Byliśmy razem przez prawie 100 lat i ani razu o tym nie wspomniała...
Zamierzałem się jej oświadczyć, gdy tylko nasze piekło się skończy... Właściwie, to w dniu ostatniego ataku miałem już przygotowany pierścionek, bo sądziłem, że Ro mi odpuścił...
No cóż... Coś się wymyśli... Ned mi pomoże..
~A może lepiej nie, co?!? Ned nas kocha! Jak zamierzasz go prosić o pomoc, to ja się też chcę oświadczyć!~ <D.>
~Tak! Ja też!~ <A.>
~Yyy... Po pierwsze... Jesteście za młodzi na małżeństwo... Po drugie... Demon, na ziemi raczej takie małżeństwa nie są dozwolone... Tutaj też... Po trzecie... Nie sądzicie, że nas za to zabiją? Znam Ainę i jeśli postanowię oświadczyć się komuś oprócz niej, to... ~Ch.>
~Po pierwsze... Masz tyle lat co my! A za dwa lata możemy przemyśleć małżeństwa! Po drugie... W Przeklętych wymiarach są dozwolone! A w Amanie nie są zabronione! Po trzecie... Ty się oświadczasz, tylko i wyłącznie Ainie! A ja tylko Nedowi! A oni tylko Rantii! A jeśli któryś ma coś przeciwko, a zwłaszcza ty, możemy się nie oświadczać wcale! Koniec! My mamy przewagę!~ <D.>
~Jak to WY macie przewagę?!? Jesteśmy po równo!~ <Cz.>
~Nie prawda! Ja, ty, Chris i Aniołek mamy po równo moc! Ale Haker jak się włączy to ma przewagę nawet jak jest nas dwóch na niego! A Dzieciaczek nam pomoże, prawda Maleństwo?~ <D.>
~Cio?~ <Dz.>
~Powiedz prawda, Maleństwo.~ <D.> szeptem, który wszyscy słyszeli.
~Prawda Maleństwo.~ <Dz.>
~Jasne, przemyślimy to...~ <Ch.> ~Ale Aina i tak zabije nas wszystkich!~
Pochyliłem się z powrotem na Ainą i od nowa zaczęliśmy się bawić.
~A ja ją lubię... Piękna jest...~ <A.>
~Nie gapić się na moją dziewczynę!~ <Ch.> warknąłem w myślach, nie przerywając namiętnego pocałunku. Właściwie, to wątpię, żeby dało się zauważyć, że ciągle się mentalnie kłócimy...
~Fuuuuj! To musicie to robić?!?~ <D.>
~Przyganiał kocioł, garnkowi! Myślisz, że mnie się podoba, to co ty wyprawiasz z Nedem?!? To dopiero jest... Fuj!~ <Cz.>
Chłopcy rozpoczęli zażartą dyskusję, na temat swoich orientacji seksualnych, więc ja mam trochę czasu dla Ainy...
Właściwie to już kończyliśmy, kiedy dotarło do mnie, że dzieje się coś złego... Colin pół godziny wcześniej skontaktował się ze mną telepatycznie, żeby mi powiedzieć, że Ned się obudził i chce ze mną rozmawiać... Ucieszyłem się, ale na razie nie mogłem zostawić Ainy...
A potem poczułem TO. Nie potrafię tego opisać... To podobne odczucie, do tego, kiedy wykorzystuje się Potężną Magię, ale dalekie i nie zostawiające we mnie skutków... Przez dłuższą chwilę nie potrafiłem zrozumieć co się stało, a potem do mnie dotarło... Ned!
Ujrzałem to natychmiast... Mike, wpadł w szał i zamierzał go zabić...
-Zabiję idiotę! - warknąłem i spiąłem się w wściekłości, ciągle leżąc w łóżku z Ainą...
Spojrzała na mnie jak na szaleńca, kiedy zerwałem się z łóżka i zacząłem się ubierać. Muszę się tam natychmiast zjawić!
-Co się dzieje Chris? Stało się coś?
-Tak! Mike się stał!
-Komu znowu...
-Colin. I Ned...
Mówiłem, że nie mam pojęcia co czuję do Rantii i Neda.... Ale w tej chwili zrozumiałem. Kocham ich. Kocham ich, tak jak powinienem kochać własne dzieci... Dokładnie tak jak Colina...
