dość, że najpierw dał jej powód żeby się na mnie straszliwie wściekła, to teraz jeszcze zmusił ją, żeby poszła ze mną na randkę. Ona mnie zabije!!!
Cofnąłem się w cień i uświadomiłem sobie, że znowu jestem we własnej postaci... Do tego ubrany w jakiś super drogi garnitur... Chris przegiął. Ale co ja mu mogę zrobić?!?
Ratunku!!!
Rantia stała chwilę, oszołomiona tym co się wokół niej znajduje... Pewnie w innych okolicznościach by jej się to spodobało. Zanim Chris wszystko zepsuł. Czekałem cierpliwie, aż sobie o mnie przypomni. Nie zamierzam przyśpieszać końca. Wreszcie odezwała głosem zimnym i pozornie obojętnym...
-Oskarze Wyvern. Czy masz cokolwiek na swoją obronę?!?
-Rantia... Przepraszam. To nie byłem ja. Christopher nie chciał mnie słuchać... Nie panuję na nim... - mówiłem prosząco, ale nagle ogarnęła mnie jakaś dziwna obojętność. Pustka.
-Odwróciła się i spojrzała na mnie gniewnie.
-Fascynujące... - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Gdzie jest stąd wyjście?
Odsunąłem się i wskazałem na ścianę za sobą. Poszła tam szybkim krokiem, nie oglądając się na mnie i nic nie mówiąc. Przynajmniej nie widziała łez, płynących po moich policzkach... Faceci nie powinni płakać.
Rantia gwałtownym szarpnięciem otworzyła wrota katedry i...
Znalazła się tuż nad krawędzią wulkanu. Ognista łuna wtargnęła do środka, wraz z gorącem. Rantia zobaczywszy gdzie jest obróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi.
Ja w tym czasie opadłem na ziemię i zamknąłem oczy. Ukryłem twarz w dłoniach i pozwoliłem łzom płynąć.
Otrząsnąłem się dopiero kiedy Rantia niezbyt delikatnie mną potrząsnęła.
-I co idioto?!? Wiesz gdzie jesteśmy, co???
-W Piekle. - wyszeptałem obojętnie.
-Porwałeś mnie na randkę do Piekła?!? - Rantia była coraz bardziej wściekła. A to jeszcze nie był koniec. - Natychmiast zabierz mnie na ziemię!!!
-Nie mogę. Nie potrafię. To Chris... - jęknąłem. Dlaczego ona nie może mnie już zostawić?!? Ja chcę umrzeć!
Kiedy Rantia mnie puściła upadłem bezwładnie na ziemię. Nie byłem w stanie się opanować. Nie rozumiałem tego... Skąd ta rozpacz? Ta... pustka???
Demon ma Neda. Czarownik, Haker i Dzieciak tak naprawdę nigdy nie szukali towarzystwa innych, ale zawsze kiedy tylko zechcą, mają wielu przyjaciół... Nawet Chris ma Ainę.
A ja? Ten jeden raz mi na kimś zależało i wszystko zepsuli. Nie. Nie. Nie!
Nie wiem kiedy zacząłem szlochać. Nie wiem. Ale po chwili poczułem delikatny dotyk na ramieniu i zdziwiony głos Rantii.
-Ty płaczesz? Oskar? Co się dzieje?
Delikatnie mnie przytuliła i zaczęła powtarzać mi do ucha
-Już dobrze. Jestem tu, nic się nie dzieje...
Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Może uznała, że jeśli się nie uspokoję, to nigdy stąd nie wyjdziemy... a może jednak coś do mnie czuje?
Ta myśl była tak wspaniała, że na chwilę zapomniałem jak się oddycha.... Zacząłem się krztusić. Rantia ciągle przy mnie siedziała nie do końca wiedząc chyba jak powinna się zachować.
W końcu spytała:
-Dobrze się czujesz, Oskar? W porządku?
Niepewnie pokiwałem głową.
-Kocham cię. - wyszeptałem cicho, lękliwie patrząc w jej oczy. Nie potrafiłem odgadnąć jej myśli, ale widziałem, że jest smutna i zastanawia się na czymś... Przestraszyłem się. Czułem, że odpowiedź nie do końca mi się spodoba...
-Wiem, Oskarku... wiem. To co? Skoro już tu jesteśmy może jednak coś zjemy?
Zmieniła temat... Tak po prostu... Ale nie chciałem się kłócić. Jeśli to ma być nasz ostatni wspólny wieczór, niech będzie wspaniały...
Wstałem i zaklęciem usunąłem ślady łez z mojej twarzy. Odsunąłem Rantii krzesło i usiadłem na przeciwko niej. Zjawy podały jedzenie.
-Opowiedz mi o sobie. - poprosiłem. I Rantia zaczęła mówić. To wszystko brzmiało nieprawdopodobnie, ale jak miałbym jej nie uwierzyć? Nawet jeśli kłamała... Nie! Na pewno nie...
Wypiłem trochę wina... "Na odwagę" jak mówią... Było późno. Wstaliśmy od stołu. Podszedłem bliżej Rantii i ją pocałowałem.
-Kocham cię. - powiedziałem, a po sekundzie już przed nią klęczałem. Wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem i otworzyłem je ukazując srebrny pierścionek z pulsującym zielonym klejnotem, umożliwiający jasnowidzenie - Będziesz moją narzeczoną? - spytałem, szykując się na najgorsze.
Rantia patrzyła zdumiona to na mnie, to na pierścionek w moich dłoniach...
-Oskar... - zaczęła i urwała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz