Kiedy otworzyłem oczy poraziło mnie jasne światło padające z okna. Było południe. Leżałem we własnym łóżku ale nijak nie mogłem zrozumieć jak się tam znalazłem...
Przecież doskonale pamiętam nóż Lilith zagłębiający się w mojej piersi... Pamiętam ten ból, który nagle się urwał... Pamiętam twarz którą wziąłem za śmierć...
Skóra spalona o czerwonym połysku... Czarne włosy i rogi... kły... pazury... a te oczy...
To były oczy mojego Oskarka.... Tylko były czarne nie niebieskie...
Rozejrzałem się po pokoju.... W fotelu tuż przy moim łóżku spał Colin.
Chciałem wstać i go nie budzić ale gdy spróbowałem się ruszyć całe moje ciało przeszył spazm bólu. Krzyknąłem i oczywiście Colin się obudził...
-Ned! Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak.... Dziwnie się czuję... Świat mi wiruje przed oczami a ja widzę każdy szczegół... Gdzie jest Oskar?
-Leż spokojnie. Musimy porozmawiać...
Nie znoszę tego tonu. To znaczy dokładnie "stało się coś strasznego, ale nie wiem jak ci to powiedzieć"
Przeraziłem się nie na żarty...
-Co mu się stało?!? Żyje?!?
-Tak. Oczywiście... Nic mu nie jest.... tylko... on jest demonem..... to znaczy opętany przez demona.... to znaczy.... on nie ale... tak było zawsze tylko.... demon się obudził i...
I bądź tu mądry i ogarnij co się stało... Wyciągnięcie z Colina całej historii zajęło mi ponad godzinę. Zanim do mnie dotarło co to oznacza minęła kolejna. Ciągle nie byłem w stanie wstać z łóżka.
-Chce z nim porozmawiać. - powiedziałem w końcu.
Colin wyraźnie się uspokoił.
-Świetnie! Zaraz przyjdzie... Tak myślę... Nie wiem gdzie on jest...
Po chwili Colin poszedł po jakieś leki czy coś i zostałem sam...
Naprawdę dziwnie się czułem... Nie chodziło wcale o to, że wszystko mnie bolało, o to że otarłem się o śmierć, ani nawet o to co się przydarzyło Oskarkowi...
Ten rytuał... Teraz czułem się jakbym był ultra potężny.... Moje zmysły się zmieniły... Nie do końca mogłem przenikać wzrokiem ściany, ale nie wiele brakowało. Nie chodziło o to, że mój słuch się wyczulił, ale potrafiłem usłyszeć fragmenty wykładów, które teraz profesorowie prowadzili w Akademii...
Jakby moje zmysły przestały być związane z ciałem, a tylko z umysłem...
Zapragnąłem zobaczyć Oskara i natychmiast stanął mi przed oczami demon... Demon zabawiający się z jakąś dziewczyną o szarych włosach i niebezpiecznych oczach... Gdzieś już ją widziałem....
To ta, którą Oskar podrywał zanim wróciliśmy do domu...
To było wczoraj? Nie wiem... Tyle się zdarzyło od tego czasu...
Zanim Colin wrócił zasnąłem.
Obudziły mnie podniesione głosy... Płacz...
Colin... Musiałem tam iść. Musiałem się upewnić, czy nic mu nie jest.
Jakimś cudem udało mi się stanąć na nogi... Już nie bolało aż tak bardzo... To nic w porównaniu z tym co działo się w czasie rytuału.
Nie wiem jak ale teleportowałem się właśnie do pokoju w którym byli...
Demon stał pośrodku i wrzeszczał. Colin kulił się na ziemi i szlochał. Z rozciętej wargi płynęła mu krew...
Nie widzieli mnie, a ja nie potrafiłem się ruszyć...
-Ty, mały, kretynie! Naprawdę sądzisz, że mnie to obchodzi?!? Masz mi natychmiast oddać Oratorium!!! Jeśli go nie zobaczę w ciągu godziny, zginiesz! Rozumiesz?!? - Demon wydzierał się na Colina. Kiedy skończył, a chłopak nie był w stanie mu odpowiedzieć, kopnął go w brzuch, tak, że stracił oddech i nie mógł się podnieść.
-Ale Mike... - Colin nie mógł mówić... Szeptał, ledwo łapiąc oddech. Ale Demon usłyszał jego protest i wściekł się jeszcze bardziej. Siłą podniósł go z ziemi i zaczął go bić po twarzy...
-Żadnych ale! Należysz do mnie, zapomniałeś?!? Masz mnie słuchać!!!
Mike... Mike był mężem Colina... Colin go kochał... Jak on mógł?!? Jak ja mogę na to pozwalać???
Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. W ogóle nie powinienem wstawać z łóżka, ale nie mogłem pozwolić, żeby ten... ten.... demon... skrzywdził Colina. Nie mogłem!
I nie wiem co zrobiłem. Nagle wrzasnąłem na Demona, że ma go zostawić, a jednocześnie poczułem jakiś upływ mocy i ogromna siła odrzuciła demona na ścianę...
Nie wiem co zrobiłem. Nie wiem jak to zrobiłem... Ale przypuszczałem, że to tylko próbka tego co mogę zrobić, dzięki mocy Chrisa...
Colin upadł na podłogę... Był ledwo przytomny, ale kiedy dotarło do niego co zrobiłem jego twarz wykrzywiło przerażenie... Demon spojrzał na mnie oszołomiony, ale to trwało tylko kilka sekund.
Potem rzucił się na mnie i już wiedziałem że mnie zabije... I że to nie będzie szybka śmierć...
Nie byłem w stanie się bronić. Właściwie nie czułem uderzeń. Widziałem tylko wściekłą twarz demona i słyszałem krzyki i błagania Colina. Było mi przykro, że Colin przeze mnie cierpi, ale wszystko odbierałem jakby z daleka... Z bardzo daleka... Z innego wymiaru, w którym na niebie świecą dwa słońca, a noc rozświetlają trzy księżyce... Gdzie wszystkie rasy żyją w harmonii...
Nagle ból dotarł do mnie z pełną mocą, a Mike się ode mnie cofnął z niepojętym zdumieniem na twarzy...
Nagle moje serce podskoczyło i zabiło mocniej i szybciej, gdy czyjeś silne ramię zaborczo mnie do siebie przyciągnęło, a tuż nad moim uchem odezwał się cichy, lodowaty głos... Głos, który kochałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz