wtorek, 30 września 2014

Valionie nadchodzę!

Villin razem z ta nową drze się na całe mieszkanie i jak tu w spokoju mam przestudiować księgę o demonach?
-TU JEST P-R-Z-E-Ś-L-I-C-Z-N-I-E!!!- wydarła się Villin. Nie to już przesada.
Wychyliłam głowę z mojego pokoju i zawołałam;
-Na miłość boska! Villin bądź...
Wiadomo- nie dane było mi dokończyć. A dlaczego? Bo właśnie Loren przyniosła mi potargany świstek papieru, który upuściła pod moimi nogami. A, że był to zaczarowany świstek to przede mną zmaterializowała się iluzja "pana szefa". 
Szybko zatrzasnęłam drzwi i zapytałam przeciągając każde słowo:
-Czego chcesz?
-No zgadnij. Na pewno chcę żebyś przeszła się ze mną do kina, a później na kolację do restauracji...-przewróciłam oczami.
-A tak poważnie? Co mam zrobić?- "usiadł" na łóżku i powiedział.
-Widzisz "taki jeden" przechytrzył Tenę i Paula...
-I?...
-I musisz dokończyć to za nich.-prychnęłam podirytowana- Och nie bulwersuj się tak... to był Valion, a z tego co wiem chciałaś z nim wyrównać rachunek...-spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Hmmm, Valion? Możliwe, że się skuszę, ale najpierw powiedz gdzie jest haczyk.
-Jaki haczyk kochana?-popatrzałam na niego- ... Musisz zmienić wymiar.
-Na jaki dokładnie?
-Lodowe pustkowia...
-Lodowe pustkowia... No dobra, a kiedy?
-Już.-i zaczął się rozpływać.
-A jak mam się tam niby dostać?! Nie mam ochoty układać portalu! NAWET NIE PRÓBUJ!- i zniknął.
Świetnie! Otworzyłam okno i "wyszłam" na dwór.
***
Cóż oby się nie mylił. Jeśli nie znajdę tam Valiona to naprawdę... to będzie ostatni raz jak coś dla niego zrobiłam.-powiedziałam sama do siebie i weszłam do portalu.
Rantia

niedziela, 28 września 2014

Hipnoza i Iluzja cz.III

Więc Ostatecznie Ostateczny Termin to 31 września. potem nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień.
-Dyrektor Shadow

Oskarkowi poszło nieźle. Dzięki mnie oczywiście.
Połowa mojej klasy nie miała żadnego planu na test i zgapiła od pierwszaczków. Geniusze. Nie cierpię ich.
Dragonfire, nie są tacy źli. Jak na elfy. Myślę że mogę z nimi wytrzymać. Trochę. Ale jeszcze nie jestem pewny. Co za dużo to nie zdrowo. trzech kumpli mi wystarczy. Czterech, jeśli liczyć Cynamona. A Colin zamierza mi jeszcze ściągnąć na głowę swojego chłopaka.
Wszystko się pięknie układa. Oskar cały dzień nic tylko podlizuje się Rantii. O nie! Tak być nie może! Jak tylko do mnie podszedł przyciągnąłem go do siebie, posadziłem na moich kolanach i pocałowałem zaborczo.
-Jesteś mój, Maleńki. Tylko mój.
-Chyba coś ci się przyśniło Edziu. - Odsunął się ode mnie z wrednym uśmieszkiem, a kiedy zamierzałem na niego nakrzyczeć zamknął mi usta pocałunkiem. Ten mały wredny... aniołek. No dobra Aniołek kocha Rantię, ale ten tutaj jest stanowczo zbyt słodki na Demona. A Haker odezwał się do mnie jak dotąd może dwa razy.
Klasa Oskara już skończyła. Nie zwracałem na nich zbyt wielkiej uwagi, ale paru osobom poszło nieźle. Z tego co widziałem to przynajmniej jedna osoba dostanie 5.
Nie żeby Dyra to cieszyło, ale zawsze jest sprawiedliwy. Wredny, zły, wybuchowy, nieobliczalny, ale sprawiedliwy.
Nasza klasa mnie nie interesuje, więc znowu zacząłem przysypiać. To wszystko wina Oskara! Normalnie siedziałbym sobie spokojnie w domu i odpoczywał. A ogólnie Oskar gdzieś się na zapodział. A nie! Tam jest! Przy oknie.
Wstałem i podszedłem do niego.
-Co jest? - po jego minie wiedziałem, że coś musiało się stać. Nie żeby był smutny. Raczej zdenerwowany. I z jakiegoś powodu rozbawiony.
-Nic. Rantia właśnie uciekła gdzieś z jakimś przystojniakiem. Przed chwilą się tam obściskiwali - wskazał ręką za okno. - Był nawet całkiem śliczny... Myślisz, że bardzo by się na mnie obraziła, gdybym odbił jej chłopaka? - spytał z niewinnym uśmiechem.
-Ej, ej, ej! Chłopcze! Na ile ty frontów zamierzasz grać? No opanuj się! - nie dać się wyprowadzić z równowagi... nie dać się wyprowadzić z równowagi... nie dać się wyprowadzić z równowagi...
-Właściwie to mógłbym na sześć... - i jak tu go uderzyć, kiedy robi takie słodkie oczka? Ja zaraz wyjdę z siebie!
-Podobno masz pięć osobowości! - mruknąłem odwracając się i wracając na miejsce. Ludzie już zaczęli się rozchodzić. Zostało może 6 osób.
-Tiaa... Bo wiesz, ostatnio zacząłem się dogadywać z Chrisem.... I on jest chyba jednym z nas... Ale on jest inny, bo nigdy nie przejmuje kontroli, tylko bawi się sobowtórem... Nie do końca da się to zrozumieć...
Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Dyro uznał, że to już jest moja kolej.
-To jak skarbie? Dostanę buziaka na szczęście? - spytałem z (w moim mniemaniu) uroczym uśmiechem. W odpowiedzi Oskar pokazał mi język i uciekł na drugi koniec sali.
Zdaje się że jestem ostatni. Świetnie. Nie przeszkadza mi to. Skoro zamierzam zdenerwować Dyra, to lepiej, żeby nie było wielu świadków, bo może mi nie wybaczyć.
Wszedłem na scenę i z kamienną twarzą spojrzałem na Dyrka.
-No więc? - zapytał kwaśno. - Czy pan Stark, zamierza nam pokazać coś poza swym "pięknym" uśmiechem?
Och ten sarkazm! Jęknąłem teatralnie i rzuciłem Dyrowi cierpiętnicze spojrzenie.
-Możemy to sobie odpuścić? Już to cztery razy przerabialiśmy... Ja się uśmiecham, pan mi daje 3. Nikt nic nie wie i wszyscy są szczęśliwi.
-Panie Stark. Chce pan otrzymać ocenę niedostateczną?!? - Dyr się wściekł! Jej! Zadanie wykonane!
Moja twarz się rozchmurzyła. Gdzieś tam zabłysły złociste promienie słońca, a nad moją głową utworzył się łuk tęczy. Po chwili po tęczowym moście przebiegł różowy jednorożec, a na całą scenę rozsypało się konfetti, kwiaty i bańki mydlane. Pustą aulę wypełnił aplauz tysiąca głosów.
Skłoniłem się rozpromieniony i rzuciłem Dyrowi wyzywające spojrzenie.
Prychnął zirytowany; mruknął coś w stylu: "arogancki dzieciak", pokręcił głową i uśmiechnął się do mnie.
Nie mogłem się powstrzymać. Rozległ się jeszcze głośniejszy aplauz, na Dyra wysypała się kolejna porcja konfetti a wokół jego twarzy zaczęło krążyć stado(!) różowych jednorożców.
Potem na całą szkołę rozległ się jego krzyk wściekłości i wszystko zniknęło.
Dobra, przegiąłem. Wiem o tym. Ale przecież nikt tego nie widział!

To trochę dziwne...

Aina zakryła mi rękami oczy i powoli wprowadziła do sypialni. Gdy opuściła ręce wręcz nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam jej się na szyję krzycząc:
-Tu jest prześliczne! Skąd wiedziałaś, że pochodzę z Azjii?
-Zgadywałam- odparła wymijająco.
-Ale w sumie nieważne, tu jest P-R-Z-E-Ś-L-I-C-Z-N-I-E!!!- skakałam do okoła Ainy okazując coraz większy zachwyt.
Wyglądała na naprawdę zszokowaną moją reakcją. Mój wybuch entuzjazmu przerwała Rantia, wystawiając głowę ze swojej sypialni i wołając:
-Na miłość boską! Villin bądź... -odwróciła się i szybko zamknęła drzwi. 

Hmmm... zupełnie tak jakby zobaczyła u siebie w pokoju ducha i chciała go przed nami ukryć. Czasami w ogóle nie rozumiem jej zachowania...
-Ona naprawdę zachowuje się tak codziennie?- zapytała Aina.
-Co?... A tak, zwykle właśnie tak robi.- odparłam uśmiechając się serdecznie.- Nie przejmuj się, przywykniesz. :)
-NAWET NIE PRÓBUJ!!!- wrzasnęła Rantia.
Hmmm... no to już nie jest normalne, nawet jak na nią.
-Może zobaczymy co ona robi?- zaproponowała zmieszana Aina.
-W zasadzie lepiej tego nie robić, ale dzisiaj może zrobimy wyjątek...
Podeszłyśmy do drzwi jej pokoju, rzuciłyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i nacisnęłam klamkę. Pierwszy raz widzę sypialnię Rantii i powiem tylko tyle: O WOW! Tapeta jest całkowicie czarna, w niektórych miejscach obdrapana. Podłogę pokrywają hebanowe panele, na których leży puchaty, czerwony dywan. Na oknach wiszą krwiście czerwone, grube zasłony. Meble, tak jak podłoga, wykonane są z hebanowego drewna. Na wielkim łóżku (z czerwoną narzutą) rozłożone są jakieś grube księgi. Cały pokój sprawia wrażenie naprawdę mrocznego. Co najmniej jakby był to pokój jakiegoś metalowca... Tylko, że czegoś mi tu brakuje, dokładniej to kogoś.
-Gdzie jest Rantia?- zapytałam Ainę, która stała przy otwartym oknie.
Chwila przy otwartym?! Rantia chyba przez nie nie wyskoczyła prawda?! To jest pierwsze piętro! Wampiry na ogół nie skaczą z okien!
-Myślisz, że wyskoczyła?- zapytałam trochę zdenerwowana Ainę, która obecnie przeglądała księgi leżące na łóżku.
-No w sumie... chyba się nie rozpłynęła co nie?
-Raczej nie. Co to za książki?
-Nie mam bladego pojęcia. Wszystko jest zapisane w jakimś dziwnym języku.
-Pokaż- powiedziałam i podeszłam do łóżka.
"In generale, i demoni non si mischiano negli affari di altri esseri. Ricordiamo loro al nostro mondo si traduce spesso in possesso o rilascio di mostro..."
-Okey ja też nic z tego nie rozumiem...
Aina właśnie przeglądała szafę Rantii.
-Ona jest gotką? Bo z tego co ma w szafie...
-Chyba nie. Znaczy nie mam pojęcia, wiem o niej ledwie tyle, że jest wybuchowa, tajemnicza i bodajże jest wampirzycą, ale nawet tego nie jestem w 100% pewna.
-Czyli mieszkamy pod jednym dachem z zupełnie nieprzewidywalną wampirzycą?
-Hmmm... Nigdy tak o tym nie myślałam. Lepiej będzie jak stąd wyjdziemy zanim wróci Rantia, bo naprawdę wolę nie wiedzieć do czego jest zdolna...
Szybko odłożyłyśmy księgę na łóżko i wyszłyśmy dokładnie zamykając drzwi.
-Muszę iść pokazać iluzję panu dyrektorowi...
-A no tak, rzeczywiście całkiem zapomniałam, że jeszcze tego nie zrobiłaś. Życzę powodzenia!- zawołałam za wychodzącą dziewczyną...
Villin

czwartek, 25 września 2014

Historia

Do wszystkich zainteresowanych.
Kto chce poprawić kartkówkę ma czas do końca semestru (koniec października).

1. Imiona głównych bohaterów powieści: Lew, Czarownica i Stara Szafa (Opowieści z Narni)
2. Scharakteryzuj jakąś rasę fantasy (proszę o pewną kreatywność, nie chcę elfów, krasnoludów i wilkołaków! im bardziej kreatywne tym lepiej!)
3. I niech będzie opis jakiegoś magicznego artefaktu. (nie zezwalam na nic już opisanego w Akademii. zero szklanych kul, zero mioteł, zero Oratorium)

Napiszcie odpowiedzi i opublikujcie w poście.
Za każdym razem będę zmieniać książkę z zadania 1. (patrzcie w komy)
Proszę nie zgapiać istot/artefaktów, bo nie będę uznawać

wtorek, 23 września 2014

No błagam... (Momenty +18)

Wyszłam na błonia. Nie mam wcale ochoty siedzieć dalej na sali i oglądać "pomysłowe" występy pozostałych. Wystarczy, że Oskar wpadł na genialny pomysł stworzenia iluzji demona. Idiota, bez dwóch zdań! Przecież zawsze istnieje ryzyko, ze coś nie wyjdzie, że zamiast iluzji pojawi się prawdziwy potwór. Ryzyko jest znacznie większe jeśli tworzymy tę iluzję używając demonicznego języka! I-D-I-O-T-A! A jeśli by mu się coś stało? No właśnie co bym wtedy zrobiła? Żyła bym dalej, co innego miała bym robić? Przystanęłam na chwilę, naprzeciwko mnie pojawił się Lysander. Opierał się o drzewo i intensywnie o czymś rozmyślał. Na mój widok uśmiechnął się uwodzicielsko- cały on! Oparłam się obok niego i zapytałam:
-Tak właściwie to dlaczego mi pomogłeś?
-A dlaczego miałbym ci nie pomagać? Przyznaj, że potrzebowałaś pomocy... twój "chłopak" tylko się do ciebie głupio szczerzył więc uznałem, że powinienem ci pomóc. Ktoś tu musi być dżentelmenem.- i jak to w jego zwyczaju, uśmiechnął się prowokująco. Przewróciłam oczami.
-Możliwe, że potrzebowałam pomocy, ale tak właściwie co ty tutaj jeszcze robisz? Nie wracasz do Sergio i reszty?
-Wyobraź sobie, że nie wracam...-odparł i od razu spochmurniał.- Musiałem odejść... wygnali mnie... uznali za słaby punkt...
-Ale wysłał cię do mnie abyś przekazał mi wiadomość...- mruknęłam bardziej do siebie niż do Lysa- Chwila! Wcale nie musiałeś przyjść tutaj do mnie! Ty z tym księciem wcale nie mówiłeś na poważnie! Chciałeś mieć tylko sensowny powód dla którego mógłbyś się ze mną spotkać bo wiedziałeś, że inaczej nie zgodzę się na żadne spotkanie!
Spuścił wzrok. Pięknie trafiłam w sedno!
-Lys...- szepnęłam, a on spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi ciemnymi oczami.- No proszę cię...
Nie mogę! Jak on to robi? Albo inaczej, co on robi? Co on robi, że uginają się pode mną nogi? I pomyśleć, że wystarczą słodkie oczka i już rozmiękam! Dlaczego tylko on tak potrafi?
~Bo go kochasz!
I jeszcze ta się wtrąca! 
~Chyba sobie ustaliłyśmy, że to ja żądzę?
Odsunęła się w cień... Rzadko w ogóle z niego wychodzi. Prawie nigdy się nie odzywa, a jak już to zrobi to zwykle ma rację.
~No dobra masz rację. Zresztą jak zawsze!
-Posłuchaj Lys, po pierwsze wcale nie musiałeś wymyślać bóg wie czego, żebym zgodziła się z tobą spotkać.- przysunęłam się do niego bliżej- Po drugie, nie mam pojęcia jak ty to robisz, ale wygrałeś!
Gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Lys nie poprzestał tylko na tym, przyparł mnie do drzewa i zaczął coraz namiętnej całować. Odwzajemniłam każdy jeden pocałunek. Muszę mówić, że obydwoje uznaliśmy, że same pocałunki to za mało? Sadzę, że nie.
-Hmmm, nie uważasz, ze było by trochę głupio gdyby ktoś nas tu zauważył?
-Było by... Chodź za mną.
Powiedział i pociągnął mnie za sobą. Nie minęło nawet 5 minut, a już staliśmy pod piękną willą.
-Tylko mi nie mów, że tutaj mieszkasz.
-Widzisz potrafię cię jeszcze zaskoczyć.- puścił do mnie oko i otworzył drzwi.
Już sam przedpokój sprawiał nieziemskie wrażenie, piękne hebanowe meble idealnie pasowały do białego dywanu i jasnej podłogi. Lysander wyraźnie zadowolony z mojej reakcji, ominął mnie i zniknął za jakimiś drzwiami. No zgadnijcie co zrobiłam? Tak! Poszłam za nim! Jednak podążanie za właścicielem posesji wcale nie było łatwe, ta willa jest piękna, ale i ogromna. Zgubiłam się po 5 minutach... Weszłam do jakiegoś saloniku z kominkiem. Ogień skwierczał wesoło, podeszłam bliżej kominka i nagle drzwi przez, które weszłam zatrzasnęły się z hukiem. Odwróciłam się, oparty o framugę drzwi stał uśmiechnięty Lys. Podszedł bliżej, pocałował mnie gorąco i pchnął na kanapę...
***
Leżeliśmy na dywanie patrząc sobie w oczy. Ta chwila mogła by trwać wiecznie, ale oczywiście ktoś musiał nam przeszkodzić. Zadzwonił dzwonek do drzwi, na początku próbowaliśmy go zignorować, ale dzwonienie nie ustawało.
-Ehhh...- Lys westchnął i ubierając koszulę poszedł w stronę drzwi.
No dobra, chyba też powinnam się "ogarnąć". Lys coś długo nie wraca... ruszyłam do przedpokoju.
-Wiem, że wiesz gdzie ona jest!
Niemożliwe... David? Podeszłam bliżej drzwi i wyjrzałam przez dziurkę od klucza. Tak to zdecydowanie on... tylko mi nie mówcie, że mnie szuka. David znowu nawrzeszczał na Lysa, no nie przesadził! Otworzyłam z impetem drzwi i weszłam do przedpokoju. Objęłam Lysa i spojrzałam z pogardą na Davida.
-Czego tu szukasz?
-Właściwie to ja niczego nie szukam-powiedział i przybliżył się do drzwi- Sergio chce żebyś wróciła.
-Dlaczego? Podaj mi chociaż jeden powód dla którego miała bym wrócić!
Odpowiedziała mi cisza.
-No właśnie! A teraz się stąd wynoś i przekaż Sergio, że prędzej zginę niż do was wrócę!
David szybko wyszedł, tchórz! Spojrzałam na zdezorientowanego Lysandra cmoknęłam go w policzek i wyszłam. Zanim się spostrzegłam byłam już w akademiku.
-Mogłabym zrobić tu mały remont?- usłyszałam gdy stanęłam pod drzwiami.
-Jasne, tylko...
-Z dala od mojej sypialni bo nie dożyjesz jutra!- wrzasnęłam na powitanie i zaszyłam się w swoim pokoju...
Rantia

poniedziałek, 22 września 2014

Małe zmiany w sypialni - Aina 2

Villin, to naprawdę miła osóbka. Nieco irytująca, ale ma czarujący charakter. A mówię Wam to ja! Jeśli mówię to co właśnie powiedziałam, to już znaczy dużo. Kěrh powiedział mi o Villin, wszystko co będzie mi potrzebne do zmienienia sypialni. Azjatka. W zasadzie to podoba mi się taki klimat.
Powiedziałam Villin, żeby dała mi około 20 minut i nie wpuszczała nikogo do środka, dopóki nie wyjdę. Postanowiłam zacząć od wielkiej "fototapety" pokrywającej całą ścianę. Postanowiłam umieścić na niej wystające nieco drzewo z lekko falującymi kwiatami wiśni, na tle zielonych wzgórz. Fototapeta będzie zmieniać się wraz z porą dnie i nocy, z tym że w nocy księżyc zawsze jest w pełni. Dniem nad wzgórzami latają smoki, zaś nocą pod drzewem kłębią się świetliki. W drzewie postanowiłam też zrobić dziurę, w której umieściłam wykładane karmazynowym jedwabiem legowisko. Dla pewności rybki Villin umieściłam na drugim końcu pokoju. Na podłogę dałam amarantowy, miękki, "makaronowy" dywan, który aż prosił się, by chodzić po nim boso. Trzy proste łóżka stojące obok siebie naprzeciw fototapety idealnie dopełniały wolną przestrzeń, więc zmieniłam jedynie drewno na jasny heban, a pościel na przeszywany srebrną nitką błękit. Nad łóżkami postanowiłam poświecić podświetlane zdjęcie każdej z nas, które co godzinę zmieniało pozę. Całość wyglądała estetycznie i magicznie. Tak jakie było założenie. Nie miałam pomysłu na wielkie okno, na przeciwległej ścianie do drzwi. W końcu zdecydowałam się na wbudowaną w nie purpurową "kanapę" zrobioną z mięciutkiej skóry i cieniutkie, delikatne zasłonki opięte po bokach, tak by wygodnie było siedzieć, i by nie zasłaniały widoku na wiszący naprzeciw telewizor plazmowy. Przyglądałam się temu wszystkiemu krytycznym okiem. Ściany bez fototapety pozostawiłam białe, żeby nie było zbyt jaskrawo. W końcu zdecydowałam się jeszcze na zmianę lampy. Pomyślałam o Villin i Sarze. One obie mają smoki. Postanowiłam dać lampę kształcie zwiniętego w okrąg smoka, w środku, którego była świecąca kula magiczna. Gdy skończyłam, zostało mi już mało mocy, ale byłam zadowolona z efektu. Pokój powinien spodobać się Villin. Taką przynajmniej mam nadzieję. Przecież zrobiłam to wszystko dla niej... ale czy aby na pewno?
-Villin? Chyba skończyłam. Chcesz zobaczyć?
-Jasne!- krzyknęła wesoło i natychmiast pojawiła się przy mnie.
-Podoba ci się?

Słodycze i nowa osóbka

Weszłam na scenę i wypowiedziawszy jedno krótkie zaklęcie, wyczarowałam, a dokładniej stworzyłam iluzję- deszczu czekoladowego! :D Sprawiłam też, że cała aula została przybrana słodyczami. Na środku biegał piankowy kotek, który gonił Sarę. Wszyscy byli zadowoleni- wszyscy poza dyrektorem. Co zrobić by i na jego twarzy wykwitł uśmiech? Niestety nie mam pojęcia. Postanowiłam pomęczyć jeszcze trochę Sarę i nasłałam na nią cukierkowe motylki. Przy okazji powinnam wspomnieć, że profesor Killer był naprawdę uradowany! Bawił się z nami łapiąc cukierki i watę cukrową. Chyba jedyny zabawowy nauczyciel. :) Nagle wydarzyło się coś czego nie przewidziałam- Ed rzucił w Rantię kulką z cukru, a ona nie pozostając mu dłużna oddała mu piankowym miśkiem. Oskar chciał żeby przestali, ale poskutkowało to tylko tym, że i on oberwał watą cukrową. Zanim się spostrzegłam, już wszyscy (w tym też profesor Killer i ja) rzucali się słodyczami. Wojna na jedzenie! Wszystko było by wspaniale gdyby w pewnym momencie nie oberwał też dyrektor. Gdy tylko wstał i strzepnął ze swojego ubrania cukier wydarzyło się coś naprawdę niesamowitego- Dyrektor Shadow rzucił watą cukrową w dyrektor Light! Ona rzuciła w innego nauczyciela, ten w jeszcze innego i nie minęła nawet minuta, a cała rada nauczycielska kleiła się od słodyczy.
Machnęłam ręką i iluzja zniknęła. Zeszłam zadowolona ze sceny i ruszyłam w stronę Rantii, która powiedziała, że dzisiaj razem ze mną wróci do akademika. Super nie? :D
Rantia wpadła na dość dziwny, ale naprawdę zabawny pomysł- użyła pani dyrektor jako "królika doświadczalnego" i zrobiła z niej pośmiewisko. Bardzo ryzykowne, ale chyba skuteczne bo dyrcio był naprawdę rozbawiony. Może się nie śmiał, ale był rozbawiony,a to już jest spore osiągnięcie! Gdy Rantia wróciła ze sceny podeszłam do niej i zapytałam:
-To jak idziemy już? Powiedz, że idziemy!
-Villin... Chciałabym zobaczyć co pokaże Oskar, chyba rozumiesz?- zapytała ze słodkim uśmiechem.
Znam ją już trochę i wiem, że ten uśmiech oznacza dokładnie "mam inne plany, daj mi teraz spokój".
-Dobrze rozumiem- odpowiedziałam niezrażona.- W takim razie muszę iść sama. Do zobaczenia w domu...- rzuciłam przez ramię i ruszyłam do akademika.

***
Siedziałam na kanapie i przeglądałam jakiś magazyn. Całkiem ciekawy, ale raczej nie w moim typie... nie interesują mnie mordercy i złodzieje. Tak w ogóle to skąd to się tutaj wzięło? Wzruszyłam ramionami i odłożyłam gazetkę  tam gdzie ją znalazłam. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Hmmm... To nie Rantia bo ona nie puka (prawie zawsze wparowuje do środka zatrzaskując później z hukiem drzwi), Sara też nie, bo ona lubi niezauważona wejść do środka. Więc kto to może być?
Szybko pobiegłam otworzyć drzwi. Po drugiej stronie stała śliczna dziewczyna z walizką. Bez zbędnych ceregieli wciągnęłam ją do środka.
-Jestem Villin, a ty to zapewne Aina, pani dyrektor coś o tobie mówiła. Będziesz mieszkała razem z nami?
-Z nami?...- zapytała rozglądając się po salonie.
-Tak. Ze mną, Sarą i... z Rantią, ona się przecież wścieknie. Ale szybko jej przejdzie, ona już taka jest. Nikogo nie lubi i wszystko jej przeszkadza. Nie przejmuj się zbytnio jej zachowaniem.
-Yyyyy... Dobrze.
-Powiedz skąd przyjechałaś?
Zapytałam i pobiegłam do kuchni po coś do picia.
-Przyjechałam z...
-Chcesz herbaty czy wolisz jakiś sok?
-Może być herbata, ale wracając do...
-Ile słodzisz?
-Łyżeczkę. Więc przyjechałam z...
-A widziałaś już szkołę?- zapytałam przynosząc herbatę.
Z wyraźną irytacją w głosie odpowiedziała:
-Nie nie widziałam. Przyjechałam z... Zresztą nieważne...
-Ważne, nieważne i tak się kiedyś dowiem.- powiedziałam uśmiechając się szeroko.
-Hmmm... A gdzie będę spała?
-U Ranti jest wolne miejsce, ale ona prędzej Cię zabije niż pozwoli spać ci w swoim pokoju. Więc albo na kanapie o tutaj-wskazałam sofę na której siedziałyśmy- albo z nami o tu.
Chwyciłam ją za rękę i zaciągnęłam do sypialni. Rozejrzała się po pokoju i wyczarowała sobie łóżko. Gdy skończyła zapytała:
-Mogłabym zrobić tu mały remont?
-Jasne, tylko... -nie zdążyłam dokończyć bo do pokoju wparowała Rantia.
-Z dala od mojej sypialni bo nie dożyjesz jutra!- wrzasnęła i znikła za drzwiami swojej świątyni.
-Nie przejmuj się ona tak zawsze.- powiedziałam z uśmiechem do zszokowanej Ainy.

Villin :*

Rozpoznanie- Aina 1

Na krawędzi lasu. Stałam tam. I rozmyślałam. Nad tym, czy to tu go znajdę. Czy to tylko beznadziejna nadzieja, na upust narastających wciąż emocji. Nie zauważyłam nawet, że zrobiło się już ciemno. Stałam tak cały dzień. I myślałam. Nad czym? Nad przeszłością. Nad końcem szczęścia. I początkiem bólu, rozpaczy. Nagle odezwał się Kêrh wyrywając z zatruwających mi umysł myśli.
-Jesteś pewna?
-A jak sądzisz?
-Oczywiście, że nie jesteś. Może spróbuj tym razem znaleźć kogoś innego...?
-Wiesz, że innego nie pokocham.
-Wiem.
-Więc...?
-Znajdź kogoś zupełnie innego, nie kochanka. Przyjaciółkę.
-Kogo? Kim jest to coš?
-Ktoś, a nie coš. Naprawdę nie wiesz?
-Nie...
-Więc sama się przekonasz. Poszukaj tu jakiejś dziewczyny. Najlepiej gadatliwej i wesołej. Pomoże cię się oderwać od przeszłości.
-Kiedy ja wcale nie chcę..
-Właśnie, że chcesz. Nie rozumiesz tego? Jesteś samotna, powoli z tego powodu zanikasz, zamykasz się w sobie. Potrzebujesz towarzystwa.
Nie wierzę mu. Ale czasem mówi w taki sposób, że muszę go posłuchać.
-Ok. Obiecuję, że spróbuję znaleźć "przejuke".
-Przyjaciółkę.
-Tia.
*****
Postanowiliśmy poczekać do rana. Kêrh poszedł na "rozpoznanie". Ja przygotowałam legowisko, na noc. Wrócił o północy.
-Pokój 207. Villin Anneris.

<Villin?>

niedziela, 21 września 2014

(Nie) Pechowy dzień.

Dziewczyna się spóźniła. Tradycja. Weszła na scenę. Mruczała coś pod nosem. Popstrykała palcami. Nieco się pośmiała. Wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę. Gdy klasnęła dłońmi wszyscy wyglądali jak kurczaki. Drugim klaśnięciem dłoni zmieniła szkołę na pastwisko. Za trzeci klaśnięciem zaczął padać deszcz. Dziewczyna spojrzała na to z wielkim oburzeniem. To było mało śmieszne. Po czwartym klaśnięciu dziewczyna stworzyła podobiznę Rantii i Oskara. Wyglądali śmiesznie. Po piątym klaśnięciu wszystko znikło. Dziewczyna ukłoniła się i zeszła z sceny. Dyrektor...


<Czekam na reakcję>

Test?...

Lekcje odwołane ponieważ szanowny pan dyrektor postanowił zrobić test z iluzji! Wszyscy musieli zebrać się na auli i po kolei- zaczynając od klas pierwszych- pokazywać zabawne iluzje. Kto je ocenia? Człowiek bez poczucia humoru! Świetnie co nie? :D
Trochę- no dobra nie oszukujmy się -dużo czasu minęło zanim nadeszła moja kolej.
Ale w końcu weszłam na scenę. Tak na scenę, przecież jak już z rozmachem to na całego. Stanęłam na środku i... stałam. Teraz sobie przypomniałam, że nie mam pojęcia co pokaże. Jak mogłam zapomnieć o zrobieniu planu czy czegoś takiego?! Rozejrzałam się po auli- Oskar uśmiechał się do mnie, Stark rozmawiał z Lousem, Villin śmiała się z czegoś co powiedziała jej Sara, pan dyrektor wyglądał na znudzonego, pani Light rozmawiała z profesorem Killerem wymachując przy tym rękami we wszystkie strony, a pozostali nauczyciele patrzyli to na mnie to na dyrektora. Hmmm... chwila, czy tam jest Lysander!? Co on do diabła robi za tą szybą?!
(Aula miała wielkie okna, przylegające do siebie i za jednym z tych okien stał czarnowłosy mężczyzna wskazujący na panią dyrektor.) Hmmmm... To może być ciekawe. Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym kiwnęłam głową dając Lysowi znak, że zrozumiałam aluzję. Prawie szeptem wypowiedziałam zaklęcie i w całej sali zapanowała zupełna ciemność. Po około 10 sekundach "przywróciłam światło". Nie byłam już sama, obok mnie na scenie stała pani dyrektor w stroju clowna- olbrzymie buty, bufiasty strój i wielkie tęczowe afro. Po sali przebiegł szmer i teraz już wszyscy patrzyli na scenę, nawet dyrcio Shadow spojrzał na nas zaciekawiony.
Panna Light spojrzała na swój nowy strój, rzuciła wszystkim mordercze spojrzenie i wrzasnęła:
-Co was tak bawi?!- teraz popatrzała na mnie- A ty masz natychmiast zdjąć ze mnie ten strój!
-Pani dyrektor!- zawołałam udając zaskoczenie- No wie pani co...
-Ja nie żartuję Miravai! Natychmiast zdejmij ze mnie to obrzydlistwo!
*Gdy pani dyrektor wydzierała się na mnie zdjęłam iluzje.*
-Proszę pani przecież to chyba nie moja wina, że ma pani tak okropny gust!- oznajmiłam i rozłożyłam bezradnie ręce.
Spojrzała na mnie, potem na siebie i ruszyła wściekła w moją stronę. Łup! Przewróciła się i na skórce od banana przejechała przez całą scenę, zleciwszy na krawędzi. Cała sala wybuchnęła śmiechem na widok podnoszącej się z ziemi dyrektorki. Pannie Light chyba nie było aż tak do śmiechu, wgramoliła się z powrotem na scenę i wrzasnęła:
-Natychmiast macie przestać się śmiać!
*W tym czasie ja utworzyłam za nią swoją iluzję i naśladowałam jej gesty* Zamiast ciszy na auli rozległ się jeszcze głośniejszy śmiech. Dyrektorka przybrała kolor różowo/wiśniowy, podeszła do mnie i wycedziła przez zęby:
-Masz spore kłopo...- nie dała rady dokończyć bo dostała plackiem w twarz.
Spojrzałam na dyrektora Shadowa i o dziwo spostrzegłam, że całkiem nieźle się bawi, może się nie śmieje tak głośno jak profesor Killer, ale jest wesoły! Sukces! Teraz wystarczy jakoś to zakończyć i może mam szansę na 4! (Radujmy się :D)
Machnęłam ręką i posłałam umazaną plackiem dyrektorkę na jej początkowe miejsce obok profesora Killera. Wyczarowałam małą paczuszkę przed panną Light i schodząc ze sceny oznajmiłam.
-To dla pani w ramach przeprosin...
Ledwo zdążyłam ukryć się za rozbawionym Oskarem, a rozległ się wrzask dyrektorki:
-MIRAVAI!!!
No co? W paczuszce był tylko następny placek...

Rantia

sobota, 20 września 2014

Aina Teufel





Imię: Aina 

Nazwisko: Teufel 
Znak: Lew
Partner: kiedyś był.. mówił, że na zawsze. Dopóki nie zniknął
Wiek: 569 lat (kl IV)
Motto:Bo ten, kto wydaje się być bez serca, kiedyś kochał zbyt mocno...
Historia: Znałam kiedyś pewnego demona... ale to zbyt długa historia by ją tu opisywać. W każdym razie przybyła tu poznać słodki smak zemsty...
Charakter:Twarda, nieczuła i wrogo nastawiona.Jest niecierpliwa. Działa impulsywnie. Zawsze dąży do wyznaczonego sobie wcześniej celu i go wykonuje. Nie akceptuje zmiany zdania, a słowo "porażka", nie występuje w jej słowniku. Potrafi jednak być namiętną partnerką i kochać całą sobą, żeby nie rzec sercem, którego Aina nie posiada. W środku jednak potrafi być bardzo delikatna, a winy długo rozpamiętuje.  
Wygląd: Popielate, średniej długości włosy, przerażające, oczy. Kilka blizn, elfia uroda. Zawsze ma przy sobie miecz ze srebra, który nosi na plecach. Ubiera czarne lub szare, podkreślające kształty stroje- gorsety, leginsy, glany itd.. Nosi szmaragdowo zielony płaszcz. Zawsze ma przy sobie pierścień z ośmioramienną gwiazdą z obsydianu.
Rasa: Możesz przyjąć, że to elfka, nawet jeśli to nieprawda.
zajęcia dodatkowe: Szermierka (?)




Towarzysz:
Imię: Kěrh
Wiek:569 tyle samo co Aina
Charakter: Cichy, mądry i spokojny. Pomaga i doradza Ainie.

piątek, 19 września 2014

Hipnoza i Iluzja cz. II

Udało mi się przekonać Neda, żeby choć troszkę postarał się na teście.
Wszyscy uczniowie mają stawić się na Auli i kolejno przedstawiać swoje Iluzje. Nudy. To znaczy większość coś tam zabawnego zrobiła, ale ileż można? Połowa powtarzała się w najdrobniejszych szczegółach.
Dyrektor postanowił zacząć od najmłodszych klas, a dopiero na końcu nas. Nudził się. Widziałem. Parę osób rzeczywiście zrobiło coś zaskakującego i wybijającego się spośród reszty, ale zdaje się, że Dyr i tak już coś podobnego widział. No cóż. On jest troszkę stary. (tylko troszkę)
Z ulgą zauważyłem że nikt nie wpadł na pomysł zbliżony do naszych. To może wypalić tylko raz. Czekaliśmy większą część dnia. Sala stopniowo się wyludniała. Dzisiaj oprócz testu nie ma żadnych zajęć. Wszyscy po skończonych zajęciach rozchodzili się.
Cały dzień przesiedziałem z Rantią i moją klasą. Wszyscy się denerwowali. Powszechnie było wiadomo że Dyr nie ma poczucia humoru.
Eh...
Wreszcie nadeszła moja kolej. Ja też się stresowałem, nie powiem. Jeśli coś pójdzie nie tak to....
Wyszedłem na scenę. Tak. Na scenę. Dyr sobie wymyślił, że test będzie na scenie przed całą szkołą. Dziękuję bardzo!
Stałem przed całą szkołą i nie potrafiłem sobie przypomnieć co ja właściwie miałem zrobić.
Trema mnie zjadła i koniec.
Wtedy spojrzałem na Neda. Uśmiechał się do mnie. Przesłał mi w myślach wiadomość że "to jest jego genialny pomysł i nawet ja nie jestem w stanie go zepsuć". Pomogło. Zacząłem zaklęcie.
Śpiewałem, a mój głos niósł się echem po auli. Po paru chwilach już wszyscy zorientowali się że coś jest nie tak. Iluzje w ten sposób nie działają. I iluzji nie wywołuje się w demonicznym języku.... Ups.
Na środku auli pod sufitem uformował się ognisty pentagram. Portal. Uczniowie panikowali. Z jakiegoś powodu nie mogłem przestać śpiewać. Pozwoliłem, by w moich oczach pojawiło się przerażenie.
Demon pojawił się nagle i bez ostrzeżenia. Był straszny. Pod wpływem jego mocy budynek zadrżał, a uczniowie... No wyobraźcie sobie co mogło się stać kiedy demon nagle pojawił się w szkole...
Panika i ogólny chaos. Wszędzie latały kule ognia. Drzwi i okna były zatrzaśnięte. Kilku uczniów przypomniało sobie, że są magami i próbowało walczyć z Demonem...
I tu UWAGA! żadna magia na niego nie działała. Jak miło.
Patrzyłem po sali. Uczniowie byli spanikowani. Dobrze, że to tylko 4 i 5 klasa, bo dzieciaki mogłyby umrzeć ze strachu. Rantia stała z tyłu. Nie ruszała się. Wpatrywała się w demona w skupieniu, a potem zerknęła na mnie. Zrozumiała. Pokręciła głową w wyrazie potępienia. Nie wybaczą mi tego. Przegiąłem.
Ned stał w środku centrum chaosu z kielichem wina w ręce i zdaje się, że tłumaczył właśnie Luosowi, dlaczego to jest zabawna sytuacja. Uchwycił moje spojrzenie i wyszczerzył zęby.
Dyro nie poruszył się od momentu gdy zacząłem śpiewać. Jego oczu nie mogły zmylić iluzje. Ale tym razem pod maską chłodu i obojętności błąkał się uśmiech. Może rzeczywiście było warto.
-Nimento. - wypowiedziałem, a słowo przebrzmiało przez całą aulę uciszając wszystkich i rozwiewając iluzję.
Spojrzenia uczniów. Bezcenne. Rozglądali się w zdumieniu po auli przez dłuższą chwilę. A kiedy do nich dotarło co zrobiłem... Chyba wystarczy że wspomnę, że połowa szkoły zamierzała mnie zabić. A reszty tam wtedy nie było.
Pewnie by się na mnie rzucili. Gdyby nie zaistniało zjawisko tak zadziwiające, że wszyscy bez wyjątku uznali, że jednak było warto.
Otóż Dyro śmiał się. Śmiał się głośno i radośnie. Nikt w szkole nigdy nie słyszał, by Dyro się śmiał. Więc uznano to wydarzenie za święto narodowe itd. itp.
Ale nim minęło pół minuty Dyr się opamiętał i spojrzał na mnie zagniewany:
-No, no no.... Panie Wyvern... Nie sądzi pan, że się trochę zapędził, co? Praca była nie na temat....
BLA BLA BLA
Oczywiście musiał ponarzekać.
Zszedłem ze sceny. Przeszedłem obok Ranti. Obiecaliśmy sobie, że spotkamy się jutro. Ona już swój test wykonała.
Podszedłem do Neda. Tłumaczył właśnie Luosowi i braciom Dragonfire, co się dokładnie stało. Oczywiście przypisał wszystkie zasługi sobie.
-Cześć. - podszedłem do nich niepewnie. Ciągle mają prawo się na mnie obrażać.
-Hej skarbie! Nieźle ci poszło. Może dostaniesz 4. - powiedział Ned sadzając mnie sobie na kolanach i całując mocno w usta. Nasz związek miał być tajemnicą!
Więc jak widać Dragonfire zostali uznani za przyjaciół. Chociaż wątpię by im się to podobało. Trudno. Ze Starkiem tak właśnie jest. Za to go kocham.
Ludzie uspokoili się. Nie jestem pewny czy inne rasy też, ale na razie mogę czuć się bezpieczny. jakby coś to Ned mnie obroni.

poniedziałek, 15 września 2014

Warunek

Akademia będzie otwarta jeżeli:

  1.  Min. 2 razy w miesiącu będzie post
  2. Będziecie się udzielać.
  3. Będą dochodziły nowe postacie. 
I to wszystko.\

lIGHT

Artykuł do gazetki

UFO - niezidentyfikowany obiekt latający

Hejka! Tu wasza Claire i jej przebojowy artykuł o kosmitach. Nie jest zbyt długi więc może zechce wam się go przeczytać. Mam nadzieję że się spodoba. Aha i info dla Yuuki : nie zamykaj blogaska, widzisz napisałam coś jako mój apel.


Informacje: 
  Najstarsze doniesienia zostały odnotowane przez prasę pochodzącą z końca XIXwieku. Bliskiego spotkania doświadczył m.i.n królewski astronom z Londynu, który widział na niebie niebieski dysk. W czasie II wojny światowej pojawiło się też wiele doniesień o świetlistych kulach na niebie. Zjawiska tego do dziś niewyjaśniono....


Co myśli o tym Claire?:
Czy wierzymy w UFO czy nie - to już wasza(nasza) indywidualna sprawa. Każdy niech wybiera sam. Ja osobiście sądzę, że gdyby kosmici naprawdę istnieli, to mieliby o wiele ciekawsze rzeczy do roboty niż latanie nad jedną planetą układu słonecznego i straszenie jej mieszkańców.

Jakieś pytania, obiekcje? Jakby co to istnieja komentarze!

Akademia

Nie zgadzam się na zamknięcie Akademii!
Nie zgadzam się i koniec!
Jeśli ktoś chce pisać niech pisze.
Jak nie chce to nie.
A jak Dyrektor Light będzie się upierać to stworzę drugiego bloga.
Trudno. Mnie nie przekonacie!
Ja się nie poddaję!
Dyrektor Shadow

Zamknięcie Akademii.

Witaj. Ponieważ jak widzę już nikt nawet nie wchodzi i nie napisał nawet żadnego posta od lipca akademia zostaje zamknięta na czas nieokreślony!

Light

czwartek, 11 września 2014

No przestańcie..

- Ahaaaa - Dziewczyna stała zaskoczona. Kilka sekund później usłyszała głos Lousa.
- Odprowadzić Cię Yuuki?
- Dobrze. I tak miałam już iść. - Chłopak chwycił dziewczynę za rękę i wybiegli z Willi.
- Zaczekaj!
- Hmmm..? No tak.. Przepraszam.
- Nie szkodzi. - Dziewczyna uśmiechnęła się promieniście. Podeszła do chłopaka i spojrzała na wysokie drzewa. Nie wyglądały znajomo. Strach. To co było tutaj nie wyglądało znajomo.
- Wracajmy.. B-boję się. - Yuuki wyszeptała i schowała głowę w kapturze. Chłopak przytulił ją.
~ Będzie dobrze.. ~
Powtarzała sobie w myśli. Yuuki i Lous wracali do Akademika. Yuuki bała się okropnie...


C-D-N

Poprawa Kartkówek

Yuuki
1 - Latarnia morska na Faros Mauzoleum w Halikarnasie Kolos Rodyjski Posąg Zeusa w Olimpii Świątynia Artemidy w Efezie Wiszące ogrody Semiramidy Piramida Cheopsa
Sfinks - Lew który ma ludzką głowę. Najczęściej w Egipcie można go zobaczyć z piasku. 
Minotaur - Pół człowiek pół byk. 
Syrena - Pół człowiek pół tryba. Żyje w oceanach.
3 - Dedal i Ikar byli zamknięci na Krecie. Dedal wymyślił skrzydła z wosku i piór. Dedal mówił Ikarowi aby nie latał za nisko ani za wysoko. Chłopak nie posłuchał Ojca i wzniósł się za wysoko. Wtem jak kamień spadł do wody.

5

Sara
1. Ogrody Królowej Semiramidy, Piramida Cheopsa, Kolos z Rodos, Posąg Zeusa w Olimpii... latarnia morska... świątynia Diany... Mauzoleum... chyba
2. 
a) lew z głową człowieka, lubiący zagadki.
b) podobne do harpii mityczne stworzenie. Sęp z głową kobiety, wabiący żeglarzy na skały
c) syn króla Minosa z Krety. Człowiek z głową byka. Zabił go Tezeusz.
3. Pewnego dnia Zeusa strasznie bolała głowa. Strasznie go to irytowało, więc pożyczył Młot od Hefajstosa i walnął się nim w głowę. Wtedy z Głowy Zeusa wyskoczyła Atena w pełnej zbroi. Tadaaaa!


4+

Reszta jedyneczki
Przykro mi.
:(

Ogłoszenia

A więc tak.
Na poprawę kartkówki z Historii mieliście czas do końca wakacji. Mamy już dwa tygodnie po terminie, więc wszyscy z góry na dół jedynki. Jeśli komuś będzie zależeć na poprawie musi się do mnie zgłosić osobiście, każda postać pojedynczo.

Do 13.09 był termin na napisanie opowiadania o teście z Hipnozy i Iluzji. (zabawna iluzja, która miała mnie rozśmieszyć) Nikt nie zaczął nawet pisać, a zostały dwa dni, więc będę bardzo dobry i przedłużę termin do 20 września (o tydzień dłużej). Ale kto nie napisze nic dostanie natychmiast jeden. Nie wiem, czy pozwolę poprawiać.

Jeśli ktoś pragnie stworzyć sobie nauczyciela, to proszę bardzo! Kilku jest zrobionych, innych możecie dowolnie.
Mam nadzieję, że zrobicie się trochę bardziej aktywni. Kiedyś. (no dobra jest szkoła, więc nikomu się nie chce pisać o szkole, rozumiem.) Ale są osoby, które od końca lipca (!!!) nic nie napisały. Może zrobimy tak, że za każde opowiadanie, będą punkty reputacji?? Zgoda Pani Dyrektor?

To chyba tyle
Wasz Ulubiony
Dyrektor Shadow

Hipnoza i Iluzja cz. I

Siedziałem z Nedem w pokoju i przeglądałem książki. Mniej więcej udało mi się już nadgonić z materiałem i radziłem sobie z większością przedmiotów. W większości nauka zaklęć przychodziła mi szybko, a podstawowe zasady zdawały się być już wcześniej w mojej głowie. Tak, jakbym w gimnazjum omawiał coś, co przerobiłem już w przedszkolu. Trochę dziwne, ale nie narzekam. Przynajmniej sobie radzę.
Wydaje mi się, że ogień to mój żywioł. Słucha mnie zawsze, a słowa rozumiem instynktownie. Ale z resztą żywiołów też sobie świetnie radzę. Nawet z czarami, których inni muszą się uczyć pół lekcji, radzę sobie znośnie po paru minutach. Z historią jest tak, że większość znam z opowieści. Różne wymiary mają różne historie i to wszystko trzeba zapamiętać, ale da się zrobić. Nawet Ned tyle robi. Bo Neda nie obchodzi to wszystko, nic, a nic. Jeszcze go zmuszę, żeby się wziął za siebie! Zmuszę go!
Jeśli chodzi o kontrolę pogody to.... Jedyny przedmiot którego nie rozumiem. Trzeba mieć ogromny talent, żeby wywołać deszcz. A nauczycielka twierdzi, że to najprostsze co może być. A ja nawet z zamiecią lodową radzę sobie tysiąc razy lepiej!!! To znaczy prawie wcale, ale jednak. Takie życie.
Poza tym zostają jeszcze Zielarstwo, Eliksiry i Uzdrawianie. Ogólnie, jeśli widzę jakąś roślinę to potrafię "zgadnąć" na 90% jej zastosowanie. Zwłaszcza jeśli chodzi o rośliny trujące, bądź antidota. A choroby ogólnie potrafię uzdrawiać.
Tylko kiedy idzie o nazwy... Nic mi nigdy nie pasuje. Czuję się tak, jakby Maester Aemon pokazywał mi stokrotkę i wmawiał mi, że nazywa się róża. Nie wiem skąd to mam. To nienormalne!
Jestem nienormalny.
A z Hipnozy i Iluzji... Próbuję się przygotować na test. Naprawdę! Ale, co mogłoby rozbawić kogoś takiego jak Dyrektor Shadow?!?
Zerknąłem na Neda... Taa... On by potrafił. Wyobraziłem to sobie i parsknąłem niepohamowanym śmiechem. Tak. Ned gdyby tylko zechciał dostałby od Dyra szóstkę.
-Z czego się śmiejesz?
-Co zamierzasz zrobić na test z Iluzji?
-Nic. A ty?
-Nie wiem... Oj Ned... Wiem co ty możesz zrobić, ale Dyro nie ma poczucia humoru i ja nie będę umieć go rozśmieszyć...
-On ma poczucie humoru. Tylko, trudno je zauważyć. Jest jeden sposób, który na 100% zadziała.
-Tak?
-Chodź tu do mnie - mruknął, sadzając mnie sobie na kolanach. Wyszeptał mi do ucha swój genialny pomysł.
-Mówisz, że to zadziała? Nie wiem, czy ja tak potrafię...
-Potrafisz! I zrobisz to rozumiesz?!?
-Nio, dobrze... Ale pod warunkiem, że ty zrobisz.......
Zdradziłem mu mój pomysł. Rzucił mi mordercze spojrzenie.
-Chyba cię coś! Nigdy w życiu!
-Nie, to nie. Więc zamierzamy zostać w czasie testu w domu, czy...
-Nie idziesz na wagary, zrozumiano?!?
Rzuciłem mu wymowne spojrzenie i wstałem. Kiedy byłem w drzwiach, zawołał jeszcze za mną:
-Dlaczego, ty zawsze musisz wygrywać, co??? Zrobię to, już dobrze?!?
Uśmiechnąłem się.

niedziela, 7 września 2014

Przeszłość opowiada przyszłość

-Yuuki... Muszę cię z przykrością poinformować, że jesteś jedyną osobą w szkole, która jeszcze nie słyszała, że ja i Rantia ze sobą chodzimy. To się czasami zdarza.
Ja to potrafię wyprowadzić dziewczynę z równowagi. Ale lepiej to, niż możliwości Rantii.
Luos uparł się, że odprowadzi Yuuki. Co on w niej widzi? Może i jest ładna, ale bez przesady....
Rantia też już poszła. Nie zatrzymywałem jej, bo im więcej czasu spędza w towarzystwie Neda, tym bardziej prawdopodobne, że w końcu się o mnie pobiją.
A to się musi źle skończyć. Nie wiem jak to się może udać na dłuższą metę, ale cóż. Biorąc pod uwagę tempo z jakim sobie wszystko przypominam to nie potrwa zbyt długo. Chyba, że znajdę sposób, żeby to zatrzymać.
Umyłem się i właśnie rozczesywałem mokre włosy, kiedy znowu miałem wizję. A nawet nie wizję. Po prostu spojrzałem do lustra.
Zamiast mojego odbicia patrzyła na mnie obca twarz.
Włosy czarne jak noc, spływające na ramiona. Skóra blada jak u trupa. Nad lekko spiczastymi uszami wystawały rogi. Zakręcane i czerwone jak krew. Groźne rysy twarzy i paskudny uśmiech.
Był wyższy ode mnie co najmniej o głowę. Pewnie nawet wyższy od Neda. A jego oczy...
Moje oczy... Zimne. Nienawistne. Czarne oczy. W źrenicach ziała pustka. Chociaż kiedyś był tam ogień. Byłem pewien. Byłem pewien, że ta twarz kiedyś była przystojna. Kiedyś na ustach błąkał się uśmiech. Radosny uśmiech. Kiedyś, kiedy miał tyle lat co ja...
Wtedy zaczynało się wszystko psuć. I teraz też zdaje się zaczynać.
Jęknąłem i zamrugałem oczami. Znowu patrzyło na mnie moje odbicie. Tylko, że ciągle twarz była blada jak u trupa. Potrafiłem sobie wyobrazić rogi nad moimi uszami. Z oczu płynęły mi łzy.
Ostatnio bardzo często płaczę. Odkąd skończyłem 16 lat. Wtedy wszystko zaczęło się psuć.
Ned wiedział, że coś jest nie tak. Może krzyknąłem kiedy zobaczyłem wizję. A może nie...
Uspokoiłem się po kilku minutach. Dał mi wina. Siedzieliśmy razem na kanapie. Już nie płakałem. Było po jedenastej.
-Więc powiesz mi co się stało? - spytał wreszcie.
-Nie wiem. Boję się. Ostatnio wydaje mi się, że to wszystko już było. Że moja historia już się rozegrała. I że ma bardzo złe zakończenie.
-Więc musimy napisać lepsze. - usiłował się uśmiechnąć. Pocieszyć mnie. Ale nie zrozumie. Bo ja sam nie wiem co się dzieje.
-Jestem kiepskim pisarzem. Kiedyś próbowałem pisać pamiętnik. Ale słowa słuchają mnie tylko kiedy mówię.
-Więc opowiedz mi.
Opowiedziałem.
-Słabo pamiętam moich rodziców. Wiem, że mieszkaliśmy w czwórkę razem z dziadkiem. Mama śpiewała mi kołysanki i opowiadała historie. Większość z nich to były upiększone dzieje prawdziwych czarodziejów. Tata uczył mnie magii. Szeptał mi do ucha słowa zaklęć, a ja powtarzałem po nim i kwiatek rozwijał płatki na mojej dłoni. Albo iskry zaczynały mi tańczyć wokół palców. Parę razy się poparzyłem. A Chris kiedyś podpalił sobie włosy. Chris to mój brat bliźniak. Zawsze byliśmy razem. Zawsze razem się uczyliśmy. Zawsze. A kiedy miałem pięć lat rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Chris, ja i dziadek byliśmy w domu. Dziadek jest obłąkany. Nie pozwoliliby mu się mną opiekować. Zamknęli go w psychiatryku. Mnie umieścili w rodzinie zastępczej, ale... Uznali, że jestem nienormalny, bo rozmawiam ze ścianą. Zrobili mi badania i dołączyłem do dziadka. Słyszałeś o moim sobowtórze? To właśnie Chris. Możliwe, że moi rodzice go przebudzili, kiedy byłem niemowlęciem. Możliwe, że to efekt uboczny śmierci. Nie wiem. Ale wiem, że Chris to Szósty. Dotarło to do mnie, kiedy Trupek ewoluował. Szósty jest bardzo mądry. Wydaje się starszy od nas wszystkich.
W psychiatryku naprawdę nie było tak źle. Ido był fajny. Uczył mnie pisać, czytać i liczyć. Opowiadał bajki i prowadził badania. Nie było źle. Źle było kiedy mnie adoptowali. Wilsonowie nie byli źli. Oni po prostu starali się być za dobrzy. Miałem 10 lat, a traktowali mnie jak zacofanego 5-latka. A kiedy podpaliłem szkołę odesłali mnie bez słowa i do moich akt dopisali: "niebezpieczny dla otoczenia"
-Podpaliłeś szkołę?
-Ognik podpalił. Ale widzieli mnie. Trochę go sprowokowałem, ale miałem 10 lat! Potem mnie adoptowała jeszcze pani Biggles. Miała wnuka. Wydawało mi się, że się zaprzyjaźniliśmy. Normalnie chodziłem do szkoły. Miałem wtedy 14 lat. Zakochałem się. W jej wnuku. Miał na imię Kacper. 
-I co się stało?
-Pocałowałem go. Powiedziałem co czuję. A on kazał mi spadać. Zwyzywał mnie. A potem zwołał kumpli i mnie pobili. A pani Biggles powiedzieli, że ja chciałem kogoś zabić.
-I tak po prostu im uwierzyli?
-Nie wiem. Zabrali mnie do psychiatryka. Ale ja przez dwa miesiące nie miałem kontaktu ze światem. Dopiero potem przyszedł do mnie Rolf. I wysłał mnie tutaj. I się zaczęło.
Ned milczał bardzo długo. W końcu pokręcił głową i westchnął.
-Myślałem że to ja mam trudne życie...
-Opowiesz mi?
-Ojciec mnie bił. Zmuszał do ćwiczeń. Musiałem być najlepszy, mimo, że miałem 5 lat. Uczył mnie wszystkiego, a jak źle odpowiedziałem.... jak nie odpowiedziałem idealnie... bił mnie. A potem odesłał mnie do Akademii. I od 9 lat ich nie widziałem. Ani razu. I mam nadzieję, że nigdy nie zobaczę. - wyraz jego twarzy się nie zmienił. Uodpornił się na przeszłość. To wszystko było dla niego niczym. A nawet jeśli coś czuł, nie okazywał tego. Nawet mnie.
-Wygrałeś - szepnąłem. - Twoja historia jest gorsza.
-Tak sądzisz?
-Tak. Ja byłem szczęśliwy. Wszędzie. I nigdy nie jestem sam. Samotność musi być straszna.
-Nawet nie wiesz jak bardzo....

O-G-Ł-O-S-Z-E-N-I-E

Dobry! Chciałam powiadomić tylko że:
  1. Brakuje mi W-E-N-Y na całego xDD Dlatego opowiadania są nijakie :3
  2. Szkoła.. Za kilka dni będę miała lekcji pełno i nie będę chyba mogła tak często pisać lekcji.
  3. Jeżeli chcesz napisać ze mną opowiadanie: Dobra! Ale musimy mieć wszystko ustalone :3

KONIEC

sobota, 6 września 2014

Tego za wiele.

- Ja wychodzę! Nie chcę siedzieć z DEBILAMI! Jeżeli chcecie się pozabijać TO BEZE MNIE! ZROZUMIANO?! Ned. Jeżeli chcesz nadal prowadzić te zajęcia polecam jednak pójść do psychiatryka i porozmawiać z nim na temat twojego szaleństwa! Chcecie czegoś jeszcze?! NIE?! Cześć! - Dziewczyna wyszła i lekko przymroziła drzwi. Kilka minut później dziewczyna zobaczyła Rantię i Oskara. Całowali się.
~ Oskar i Rantia? Nie rozumiem. Cóż.. ~
- Przepraszam? Ale nie czas na całowanie się! - Rantia i Oskar wstali. Yuuki spojrzała na Rantię po czym na Oskara.
- Co tu się dzieje?! - Oczy dziewczyny przybrały kolor krwistoczerwony.
- Więc.. - Rantia zaczęła..
- My.. - Oskar zakończył.
- Dobra! Czy ktoś z Was powie o co chodzi?

<??>

NIE BIJCIE SIĘ!!!!!!!!

Co ja mogę poradzić na to, że kocham Rantię? I Neda? I że po tym jak Rantia ze mną zerwała mam pustkę w sercu?
Wielką dziurę, której nic nie zapełni. Wiem to. Wiem, bo już tam była taka dziura. Z czasem stawała się większa i większa..... aż w końcu nie zostało nic..... i..... i.... Wiem, że kiedyś byłem sam. Sam, mimo, że otaczało mnie wielu. Sam, mimo, że ciągle kochałem. Sam, ponieważ miłość stała się moim przekleństwem...........
Nie pamiętam! Nie pamiętam! Wiem, że nie chcę sobie przypomnieć. Wiem, że to było straszne. Powinienem pragnąć uciec od tego jak najdalej.... Ale nie ma ucieczki. Tama zaczęła przeciekać. Kiedy pęknie, muszę mieć przy sobie tych, którzy potrafią mnie pocieszyć. Tych którym mogę zaufać.
Czekałem na Rantię w korytarzu. Albo na Neda. Ale żadne z nich się nie pojawiło. Żadne z nich nie wyszło z sali treningowej. A to znaczy, że są tam RAZEM. A oni się NIENAWIDZĄ. I dlatego pewnie spróbują się pozabijać. Nie! Oni się POZABIJAJĄ!
Wracam biegiem do sali. Nie wiem o kogo bardziej się boję. Nie wiem co zrobię jeśli znajdę tylko jedno z nich żywe.
Wiem, że wtedy dziura znowu zacznie się rozrastać.
To samolubne, że kiedy dwoje moich ukochanych próbuje się zabić ja najbardziej boję się o to, że zostanę sam? Pewnie tak. Ale tak jest. Dlatego kiedy widzę Neda nad Rantią, rzucam się na niego bez wahania.
Nie miałem pojęcia, że płaczę, dopóki Ned nie otarł mi łez z policzków.
-Dlaczego chciałeś to zrobić? - spytałem dusząc szloch.
-Dlaczego?!?  A dlaczego ufasz jej bardziej niż mnie? Dlaczego na niej bardziej ci zależy?!?
-Wcale nie! Nie mów tak! - źle się czułem. Jakbym zaraz miał dostać atak. A Ned nie polepsza sytuacji. Wcale nie. Wyrzuty sumienia, nigdy nie polepszają sytuacji.
Myślimy jednakowo, ale czujemy inaczej.
Aniołek i Czarownik uważają Neda za starszego brata, na którym zawsze będą mogli polegać, niezależnie od tego co zrobią. I mają rację. Ale Ned mnie potrzebuje, tak samo jak ja jego. Albo nawet bardziej, bo z tego co widzę nie ma nikogo innego. I co gorsza nigdy nie miał.
Haker jest zbyt nieśmiały i rzadko zauważa. A Dzieciak to dzieciak.
Dlatego to ja muszę się nim "opiekować". To ja gram rolę czułego chłopca.
Delikatny Demon. I on to kocha.
-Dlaczego mam tak nie mówić skoro to prawda?!? Nie uwierzyłbyś mi gdybym ci powiedział, że to ONA chciała mnie zabić! - Ned jest na mnie wściekły. I pewnie słusznie.
-Naprawdę? - spytałem cicho. Ned rzucił mi takie spojrzenie, że musiałem mu wierzyć. - Bałem się, że się pozabijacie. Wiem, że byś to zrobił. Widziałem co chciałeś zrobić. Ale... skoro ona też chce cię zabić, to chyba jeszcze mam u niej szanse, co? - próbowałem się uśmiechnąć. - Jest jakakolwiek szansa, że nie będziesz zaczynać kolejnych....
-To nie ja zacząłem!
-Wiem. Ale czy jeśli ona więcej nie zacznie, to czy istnieje szansa, że się nie pozabijacie?
-Najbardziej byś chciał, żebyśmy zostali przyjaciółmi, prawda?
-Każdy czasami, lubi czekać na cud. - wzruszyłem ramionami. - Byłoby miło gdybyście ni skakali sobie do gardeł, ale wiem, że się nie polubicie.
Rantia poszła. Pomogłem Nedowi wstać. Zerknąłem nerwowo na drzwi, za którymi zniknęła Rantia. Potem znowu spojrzałem na Neda.
-Och, idź już za nią! Mam cię dość. I dopilnuj, żeby mi się nie kręciła po domu! Nie chcę, żeby mi coś zniknęło w tajemniczych okolicznościach. Ani, nie chcę znaleźć bomby w łóżku.
Pobiegłem za Rantią. I co ja zamierzam zrobić? "Przepraszam, że ci nie powiedziałem, że kocham Neda. Ciebie również kocham. Czy jesteś w stanie wybaczyć mi moją bezczelność i spróbować nie zabić Neda?" Beznadzieja.
-Rantia! - zawołałem na nią. Zatrzymała się. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Rantia miała sukienkę do połowy rozdartą...
~Dlaczego, zawsze, w takich sytuacjach potrafię myśleć tylko o tym jaka ona jest piękna?!?~ <Cz.>
~Bo jesteś zakochanym kretynem?!? Mam to załatwić?~ <D.>
~Nie dzięki. Poradzę sobie!~ <Cz.>
-Dlaczego to zrobiłaś? - spytałem niepewnie.
-A dlaczego ty go kochasz?!? - jest na mnie zła. I nie zamierza mi się tłumaczyć. Mamy problem, bo ja nie zamierzam ustąpić!
-Z tych samych powodów, dla których ty go nienawidzisz! Jeśli zrobisz mu krzywdę, to przysięgam, że cię zabiję! - Tak właśnie. Czarownikowi puściły nerwy. Czarownik broni Neda. Czarownik grozi Rantii.
~Ej, bracie! Po raz pierwszy mamy na jakiś temat dokładnie to samo zdanie~ <D.>
-Podobno mnie kochasz! On o mało mnie właśnie nie zabił, a ty trzymasz jego stronę! - wrzasnęła na mnie gniewnie. Nieźle się zaczyna.
-Jesteś zazdrosną jędzą!
-Wariat!
-Idiotka!
-Dwulicowy szaleniec!
-Przewrażliwiona morderczyni!
-Nienawidzę cię! - krzyknęła i spoliczkowała mnie. Oddałem jej dwa razy mocniej i krzyknąłem:
-Ja cię też!
Przewróciliśmy się razem na ziemię. Trwało to kilka sekund. Rantia walnęła mnie łokciem z całej siły w głowę. Trochę mnie zmroczyło, a po pół sekundzie dostrzegłem twarz Rantii tuż nad swoją. Nie jestem pewien jak. Nie wiem kto to zaczął. Ale w następnej chwili całowaliśmy się namiętnie na podłodze.
-Kocham cię. - wymruczałem siadając.
-Zamknij się. - odwarknęła i nasze wargi znowu się spotkały.