Nie wiem, czy Aina wszystko zrozumiała, ale nie próbowała mnie zatrzymać. Wiedziała jak się zachowuję, kiedy Colinowi coś grozi... Kiedyś o nią tak samo się martwiłem. ale z czasem nauczyłem się ufać jej umiejętnością... Jeśli ona nie jest w stanie sobie z czymś poradzić, to ja także będę mieć problem... Chociaż używamy z góry odmiennych metod...
Teleportowałem się. Stanąłem tuż za Nedem. Kiedy Mike mnie zobaczył cofnął się zdumiony i przerażony.
-Jakże miło mi cię widzieć, Mike... - mój głos ociekał słodyczą... Wszyscy wiedzą, że to dla nikogo nigdy nie wróżyło nic dobrego... Przyciągnąłem do siebie Neda i prostym zaklęciem znieczuliłem go... Nic poważnego mu nie było, więc to na razie musi wystarczyć... - Zdaje się, że już poznałeś mojego kochanka, Eddarda...
Tyle wystarczyło,by Mike padł na kolana i zaczął błagać o wybaczenie... Normalnie i tak bym go zabił, ale wyjątkowo chyba muszę okazać łaskę...
-Świetnie. Colin zabierz Neda do sypialni i się nim zajmij. My musimy... porozmawiać... - w moim głosie nie było ani śladu emocji. Demon wrzeszczał na mnie, że powinienem zabić drania, ale na razie nie chciałem mieć krwi na rękach... Nawet tak brudnej krwi...
Kiedy z nim skończyłem miałem pewność, że żadnego z nich już nie skrzywdzi... Mimo, że moje działania nie zostawiły po sobie żadnego widocznego śladu (uwielbiam mentalne tortury) podziałały.
Gdy go wypuściłem spojrzał na mnie zdumiony, że jeszcze żyje... I że trwało to tak krótko.... Zwykle byłem bardziej brutalny...
-Panie?
-Jesteś potrzebny. Ale jeśli Colin, lub Ned zażądają twojej głowy, dostaną ją.
-Oczywiście... Co mam zrobić?
-Oddaj mój miecz.
Podał mi ostrze. Wyciągnąłem je z pochwy, Pamiętam je, aż za dobrze. Szybkim ruchem z powrotem połączyłem Oratorium z Czarnym Mieczem i natychmiast schowałem broń. Jeszcze przyjdzie czas, bym mógł ją podziwiać.
-Ty, Imperius i Loki przygotowujecie rebelię. O mnie nikt ma się nie dowiedzieć. - powtórzyłem po raz kolejny cały plan. Powtórzyłem cały plan po raz kolejny... To się robi nudne...
-Potrzebuję cię, żebyś pilnował tych dwóch kretynów... Jesteś w stanie to zrobić, prawda? Będziesz moją prawą ręką ale niech nikt o tym nie wie... Nie chcę żeby się zbuntowali...
-Oczywiście panie! Nie zawiedziesz się!!!
Zadziwiające jak łatwo zapomniał że 10 minut temu zamierzałem go zabić...
-Oczywiście panie! Nie zawiedziesz się!!!
Zadziwiające jak łatwo zapomniał że 10 minut temu zamierzałem go zabić...
Gdy wszedłem do sypialni Colin spojrzał na mnie pytająco.
-Powinieneś o nim jak najszybciej zapomnieć. - warknąłem ale kiedy ujrzałem jego przerażenie złagodniałem. - Żyje. Wysyłam go do Piekła. Po prostu nie chcę żeby dłużej cię krzywdził...
-Ale ja go kocham...
-Ile jeszcze musi minąć żebyś zrozumiał że on cię nie?!?
Nie chciałem krzyczeć na Colina ale ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć...
Nie płakał. Nie uciekł. Tylko usiadł przy oknie i tak znieruchomiał... Uznałem że potrzebuje trochę czasu więc go zostawiłem i podszedłem do Neda.
Siedział na łóżku z zamkniętymi oczami.
-W porządku? Boli cię coś?
-Nie... Jestem tylko zmęczony... Oskar?
-Jestem Chris... Zaraz z nim porozmawiasz ale na razie... obawiam się że kiedy oddam im kontrolę już jej więcej nie dostanę, a mam parę spraw do załatwienia...
-W porządku... - widziałem że się boi. Próbowałem się uśmiechnąć ale tak jakoś nie wyszło.
