Co ja mogę poradzić na to, że kocham Rantię? I Neda? I że po tym jak Rantia ze mną zerwała mam pustkę w sercu?
Wielką dziurę, której nic nie zapełni. Wiem to. Wiem, bo już tam była taka dziura. Z czasem stawała się większa i większa..... aż w końcu nie zostało nic..... i..... i.... Wiem, że kiedyś byłem sam. Sam, mimo, że otaczało mnie wielu. Sam, mimo, że ciągle kochałem. Sam, ponieważ miłość stała się moim przekleństwem...........
Nie pamiętam! Nie pamiętam! Wiem, że nie chcę sobie przypomnieć. Wiem, że to było straszne. Powinienem pragnąć uciec od tego jak najdalej.... Ale nie ma ucieczki. Tama zaczęła przeciekać. Kiedy pęknie, muszę mieć przy sobie tych, którzy potrafią mnie pocieszyć. Tych którym mogę zaufać.
Czekałem na Rantię w korytarzu. Albo na Neda. Ale żadne z nich się nie pojawiło. Żadne z nich nie wyszło z sali treningowej. A to znaczy, że są tam RAZEM. A oni się NIENAWIDZĄ. I dlatego pewnie spróbują się pozabijać. Nie! Oni się POZABIJAJĄ!
Wracam biegiem do sali. Nie wiem o kogo bardziej się boję. Nie wiem co zrobię jeśli znajdę tylko jedno z nich żywe.
Wiem, że wtedy dziura znowu zacznie się rozrastać.
To samolubne, że kiedy dwoje moich ukochanych próbuje się zabić ja najbardziej boję się o to, że zostanę sam? Pewnie tak. Ale tak jest. Dlatego kiedy widzę Neda nad Rantią, rzucam się na niego bez wahania.
Nie miałem pojęcia, że płaczę, dopóki Ned nie otarł mi łez z policzków.
-Dlaczego chciałeś to zrobić? - spytałem dusząc szloch.
-Dlaczego?!? A dlaczego ufasz jej bardziej niż mnie? Dlaczego na niej bardziej ci zależy?!?
-Wcale nie! Nie mów tak! - źle się czułem. Jakbym zaraz miał dostać atak. A Ned nie polepsza sytuacji. Wcale nie. Wyrzuty sumienia, nigdy nie polepszają sytuacji.
Myślimy jednakowo, ale czujemy inaczej.
Aniołek i Czarownik uważają Neda za starszego brata, na którym zawsze będą mogli polegać, niezależnie od tego co zrobią. I mają rację. Ale Ned mnie potrzebuje, tak samo jak ja jego. Albo nawet bardziej, bo z tego co widzę nie ma nikogo innego. I co gorsza nigdy nie miał.
Haker jest zbyt nieśmiały i rzadko zauważa. A Dzieciak to dzieciak.
Dlatego to ja muszę się nim "opiekować". To ja gram rolę czułego chłopca.
Delikatny Demon. I on to kocha.
-Dlaczego mam tak nie mówić skoro to prawda?!? Nie uwierzyłbyś mi gdybym ci powiedział, że to ONA chciała mnie zabić! - Ned jest na mnie wściekły. I pewnie słusznie.
-Naprawdę? - spytałem cicho. Ned rzucił mi takie spojrzenie, że musiałem mu wierzyć. - Bałem się, że się pozabijacie. Wiem, że byś to zrobił. Widziałem co chciałeś zrobić. Ale... skoro ona też chce cię zabić, to chyba jeszcze mam u niej szanse, co? - próbowałem się uśmiechnąć. - Jest jakakolwiek szansa, że nie będziesz zaczynać kolejnych....
-To nie ja zacząłem!
-Wiem. Ale czy jeśli ona więcej nie zacznie, to czy istnieje szansa, że się nie pozabijacie?
-Najbardziej byś chciał, żebyśmy zostali przyjaciółmi, prawda?
-Każdy czasami, lubi czekać na cud. - wzruszyłem ramionami. - Byłoby miło gdybyście ni skakali sobie do gardeł, ale wiem, że się nie polubicie.
Rantia poszła. Pomogłem Nedowi wstać. Zerknąłem nerwowo na drzwi, za którymi zniknęła Rantia. Potem znowu spojrzałem na Neda.
-Och, idź już za nią! Mam cię dość. I dopilnuj, żeby mi się nie kręciła po domu! Nie chcę, żeby mi coś zniknęło w tajemniczych okolicznościach. Ani, nie chcę znaleźć bomby w łóżku.
Pobiegłem za Rantią. I co ja zamierzam zrobić? "Przepraszam, że ci nie powiedziałem, że kocham Neda. Ciebie również kocham. Czy jesteś w stanie wybaczyć mi moją bezczelność i spróbować nie zabić Neda?" Beznadzieja.
-Rantia! - zawołałem na nią. Zatrzymała się. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Rantia miała sukienkę do połowy rozdartą...
~Dlaczego, zawsze, w takich sytuacjach potrafię myśleć tylko o tym jaka ona jest piękna?!?~ <Cz.>
~Bo jesteś zakochanym kretynem?!? Mam to załatwić?~ <D.>
~Nie dzięki. Poradzę sobie!~ <Cz.>
-Dlaczego to zrobiłaś? - spytałem niepewnie.
-A dlaczego ty go kochasz?!? - jest na mnie zła. I nie zamierza mi się tłumaczyć. Mamy problem, bo ja nie zamierzam ustąpić!
-Z tych samych powodów, dla których ty go nienawidzisz! Jeśli zrobisz mu krzywdę, to przysięgam, że cię zabiję! - Tak właśnie. Czarownikowi puściły nerwy. Czarownik broni Neda. Czarownik grozi Rantii.
~Ej, bracie! Po raz pierwszy mamy na jakiś temat dokładnie to samo zdanie~ <D.>
-Podobno mnie kochasz! On o mało mnie właśnie nie zabił, a ty trzymasz jego stronę! - wrzasnęła na mnie gniewnie. Nieźle się zaczyna.
-Jesteś zazdrosną jędzą!
-Wariat!
-Idiotka!
-Dwulicowy szaleniec!
-Przewrażliwiona morderczyni!
-Nienawidzę cię! - krzyknęła i spoliczkowała mnie. Oddałem jej dwa razy mocniej i krzyknąłem:
-Ja cię też!
Przewróciliśmy się razem na ziemię. Trwało to kilka sekund. Rantia walnęła mnie łokciem z całej siły w głowę. Trochę mnie zmroczyło, a po pół sekundzie dostrzegłem twarz Rantii tuż nad swoją. Nie jestem pewien jak. Nie wiem kto to zaczął. Ale w następnej chwili całowaliśmy się namiętnie na podłodze.
-Kocham cię. - wymruczałem siadając.
-Zamknij się. - odwarknęła i nasze wargi znowu się spotkały.