piątek, 5 września 2014

A niech to szlag trafi!

Cholera! Brakło zaledwie centymetra! C-E-N-T-Y-M-E-T-R-A!!! Centymetr i byłby trupem, tymczasem teraz to ja stoję z szablą na gardle. W dodatku z prawdziwą szablą... Ned zauważył, że potrafię walczyć to oczywiste. Próbowałam co prawda udawać, że jest inaczej, ale jeśli chodzi o walkę- jestem fatalną aktorką.
A ta całą Yuuki... Zostawię ją lepiej bez komentarza.
Za to Oskar... walczył naprawdę dobrze jak na to, że w ogóle nie skupiał się na walce. Tak zauważyłam, że gapi się na mnie jak ciele na malowane wrota. Nie wiem co mam o nim wogóle myśleć... kocham go więc mam zamiar wysłuchać jego tłumaczenia. No chyba, że nie zdążę bo pan Stark sprawia wrażenie niezwykle zadowolonego z okazji zabicia mnie...
Cóż niech się tak nie cieszy. Wyczarowałam sobie szablę (naprawdę łatwizna) i natychmiast odepchnęłam trochę zdziwionego Neda. Moja przewaga trwała ledwie kilka sekund, Stark otrząsnął się i natychmiast zaatakował. Przyznaję- jest niezły, no dobra walczy wręcz doskonale. Może moje umiejętności sięgają ledwie trzy czwarte jego (ok, trochę ponad połowę), ale jestem zdecydowanie zwinniejsza, co daje mi możliwość robienia szybkich uników. Nie wiem kto się bardziej męczy, jemu z łatwością przychodzi atak, mi- uniki. W ten sposób możemy walczyć aż do rana, a nawet dłużej. Usłyszałam kroki za drzwiami- tak tylko ja usłyszałam, Stark za głośno tupał aby też je usłyszeć. No i on nie należy do mojej rasy. Ktoś z hukiem otworzył drzwi, przyznaję nagły hałas czasami mnie dekoncentruje (Nie jestem Alfą i Omegą, ludzie! Nikt nią nie jest!). Ned wykorzystał to i przeciął mi nogę. Tak się niefortunnie złożyło, że przewróciłam się o szablę Yuuki, a moja szabla dodatkowo mi pomogła zostać na ziemi, przypinając tren mojej sukienki do podłogi. "Pan nauczyciel" pilnie przestrzegając zasady ,,Nie bij leżącego" przyłożył mi szablę do gardła (de żawu?) i chyba miał mnie właśnie zabić, gdy Oskar skoczył na niego, przygważdżając go do podłogi. Leżałam chwilę wsłuchując się w ich szeptaną rozmowę. Słyszałam wszystko, ale udawałam, że jest inaczej. Powoli się podniosłam z pozycji leżącej, popatrzałam na nogę. Cudownie- przez całą łydkę biegła głęboka rana. Dotknęłam jej i powili przejechałam dłonią aż do kostki. Rana zniknęła. Wstałam (chyba przy okazji rozerwałam sobie sukienkę) i wyszłam na korytarz. Skręciłam w lewo i weszłam do korytarza oświetlonego pochodniami. Oskar szedł za mną- tupie on niemiłosiernie. Powoli i dosyć niepewnie podszedł i zapytał:...

Rantia
(Oskarze?)

czwartek, 4 września 2014

Szermierka

Dobra, więc wybiła godzina 17. Na pewno nie umawialiśmy się na 24? Nie? A nie możemy? Nie?!?
-Dobra, więc jak już jesteśmy wszyscy, to  zamknę drzwi na klucz i wyślę Lilith, żeby przypadkiem nikogo nie wpuszczała. - powiedziałem kiedy przyszedł Luos. Dziewczyn jeszcze nie było. Niech nie przychodzą!!! Szkoda, że Oskar ma inne zdanie. To nie moja wina, że Rantia go rzuciła!!!
-Ned! Czekamy. Przynajmniej aż przyjdzie Rantia.
-Skąd pomysł, że przyjdzie? Z tego co wiem, to aktualnie nas nienawidzi. Nas obu. - i w tej właśnie chwili do drzwi zapukała Rantia.
**************************************************
Yuuki przyszła spóźniona. Oskar twierdzi, że to nic wielkiego. Nie całe dwie minuty... I podobno to mnie zegarek źle chodzi... pff. Ja mu kiedyś coś zrobię.
Taaa. Jasne. Już to widzę.
Więc zeszliśmy do piwnicy, do sali treningowej. Nie zamierzałem nikogo wpuszczać do mojej kolekcji broni więc weszliśmy bokiem. Rantia patrzyła na mnie wiecznie niezadowolonym wzrokiem, mówiącym: Zabiję cię, kiedy tylko odwrócisz się do mnie plecami. Bez obaw. Nie zamierzam. Przez nią Oskar przez całą no miał omamy. Sam ją z przyjemnością wypatroszę.
-Dobra! Macie tutaj drewnianą broń. Luos, Oskar. Ćwiczcie razem. Pijawka, Ślicznotka! Wy razem. Znacie podstawy?!? Przyjmijcie pozycje!
Dobra. Rantia twierdzi, że nigdy nie walczyła mieczem. A idzie jej tak, jakby mi szło, gdybym udawał, że jestem beznadziejny. Instynktownie potrafi walczyć. I trenowała co najmniej kilka lat. Raczej bym sobie z nią poradził, ale na razie nie musi wiedzieć, że ja wiem.
Yuuki naprawdę po raz pierwszy trzymała miecz. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś aż tak często upuszczał miecz.
Od czasu, do czasu zerkałem na Oskara i Luosa. Oskar potrafił walczyć. Może nawet lepiej niż Luos. Ale bez przerwy gapił się na Rantię i koncentrował się na walce tylko kiedy na niego patrzyłem. Albo kiedy akurat Luos Przypadkiem w niego trafił. Bo ku mojemu zdumieniu Luos także bez przerwy gapił się na dziewczyny. Chociaż on raczej na Pijawkę.
/ktoś tu się zakochał! fiu fiu./
Po godzinie zarządziłem przerwę. Luos poszedł natychmiast podlizywać się Yuuki. Oskar został ze mną kilka chwil.
-Na lekcjach w Akademii też się tak zachowujesz?!?
-Nie wiem o czym mówisz...
-Bez przerwy się na nią gapisz! - może naprawdę powinienem wyluzować. Wiem, że Oskar ją kocha. I że to nie zmienia faktu, że mnie kocha. Ale ja jestem zazdrosny!
Byłem tak zdenerwowany, że kiedy Oskar wyszedł nie zauważyłem, że nie jestem sam.
Mało brakowało, a nie odwróciłbym się na czas. Nóż tylko mnie drasnął. Rantia patrzyła na mnie z nienawiścią. Na szczęście ciągle trzymałem miecz.

<Rantia?>

Szermierka. Klopoty.

Godzina 15:30? Dziwnym cudem wszyscy są w pokoju Yuuki.

- A więc Mei została porwana? Ale przez kogo.?
- Jako kolczyki mamy nadajniki. Może ją znajdę. Lecz pewna nie jestem. Spróbuję.
- Czekamy. - Zero uśmiechnął się i przytulił Yuuki.
- Mam ją. Jest w lesie...?! A-ale!
- Yori. Idź po nią.
- Ok.. - Yori wyszła.
- Dobra! Ja wychodzę. spotkamy się później. Ja muszę iść. - Dziewczyna poprawiła grzywkę i wyszła z Akademika. Podczas drogi pobrudziła nieco spodnie i spóźniła się o niby małe 2 minuty.

Co się ze mną dzieję?...