-Posłuchaj... Nasza moc jest podzielona po równo między wszystkich sześciu... nie jestem pewien czy łącznie z tobą nie wyjdzie siedmiu... W każdym razie ja mimo że zawsze byłem najpotężniejszy, to teraz nie jestem wstanie kiwnąć palcem bez zgody twojego chłopaka, rozumiesz?
-Powinieneś o nim jak najszybciej zapomnieć. - warknąłem ale kiedy ujrzałem jego przerażenie złagodniałem. - Żyje. Wysyłam go do Piekła. Po prostu nie chcę żeby dłużej cię krzywdził...
-Ale ja go kocham...
-Ile jeszcze musi minąć żebyś zrozumiał że on cię nie?!?
Nie chciałem krzyczeć na Colina ale ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć...
Nie płakał. Nie uciekł. Tylko usiadł przy oknie i tak znieruchomiał... Uznałem że potrzebuje trochę czasu więc go zostawiłem i podszedłem do Neda.
Siedział na łóżku z zamkniętymi oczami.
-W porządku? Boli cię coś?
-Nie... Jestem tylko zmęczony... Oskar?
-Jestem Chris... Zaraz z nim porozmawiasz ale na razie... obawiam się że kiedy oddam im kontrolę już jej więcej nie dostanę, a mam parę spraw do załatwienia...
-W porządku... - widziałem że się boi. Próbowałem się uśmiechnąć ale tak jakoś nie wyszło.
-Posłuchaj... Nasza moc jest podzielona po równo między wszystkich sześciu... nie jestem pewien czy łącznie z tobą nie wyjdzie siedmiu... W każdym razie ja mimo że zawsze byłem najpotężniejszy, to teraz nie jestem wstanie kiwnąć palcem bez zgody twojego chłopaka, rozumiesz?
-Chyba tak...
-Dobra...To teraz słuchaj! Colin powiedział ci ogólnie kim jestem. Na sto lat przed śmiercią zacząłem się spotykać z jedną, całkiem ładną dziewczyną. A teraz ona mnie znalazła i robi mi wrzuty, że się jej nigdy nie oświadczyłem... Obawiam się, że zaraz mnie siłą będzie ciągnąć pod ołtarz, ale na razie wolałbym się jej oświadczyć, żeby nie spróbowała mnie przypadkiem zabić... Pomógłbyś mi wybrać jakiś pierścionek?
-Mhm... A Oskar...
-Zgodził się... Zgodzili się wszyscy.
-Aha... Ale zamierzasz żenić się z tą dziewczyną, a Oskar ma już mnie... i Ranię... i może...
Muszę przyznać, chłopak bardzo słodko się rumienił...
-Myślę, że istnieje sposób, żebyśmy się rozłączyli... Trudny, może bolesny, ale istnieje. I jeśli zadziała, to równie dobrze będziemy w stanie się podzielić na trzech.
-A nie na sześciu?!?
-Jeśli chcesz mieć tutaj pięciu Oskarów... z czego dwu zakochanych w tobie, a dwu w Rantii...
-Może jednak nie...
-Właśnie. To pójdziesz ze mną jutro po pierścionek?
-Bo inaczej twoja dziewczyna was zabije? Chyba nie mam wyboru...
-Jej. Świetnie. To jutro jeszcze pogadamy... - Demon ledwie pozwolił mi skończyć mówić i rzucił się na szyję Neda... Czy on naprawdę zamierza go udusić?!?
Ned wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. Po kilku chwilach dopiero wyjąkał:
-Oskar... To ty?
-Tak! Nigdy więcej tak nie rób!!! Wiesz jak się martwiłem, kiedy ona... ona...
-Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony... i nie do końca rozumiem to co się stało... moja moc... nie kontroluję tego... nie wiem jak...
-Nie martw się Ned... Nauczymy się. Chris to potrafi i nas nauczy. - Demon wlazł Nedowi na kolana i się do niego tulił... Naprawdę ostatnio zrobił się słodziutkim chłopcem.... A Ned przestał być egoistą. Obaj bardzo się zmienili... Na lepsze oczywiście.
Właściwie to przez resztę dnia Demon i Ned bawili się w najlepsze, przede wszystkim prze x-boxem... Kto by tam ich zrozumiał!