Właśnie zaczynam lekcje... znaczy- zaczynała bym gdybym była w szkole. Ale nie jestem. Chwilowo siedzę pod drzewem w środku lasu. Nawet nie wiem co się właściwie stało w ciągu ostatnich 6-7 godzin. Po raz pierwszy w życiu czuję się... tak. Co to jest w ogóle za uczucie? Coś pomiędzy smutkiem i chęcią zemsty, z domieszką zawiedzenia i poczucia wielkiej straty. No co to jest? Zamiast być w szkole, siedzę pod drzewem w środku lasu i rozmyślam o nieznanym uczuciu... no świetnie nie ma co! Jeszcze nigdy nie zdarzyło się żebyśmy były z nią tak blisko zamiany... jeszcze nigdy! Moje oczy w nocy powinny być czerwone- tymczasem były żółte. Dlatego nie spojrzałam wtedy na Oskara. Dowiedział by się o wszystkim, a wystarczy, że nie jestem pewna czy Stark zauważył, że zmieniły kolor. Nie może nic podejrzewać,a już na pewno nie to bo będą kłopoty, duże kłopoty...
Dzisiaj jest szermierka, muszę na nią iść bo nie mam ochoty wysłuchiwać ględzenia Zenka o tym, że robię to nie tak jak mu się nie podoba itd. Mega marudny koleś. Ale zostawmy go na razie w spokoju. Do szermierki mam jeszcze 6 godzin, więc muszę się jakoś ogarnąć. I doskonale wiem co mi pomoże...
***
Teraz czuję się zdecydowanie lepiej... czego nie mogę powiedzieć o moim wyglądzie. Jakby nie wystarczyło to, że moje włosy przypominają szopę, a ubrania są poszarpane i brudne (Dziękuję Eddardzie za zniszczenie mi tej cudownej sukienki!) to dodatkowo jestem hmmm... "pobrudzona" krwią. Dlaczego? Cóż... zwykle jak mi się nudzi to "poluję", co prawda wolę polować na ludzi, ale nie za często chodzą samotnie po lesie... poza tym dyrcio przyjął mnie pod warunkiem, że nikogo nie zabiję. Nudno trochę przez te jego "zasady", ale cóż poradzę. Przynajmniej w pracy mam jakąś rozrywkę...
Przez moją odprężającą "zabawę" wyglądam jakbym dopiero co wróciła z wojny. Przecież Villin chyba zawału dostanie jak mnie zobaczy, że nie wspomnę o tym co zrobi Sara... Hmmm... w zasadzie nie przepadam za używaniem czarów do każdej czynności, ale jak mus to mus. Zaklęciem wyczyściłam włosy i resztę siebie, wyczarowałam sobie krótką sukienkę.
~Nie jest źle.~ pomyślałam i ruszyłam na zajęcia prowadzone przez Starka.
Rantia

Tak wyglądała wyczarowana sukienka:

środa, 3 września 2014

Magnus Bane


Magnus gifs - magnus-bane Fan Art
Magnus Bane
Panna
..... możemy założyć że singiel
stanęło że 700 lat.
Uczy Zaklęć i Uroków
pfff
najpierw Rasa: Półdemon
Niezbyt wesoła historia. Jak miał zdaje się 6 lat, jego matka popełniła samobójstwo. Jego ojczym chciał go utopić w rzece, a Magnus tylko się bronił, ale wyszło jak wyszło... gość spłonął żywcem.
Później jego życie składało się z setek związków z kobietami i nie tylko. Wszystkie rasy.
Jest Wielkim Czarownikiem Brooklynu (Nowy York).
Charakter: troszkę wredny. flirciarz. zadufany w sobie. wątpię żeby miał coś przeciwko związkom uczeń-nauczyciel. Niezależnie od płci. Chociaż uczeń tylko 18+ więc 5 klasa. No co?!? Ma te 700 lat, więc co mu robi za różnicę, czy akurat jesteś młodszy o 6 stuleci? Każdy jest. Organizuje niezłe imprezki.
Wygląd: Ma kocie oczy. Brokat we włosach. Ubiera się ekstrawagancko. "W porównaniu z ubranymi na czarno Nocnymi Łowcami, Magnus wyglądał jak szklarniana orchidea na polu"

Radagast Brązowy

Radagast Brązowy


Baran
Singiel
Uczy Magii Ziemi. Ma około 5000lat
Historia: trochę stary, więc wiecie. Mieszkał sobie w Amanie. Potem Był Istarim w Ardzie. Brał niewielki udział w Wojnie o Pierścień.
Charakter: Dziwak. Bardzo dziwak. Gada ze zwierzakami. Lubi roślinki. Kumpel elfów. Mało ogarnięty. Jeden z tych nauczycieli których łatwiej oszukać.
Rasa: Ainur. Majar. Istari. Dla nie będących w temacie może być Czarodziej. (kumpel Gandalfa)
Ma gniazda na głowie.

Nu-udy


Dziewczyna miała wychodzić na przerwę gdy przypomniała sobie o karze.
- Oh.. Ta głupia kara! Dlaczego caaały.. Chwila! - Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na swojej ławce. Kilkoma sprawnymi ruchami palca nauczyciel stał zamrożony. Wyjęła telefon z torebki i zadzwoniła do Zera.
- Hej. Zdzwoń się z  Mei i Yori. Gdzieś tak o 18:00 spotkamy u mnie w pokoju. O 20:00 mam szermierkę.
- Dzisiaj?
- Tak debilu! Gdyby na przykład jutro bym chciała się z nimi spotkać to bym zadzwoniła JUTRO! ROZUMIESZ?! JUTRO!
- A nauczyciele.. Jesteś przecież zgaduję że w klasie..
- Tak jestem. Ale nauczyciel podczas eksperymentu zamroził się. - Drobne kłamstwo miało zadziałać.
- Lol. Dobra. Dzwonię po Mei i Yori. Jest która?
- 15:00!
- Okey! Kończę! Cześć!
- Cześć. - Dziewczyna wyskoczyła przez okno biegnąc do Akademiku.

Lord Elrond



Imię: Elrond Półelf
Ma 3000lat (lub więcej)
Rodzina: Ma żonę Celebrianę. A przy okazji córkę i dwóch synów.
Uczy uzdrawiania
Historia: pfff. Dobra! W książce nie ma opisanego więc mogę dodać! Na to, że Silmarillion przeczytacie nie ma co marzyć, co?
Pochodzi z Ardy.
Jest synem półelfa Earendila i elfki Elwigi, wnuczki Luthien Tinuviel. Miał brata bliźniaka Elrosa. Kiedy mieli po sześć lat, a ich ojciec wypłynął na morze poszukując drogi do Amanu (zamkniętego ongiś Królestwa Elfów) zostawiając w wiosce Silmaril (najpiękniejszy i najcenniejszy klejnot na świecie) zaatakowali ich Bratobójcy. Wymordowali wszystkich aby odzyskać klejnot stworzony przez ich ojca. Elwiga wzięła Silmaril i rzuciła się z nim z klifu do morza, ale bogowie ulitowali się nad nią i przemienili ją w mewę. Odnalazła swojego męża i razem dotarli do Amanu, gdzie już pozostali. Ale wróćmy do dzieci. Przywódcami Bratobójców byli Maedhros i Maldor. Po rzezi odnaleźli Elronda i Elrosa i zlitowali się nad nimi (niektórzy twierdzą, że Maldor nie pozwolił zabić dzieci i sam się nimi zaopiekował). Przygarnęli chłopców i zostali przyjaciółmi. Po paru latach odbyła się Wojna Gniewu, a po niej Maldor i Maedhros ukradli dwa pozostałe Silmarille. Gdy klejnoty zaczęły parzyć ich dłonie Maehros rzucił się w płomienną otchłań, a Maldor w morskie głębiny.
Elrondowi i Elrosowi dano wybór, czy pragną przeżyć życie ludzkie, czy elfie. Elros wybrał los śmiertelnika, a później przez prawie 500 (?) lat panował w Numenorze. Najpotężniejszym z królestw ludzkich. Elrond wybrał żywot elfów, więc jest nieśmiertelny. Walczył w wojnie z Sauronem. Był chorążym Gil-Galada, a po jego śmierci stał się powiernikiem Vilyi - pierścienia powietrza. ("trzy pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem"). Po zakończeniu pierwszej wojny z Sauronem i po jego "śmierci" Elrond osiedlił się w Rivendel. Gościł tam wyprawę Thorina oraz Drużynę Pierścienia. Później opuścił Śródziemie.
Charakter: "Pan domu był przyjacielem elfów, jego przodkowie brali udział w niezwykłych sprawach w czasach przedhistorycznych, kiedy elfy toczyły wojny ze złymi goblinami, a pierwsi ludzie przybyli tu z północy. W latach, w których rozgrywa się nasza historia, żyli jeszcze dość liczni potomkowie elfów i dawnych bohaterów, a Elrond był ich przywódcą. Miał rysy twarzy szlachetne i piękne jak władca elfów, był silny jak wojownik, mądry jak czarodziej, dostojny jak król krasnoludów, a łagodny jak pogoda latem."
Rasa: Półelf

W szkole

Spóźniliśmy się na pierwszą lekcję. Moja klasa miała zastępstwo z Dyrem. Moje pojawienie się w szkole zdziwiło go jeszcze bardziej niż mnie. Dlaczego ja się na to zgodziłem???
Zdaje mi się że dyrek miał równie pracownicą noc co ja. Był jakiś taki nie ten tego i właściwie to po raz pierwszy zdarzyło mu się dać nam wolną lekcję. Tylko przez pół lekcji gadał coś o jakimś sprawdzianie. Jak dla mnie to zawsze wychodzi tak.
Wszyscy się starają i stają na głowie, a dyrektor i tak daje wszystkim 3.
Ja  wychodzę na środek i się uśmiecham i dostaję 2.
W tym roku zrobił najtrudniejszy sprawdzian ever. Mamy go rozśmieszyć. Tyle że jego nic nie bawi. No chyba, że... gdyby mi się chciało dostałbym to 4 co najmniej. Ale po co? I tak mi się to na nic nie przyda. Przychodzę na lekcje tylko, żeby ojciec nie uznał, że powinien mnie wydziedziczyć. On jest jeszcze gorszy od dyra.
Lekcja się skończyła i poszedłem szukać Oskara. Właściwie to on znalazł mnie i Luosa. Rozmawialiśmy całą przerwę. Oskar wspomniał coś, że mamy go później szukać w przedszkolu. Co on ma do tych dzieci?!?
Na lekcji Luos udawał że mnie nie widzi.
-Co jest? - spytałem. - o coś ty się obraził??
-Moglibyście nie kleić się do siebie przynajmniej w szkole!!! To chore!
-Mówiłeś że moje preferencje ci nie przeszkadzają....
-Nie. Przeszkadza mi to że bez przerwy się do siebie kleicie. Gdybyś się obściskiwał z dziewczyną też by mi przeszkadzało.
-No dobrze, dobrze! Przecież nic nie robimy!
Od razu się obściskujemy!! To był tylko jeden buziak! Przecież cała szkoła wie że Oskar chodzi z Rantią, więc nikt nas razem nie może przyłapać. Chyba że Rantia zacznie rozpowiadać na lewo i prawo, że jesteśmy parą. Wtedy nie będę już zaprzeczać.
No co? To aż takie złe że chcę być że swoim chłopakiem??

Po lekcjach wróciliśmy razem (ja i Oskar) do domu. Oskar twierdzi, że powinienem przygotować się na Szermierkę. Co on tam wie? Wolę zagrać na x-boxie w Gwiezdne Wojny. Po jakimś czasie Oskar uznał, że jestem nieznośny i do mnie dołączył.