Wieczorem udało mi się przekonać ich, że powinni mi pozwolić na jakiś czas z powrotem przejąć kontrolę i wreszcie załatwić tą całą sprawę z wojną... Sam nie wiem jak to powinienem rozegrać...
Teleportowałem się do Doliny Ugor. Lilith postarała się, żeby wszystko było jak należy. Zgromadziła się większość starych przyjaciół... Banitów, którzy zrezygnowali z walki i ponad wszystko pragną wrócić do domu... Tak jak ja...
Wyszedłem na środek obozu i obrzuciłem wszystkich przenikliwym spojrzeniem... Brakowało Luisa, Willa, bliźniaczek.... Ferrisa, Tiny, Laury, Kate, Sida, Lorasa, Quentyna, Renliego i Rhaegara...
Część z nich wiedziała o Bramach... Może im się udało...
-Renly, Tina, Rhaegar i Kate nie żyją. Reszta zniknęła po kilku przegranych bitwach.
-A Loras?
-Zniknął. Po śmierci Renliego. Nikt nie wie gdzie, ale możliwe że...
-Nie sądzę, żeby popełnił samobójstwo, a na pewno nie jeśli cokolwiek na to wskazuje. Wiesz kto zabił Renliego?
-Podobno Belial...
-Więc najprawdopodobniej Loras jest w Piekle. Naprawdę tak trudno się domyślić?
-Szukałam...
-Jak zgaduję szukałaś Rycerza Kwiatów, ale obawiam się, że ON nie żyje. Loras potrafi zmieniać wygląd.... Może nie tak dobrze jak Ferris, ale sama wiesz...
Wszyscy zgromadzili się na placu pośrodku obozu i wpatrywali się we mnie nieufnie. Ciągle byłem w formie Oskara.
-Miło was znowu widzieć przyjaciele! - zawołałem pogodnie. - Zamierzam wrócić do domu! Znam drogę i potrafię tego dokonać! Wy musicie tylko iść za mną!
Wybuchło pewne zamieszanie. Rozumiałem to. Nie znali mnie. Nie wiedzieli czy mogą mi zaufać... Nie wiedzieli czy to ma jakikolwiek sens...
-Kim jesteś i czego chcesz?!? - zawołał ktoś z tłumu... Poznałem ten głos. Nigdy się nie lubiliśmy, ale właściwie Kerk był jednym z moich najbardziej zaufanych przyjaciół. Przede wszystkim dlatego, że to on zawsze znajdował we wszystkich najgenialniejszych planach, banalne luki. - Nie pójdziemy za obcym!
-Obcym? - udałem zdumienie i spojrzałem na swoje ręce... - Ach! Wybaczcie! Zapomniałem o tym szczególe!
Cofnąłem się o krok i moje ciało ogarnęły płomienie, a sam stałem się cieniem. Pod wpływem jednej mojej myśli płomienie ułożyły się w tron na którym zasiałem, wyciągając jednocześnie płynnym ruchem miecz z pochwy i kładąc go sobie na kolanach. Po kilku sekundach ogień pozwolił im mnie ujrzeć. Miałem już własną postać. Wszyscy uklękli.
-I jak Kerk? Ciągle jestem obcy?
-Nie Wasza Wysokość. - usiłować ukryć drżenie głosu, ale i tak to usłyszałem. Nie wiedzieli czego się po mnie spodziewać, więc się bali. - Czego żądasz Panie?
-Hmm... Chyba ustaliliśmy tak ze 30 lat temu, że jestem Chris i żadne tytuły już mnie nie dotyczą, dobrze pamiętam? Chcę was zabrać do domu, jak już powiedziałem. Bez obaw! My nie będziemy już toczyć żadnych bitew! Przysięgam, na ten Miecz!
-Jesteśmy z tobą Chris. Zawsze. - Kerk podniósł się z klęczek i podszedł do mnie. - A teraz jesteś nam winny historię z Zaświatów, nie sądzisz?
-A ty sądzisz, że cokolwiek pamiętam?!? To trwało tutaj około tygodnia, a w zaświatach, pamiętam szarość, szepty i mgłę, nad lodową rzeką. Ot cmentarz z kiepskiego horroru, tyle że jeszcze mniej realistyczny. Potem mnie przywołał.
-Kto? Komu mamy dziękować za twój powrót?
-Ro. Świetlistemu Księciu, który mnie zabił. Chociaż mam nadzieję własnoręcznie mu podziękować, więc się nie kłopocz!
Pół nocy omawialiśmy plany... Zaziwiające jak wszystkim się spodobał pomysł wykorzystania Mika, Imperiusa i Lokiego do odwrócenia uwagi... Nawet Kerk nie znalazł żadnych luk, oprócz...
-Zdradzą cię. Zdradzą cie i wszyscy zginiemy.
-I dlatego będą się nawzajem pilnować. Lilith! Ty będziesz ich obserwować i donosić mi o WSZYSTKIM, zrozumiano?
-Oczywiście!
-Zamierzasz zaufać Lokiemu! Wiesz co to oznacza?!?
-Loki uczył mnie kłamać. Nie zamierzam mu w najmniejszym stopniu ufać! Postarałem się, żeby pomoc nam mu się opłaciła, więc nie zdradzi.
-Dopóki nie dostanie atrakcyjniejszej oferty...
-Nie dostanie. A pomoże do końca, bo wie, że nie utrzyma Korony bez pomocy Tronu. A teraz Koronę ma mój brat, więc Tron jej nie odda.
-Obyś się nie zdziwił...
Wreszcie przybył Ferris z Dyrkiem... Ja naprawdę tak teraz o nim myślę?!? No nie wytrzymam! Właściwie to te listy miały być tylko zabezpieczeniem, ale czemu by nie przeciągnąć najlepszego kumpla mojego braciszka na "Ciemną Stronę Mocy"? Zasłużył sobie...
Zostawiłem go w spokoju na pół nocy, a potem poprosiłem Aniołka, żeby z nim pogadał...
-Dzień Dobry Panie Dyrektorze. - wyrecytował stając na progu namiotu.
-Christopher. Nie zamierzam się z tobą bawić w uprzejmości, rozumiesz?!?
-Jestem Oskar. Chris pana podziwia...
-Bardzo śmieszne.
-Twierdzi, że nigdy by nie pomyślał, że ktoś tak potężny jak pan, mógłby poświęcić się tak nudnemu zajęciu, jak uczenie dzieci...
-Do ciebie dociera, kim on jest?!?
-Znam jego wspomnienia. Czuję jego emocje i słyszę jego myśli. Żałuje przeszłości jeszcze bardziej niż ja...
-Czyli wreszcie zmądrzał? Co on zamierza?
-Wrócić do domu. Ale nie będziemy się kłaniać... Nie lubię za bardzo jego rodziny... No, przynajmniej jego matki.
-Królowej??? No w sumie... Ona rzeczywiście jest trochę straszna...
-Zamierza pan na razie wrócić do szkoły? To jeszcze trochę potrwa, a coś czuję, że Akademia może się bez pana zawalić...
-Taaak... Przydałoby się znaleźć jakiegoś zastępcę... Tylko Chris musiałby mnie wypuścić.,..
-To tylko jena przysięga. Że nie spróbuje pan nas zdradzić... Sam pan rozumie, gdyby Ro się dowiedział, że Chris się jednak obudził, to raczej mielibyście kiepskie szanse na powrót do domu...
-Tak... Masz rację... Daj mi to jeszcze przemyśleć.
Minęła jeszcze godzina. Zamierzaliśmy wracać do domu Neda. Byliśmy zmęczeni. A nawet bardzo zmęczeni...
Tuż przed teleportacją Dyr nas zatrzymał i zanim się odwróciłem wyrecytował najprostsze słowa przysięgi... Skinąłem głową i mruknąłem:
-Więc niech pan idzie. - i już stałem w sypialni Neda. Kiedy się nad nim pochyliłem odemknął jedno oko i zrobił mi trochę miejsca na łóżku, po czym znowu zasnął...
Słodki chłopiec.
-Bo inaczej twoja dziewczyna was zabije? Chyba nie mam wyboru...
-Jej. Świetnie. To jutro jeszcze pogadamy... - Demon ledwie pozwolił mi skończyć mówić i rzucił się na szyję Neda... Czy on naprawdę zamierza go udusić?!?
Ned wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. Po kilku chwilach dopiero wyjąkał:
-Oskar... To ty?
-Tak! Nigdy więcej tak nie rób!!! Wiesz jak się martwiłem, kiedy ona... ona...
-Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony... i nie do końca rozumiem to co się stało... moja moc... nie kontroluję tego... nie wiem jak...
-Nie martw się Ned... Nauczymy się. Chris to potrafi i nas nauczy. - Demon wlazł Nedowi na kolana i się do niego tulił... Naprawdę ostatnio zrobił się słodziutkim chłopcem.... A Ned przestał być egoistą. Obaj bardzo się zmienili... Na lepsze oczywiście.
Właściwie to przez resztę dnia Demon i Ned bawili się w najlepsze, przede wszystkim prze x-boxem... Kto by tam ich zrozumiał!
Wieczorem udało mi się przekonać ich, że powinni mi pozwolić na jakiś czas z powrotem przejąć kontrolę i wreszcie załatwić tą całą sprawę z wojną... Sam nie wiem jak to powinienem rozegrać...
Teleportowałem się do Doliny Ugor. Lilith postarała się, żeby wszystko było jak należy. Zgromadziła się większość starych przyjaciół... Banitów, którzy zrezygnowali z walki i ponad wszystko pragną wrócić do domu... Tak jak ja...
Wyszedłem na środek obozu i obrzuciłem wszystkich przenikliwym spojrzeniem... Brakowało Luisa, Willa, bliźniaczek.... Ferrisa, Tiny, Laury, Kate, Sida, Lorasa, Quentyna, Renliego i Rhaegara...
Część z nich wiedziała o Bramach... Może im się udało...
-Renly, Tina, Rhaegar i Kate nie żyją. Reszta zniknęła po kilku przegranych bitwach.
-A Loras?
-Zniknął. Po śmierci Renliego. Nikt nie wie gdzie, ale możliwe że...
-Nie sądzę, żeby popełnił samobójstwo, a na pewno nie jeśli cokolwiek na to wskazuje. Wiesz kto zabił Renliego?
-Podobno Belial...
-Więc najprawdopodobniej Loras jest w Piekle. Naprawdę tak trudno się domyślić?
-Szukałam...
-Jak zgaduję szukałaś Rycerza Kwiatów, ale obawiam się, że ON nie żyje. Loras potrafi zmieniać wygląd.... Może nie tak dobrze jak Ferris, ale sama wiesz...
Wszyscy zgromadzili się na placu pośrodku obozu i wpatrywali się we mnie nieufnie. Ciągle byłem w formie Oskara.
-Miło was znowu widzieć przyjaciele! - zawołałem pogodnie. - Zamierzam wrócić do domu! Znam drogę i potrafię tego dokonać! Wy musicie tylko iść za mną!
Wybuchło pewne zamieszanie. Rozumiałem to. Nie znali mnie. Nie wiedzieli czy mogą mi zaufać... Nie wiedzieli czy to ma jakikolwiek sens...
-Kim jesteś i czego chcesz?!? - zawołał ktoś z tłumu... Poznałem ten głos. Nigdy się nie lubiliśmy, ale właściwie Kerk był jednym z moich najbardziej zaufanych przyjaciół. Przede wszystkim dlatego, że to on zawsze znajdował we wszystkich najgenialniejszych planach, banalne luki. - Nie pójdziemy za obcym!
-Obcym? - udałem zdumienie i spojrzałem na swoje ręce... - Ach! Wybaczcie! Zapomniałem o tym szczególe!
Cofnąłem się o krok i moje ciało ogarnęły płomienie, a sam stałem się cieniem. Pod wpływem jednej mojej myśli płomienie ułożyły się w tron na którym zasiałem, wyciągając jednocześnie płynnym ruchem miecz z pochwy i kładąc go sobie na kolanach. Po kilku sekundach ogień pozwolił im mnie ujrzeć. Miałem już własną postać. Wszyscy uklękli.
-I jak Kerk? Ciągle jestem obcy?
-Nie Wasza Wysokość. - usiłować ukryć drżenie głosu, ale i tak to usłyszałem. Nie wiedzieli czego się po mnie spodziewać, więc się bali. - Czego żądasz Panie?
-Hmm... Chyba ustaliliśmy tak ze 30 lat temu, że jestem Chris i żadne tytuły już mnie nie dotyczą, dobrze pamiętam? Chcę was zabrać do domu, jak już powiedziałem. Bez obaw! My nie będziemy już toczyć żadnych bitew! Przysięgam, na ten Miecz!
-Jesteśmy z tobą Chris. Zawsze. - Kerk podniósł się z klęczek i podszedł do mnie. - A teraz jesteś nam winny historię z Zaświatów, nie sądzisz?
-A ty sądzisz, że cokolwiek pamiętam?!? To trwało tutaj około tygodnia, a w zaświatach, pamiętam szarość, szepty i mgłę, nad lodową rzeką. Ot cmentarz z kiepskiego horroru, tyle że jeszcze mniej realistyczny. Potem mnie przywołał.
-Kto? Komu mamy dziękować za twój powrót?
-Ro. Świetlistemu Księciu, który mnie zabił. Chociaż mam nadzieję własnoręcznie mu podziękować, więc się nie kłopocz!
Pół nocy omawialiśmy plany... Zaziwiające jak wszystkim się spodobał pomysł wykorzystania Mika, Imperiusa i Lokiego do odwrócenia uwagi... Nawet Kerk nie znalazł żadnych luk, oprócz...
-Zdradzą cię. Zdradzą cie i wszyscy zginiemy.
-I dlatego będą się nawzajem pilnować. Lilith! Ty będziesz ich obserwować i donosić mi o WSZYSTKIM, zrozumiano?
-Oczywiście!
-Zamierzasz zaufać Lokiemu! Wiesz co to oznacza?!?
-Loki uczył mnie kłamać. Nie zamierzam mu w najmniejszym stopniu ufać! Postarałem się, żeby pomoc nam mu się opłaciła, więc nie zdradzi.
-Dopóki nie dostanie atrakcyjniejszej oferty...
-Nie dostanie. A pomoże do końca, bo wie, że nie utrzyma Korony bez pomocy Tronu. A teraz Koronę ma mój brat, więc Tron jej nie odda.
-Obyś się nie zdziwił...
Wreszcie przybył Ferris z Dyrkiem... Ja naprawdę tak teraz o nim myślę?!? No nie wytrzymam! Właściwie to te listy miały być tylko zabezpieczeniem, ale czemu by nie przeciągnąć najlepszego kumpla mojego braciszka na "Ciemną Stronę Mocy"? Zasłużył sobie...
Zostawiłem go w spokoju na pół nocy, a potem poprosiłem Aniołka, żeby z nim pogadał...
-Dzień Dobry Panie Dyrektorze. - wyrecytował stając na progu namiotu.
-Christopher. Nie zamierzam się z tobą bawić w uprzejmości, rozumiesz?!?
-Jestem Oskar. Chris pana podziwia...
-Bardzo śmieszne.
-Twierdzi, że nigdy by nie pomyślał, że ktoś tak potężny jak pan, mógłby poświęcić się tak nudnemu zajęciu, jak uczenie dzieci...
-Do ciebie dociera, kim on jest?!?
-Znam jego wspomnienia. Czuję jego emocje i słyszę jego myśli. Żałuje przeszłości jeszcze bardziej niż ja...
-Czyli wreszcie zmądrzał? Co on zamierza?
-Wrócić do domu. Ale nie będziemy się kłaniać... Nie lubię za bardzo jego rodziny... No, przynajmniej jego matki.
-Królowej??? No w sumie... Ona rzeczywiście jest trochę straszna...
-Zamierza pan na razie wrócić do szkoły? To jeszcze trochę potrwa, a coś czuję, że Akademia może się bez pana zawalić...
-Taaak... Przydałoby się znaleźć jakiegoś zastępcę... Tylko Chris musiałby mnie wypuścić.,..
-To tylko jena przysięga. Że nie spróbuje pan nas zdradzić... Sam pan rozumie, gdyby Ro się dowiedział, że Chris się jednak obudził, to raczej mielibyście kiepskie szanse na powrót do domu...
-Tak... Masz rację... Daj mi to jeszcze przemyśleć.
Minęła jeszcze godzina. Zamierzaliśmy wracać do domu Neda. Byliśmy zmęczeni. A nawet bardzo zmęczeni...
Tuż przed teleportacją Dyr nas zatrzymał i zanim się odwróciłem wyrecytował najprostsze słowa przysięgi... Skinąłem głową i mruknąłem:
-Więc niech pan idzie. - i już stałem w sypialni Neda. Kiedy się nad nim pochyliłem odemknął jedno oko i zrobił mi trochę miejsca na łóżku, po czym znowu zasnął...
Słodki chłopiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz