piątek, 24 października 2014

Loki

/Demon/
Następnego ranka obudził się wtulony w Neda... On tak strasznie pięknie wygląda kiedy śpi. Nie mogłem się powstrzymać i go pocałowałem. Kiedy się od niego odsunął otworzył oczy i się uśmiechnął.
-Tak mnie możesz budzić codziennie kociaczku...
-Mmm zostawię się. - zrobiłem nadonsaną minkę ale Ned nie miał w tej chwili ochoty na żarty.
Przyciągnął mnie do siebie gwałtownie i wpił mi się w usta. Pisnąłem i spróbowałem mu się wyrwać ale on tylko przewrócił mnie na łóżko i zablokował mi nadgarstki. W końcu usiadł na mnie i się zaśmiał.
-No wiesz, koteczku... Tak mnie budzisz wcześnie, a potem nawet bawić się ze mną nie chcesz...
-Kto mówi że nie chcę?!? - udałem zaskoczenie. - Ja się lubię bawić... Ale mnie zaskoczyłeś...
-Lubisz się bawić??? Tak po prostu? Z kimkolwiek?!?
-Mmm... Nie. Lubię się bawić z... przystojnymi draniami...
-Hmm. Mam się cieszyć że jestem przystojny, czy że jestem draniem? Nie, czekaj maleństwo! Jestem twoim narzeczonym!!!
-Mhm... - chciałem mu coś odpowiedzieć ale zamknął mi usta pocalunkiem. Kochaliśmy się długo i namiętnie.

/Chris/
W końcu oddali mi kontrolę! Im obu odbija! Tylko by się całowali i całowali!
Było południe a oni dopiero wyszli z sypialni. Ludzie! Ja mam strasznie ważne sprawy!
Szybko pożegnałem Neda i teleportowałem się...
I co zobaczyłem?!? Loki obłapiał się z Rantią! Mam dość! Co się dzieje?!? Czy dzisiaj WSZYSCY muszą okazywać sobie uczucia w tak bezpośredni sposób?!? Nie wytrzymam!
-Dobrze się bawicie? - zapytałem obojętnie. Loki spojrzał na mnie zdumiony. A Rantia... Byłem ostatnią osobą której się spodziewała.
-Oskar?!? Co ty tu robisz?!?
Westchnąłem i się przemieniłem. Na razie postanowiłem ją zignorować. Mam dość życia uczuciowego Oskara. Po prostu mam dość. Możecie dziękować Nedowi.
-Witaj Loki. Miło że dobrze się zawisza z MOJĄ dziewczyną, ale ona należy do MNIE.
-Tak sądzisz? Jakoś nie zauważyłem...
-Loki. Uważasz że musimy sobie to tłumaczyć w ten sposób? - spytałem sugestywnie kładąc dłoń na rękojeści miecza.
-Nie widzę powodu żebyśmy sobie mieli skakać do gardeł tylko z powodu...
-Co?!? Zamknąć się obaj!!! Nie jestem niczyją własnością, zrozumiano?!? - Rantia się wściekła. W sumie to w tym momencie była całkiem podobna do Ainy... chociaż Aina by mnie za to porównanie zabiła.
-Zamknij się, mała. Później pogadamy! Jesteśmy zajęci. - warknąłem trochę zdenerwowany. Możecie sobie wyobrazić reakcję Aniołka i Czarownika. Loki właściwie się nie przejął. A Rantia.
-Ty... Ty... Ty parszywy... kłamliwy **** **** **** - znaki "*" oznaczają oczywiście niecenzuralne wyrażenia. Kiedy zauważyła że jej wybuch nie wywarł na nas żadnego wrażenia posłała w naszą stronę kilka bardzo śmiercionośnych zaklęć i nie oglądając się na nic wybiegła z pokoju.
-Masz doskonałe podejście do kobiet, Christopher! Jakim cudem Aina z tobą wytrzymuje?!?
-Aina to... Aina. Jest wyjątkowa...
-Wiem. O ile dobrze pamiętam to ja też mi ukradłeś!
-Sama cię rzuciła. To nie była moja wina!
-Mhm. Ja i tak wiem swoje... Co się z tobą działo???
Opowiedziałem mu o mojej śmierci, przywołaniu i o Oskarze. Nie żeby go to jakoś zdziwiło...
-Tak sądziłem że jednak się jeszcze kiedyś spotkamy... Że znalazłeś jakiś sposób żeby wymigać się śmierci... Więc? Przyszedłeś tu po to żeby mi znowu odbić dziewczynę czy miałeś jakiś bardziej wzniosły cel?
-Rantia jest dziewczyną Oskara. Ale tak. Mam bardzo wzniosły cel!
-Jaki?
-Żebyś został Jedynym Władcą tego Przeklętego Wymiaru!
-Więc mamy dokładnie tę same marzenia. Gorzej z ich realizacją. Od 16 lat czekam aż twój brat odsłoni jakiś swój słaby punkt i nic! Jeśli nie masz żadnego genialnego planu to lepiej spadaj bo jestem trochę zajęty jeśli nie  zauważyłeś!
-Mam plan. Ty zdobywasz stolicę pod nieobecność Ro. Ja przechodzę przez Bramę i to mój problem żeby zdobyć władzę w Pirokenii.
-Nie ufam twoim planom. - mruknął niechętnie Loki. - Jak według ciebie mam zdobyć stolicę nawet jeśli Ro tam nie będzie?!? Próbowałem setki razy! Tych murów nie da się sforsować!
-A jeśli otworzę ci bramy?
-... chyba mamy sporo spraw do obgadania. - Loki uśmiechnął się chytrze.
Zanim zakończyliśmy omawianie wszystkich planów był już wieczór.
-To jak, Chris? Napijemy się? Za zwycięstwo?
-Może jednego...
Kiedy w końcu wyszedłem było bardzo późno. Skupiłem się i teleportowałem tuż obok Rantii. Złapałem ją w ramiona i przeniosłem nas do pałacu, zbudowanego na wzór katery gotyckiej... Właściwie to była katedra gotycka, oczyszczona z ławek, ołtarzy i obrazów religijnych i wyposażona w pewne mroczniejsze ozdoby... Pośrodku ogromnej sali stał okrągły stolik, nakryty obsydianową zastawą. Wokół wędrowały pół-widzialne zjawy - służący. W powietrzu nad naszymi głowami unosiły się setki świec /le Hogwart/. Ogólnie było pięknie i mroczno.
~No. To teraz radź już sobie sam.~ posłałem myśl Aniołkowi.

/Aniołek/
No pięknie. To mnie wkopali. Nie dość, że najpierw dał jej powód żeby się na mnie straszliwie wściekła, to teraz jeszcze zmusił ją, żeby poszła ze mną na randkę. Ona mnie zabije!!!
Cofnąłem się w cień i uświadomiłem sobie, że znowu jestem we własnej postaci... Do tego ubrany w jakiś super drogi garnitur... Chris przegiął. Ale co ja mu mogę zrobić?!?
Ratunku!!!
Rantia stała chwilę, oszołomiona tym co się wokół niej znajduje... Pewnie w innych okolicznościach by jej się to spodobało. Zanim Chris wszystko zepsuł. Czekałem cierpliwie, aż sobie o mnie przypomni. Nie zamierzam przyśpieszać końca. Wreszcie odezwała głosem zimnym i pozornie obojętnym...
-Oskarze Wyvern. Czy masz cokolwiek na swoją obronę?!?
-Rantia... Przepraszam. To nie byłem ja. Christopher nie chciał mnie słuchać... Nie panuję na nim... - mówiłem prosząco, ale nagle ogarnęła mnie jakaś dziwna obojętność. Pustka.
-Odwróciła się i spojrzała na mnie gniewnie.
-Fascynujące... - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Gdzie jest stąd wyjście?
Odsunąłem się i wskazałem na ścianę za sobą. Poszła tam szybkim krokiem, nie oglądając się na mnie i nic nie mówiąc. Przynajmniej nie widziała łez, płynących po moich policzkach... Faceci nie powinni płakać.
Rantia gwałtownym szarpnięciem otworzyła wrota katedry i...
Znalazła się tuż nad krawędzią wulkanu. Ognista łuna wtargnęła do środka, wraz z gorącem. Rantia zobaczywszy gdzie jest obróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi.
Ja w tym czasie opadłem na ziemię i zamknąłem oczy. Ukryłem twarz w dłoniach i pozwoliłem łzom płynąć.
Otrząsnąłem się dopiero kiedy Rantia niezbyt delikatnie mną potrząsnęła.
-I co idioto?!? Wiesz gdzie jesteśmy, co???
-W Piekle. - wyszeptałem obojętnie.
-Porwałeś mnie na  randkę do Piekła?!? - Rantia była coraz bardziej wściekła. A to jeszcze nie był koniec. - Natychmiast zabierz mnie na ziemię!!!
-Nie mogę. Nie potrafię. To Chris... - jęknąłem. Dlaczego ona nie może mnie już zostawić?!? Ja chcę umrzeć!
Kiedy Rantia mnie puściła upadłem bezwładnie na ziemię. Nie byłem w stanie się opanować. Nie rozumiałem tego... Skąd ta rozpacz? Ta... pustka???
Demon ma Neda. Czarownik, Haker i Dzieciak tak naprawdę nigdy nie szukali towarzystwa innych, ale zawsze kiedy tylko zechcą, mają wielu przyjaciół... Nawet Chris ma Ainę.
A ja? Ten jeden raz mi na kimś zależało i wszystko zepsuli. Nie. Nie. Nie!
Nie wiem kiedy zacząłem szlochać. Nie wiem. Ale po chwili poczułem delikatny dotyk na ramieniu i zdziwiony głos Rantii.
-Ty płaczesz? Oskar? Co się dzieje?
Delikatnie mnie przytuliła i zaczęła powtarzać mi do ucha
-Już dobrze. Jestem tu, nic się nie dzieje...
Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Może uznała, że jeśli się nie uspokoję, to nigdy stąd nie wyjdziemy... a może jednak coś do mnie czuje?
Ta myśl była tak wspaniała, że na chwilę zapomniałem jak się oddycha.... Zacząłem się krztusić. Rantia ciągle przy mnie siedziała nie do końca wiedząc chyba jak powinna się zachować.
W końcu spytała:
-Dobrze się czujesz, Oskar? W porządku?
Niepewnie pokiwałem głową.
-Kocham cię. - wyszeptałem cicho, lękliwie patrząc w jej oczy. Nie potrafiłem odgadnąć jej myśli, ale widziałem, że jest smutna i zastanawia się na czymś... Przestraszyłem się. Czułem, że odpowiedź nie do końca mi się spodoba...
-Wiem, Oskarku... wiem. To co? Skoro już tu jesteśmy może jednak coś zjemy?
Zmieniła temat... Tak po prostu... Ale nie chciałem się kłócić. Jeśli to ma być nasz ostatni wspólny wieczór, niech będzie wspaniały...
Wstałem i zaklęciem usunąłem ślady łez z mojej twarzy. Odsunąłem Rantii krzesło i usiadłem na przeciwko niej. Zjawy podały jedzenie.
-Opowiedz mi o sobie. - poprosiłem. I Rantia zaczęła mówić. To wszystko brzmiało nieprawdopodobnie, ale jak miałbym jej nie uwierzyć? Nawet jeśli kłamała... Nie! Na pewno nie...
Wypiłem trochę wina... "Na odwagę" jak mówią... Było późno. Wstaliśmy od stołu. Podszedłem bliżej Rantii i ją pocałowałem.
-Kocham cię. - powiedziałem, a po sekundzie już przed nią klęczałem. Wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem i otworzyłem je ukazując srebrny pierścionek z pulsującym zielonym klejnotem, umożliwiający jasnowidzenie - Będziesz moją narzeczoną? - spytałem, szykując się na najgorsze.
Rantia patrzyła zdumiona to na mnie, to na pierścionek w moich dłoniach...
-Oskar... - zaczęła i urwała.

Nam tylko jedno w głowie...

Szłam powoli za Lokim. W sumie wykonałam swoje zadanie i mogę wrócić, ale... No właśnie "ale". Ale co?
~Nie chcesz zostawiać Lokiego.
~Taaaa... więc co robimy?
~W sumie, Lys chyba jakoś przeżyje nasze zniknięcie...
~A co z Oskarem?
~Nie pomagasz... Oskar ma Neda...
~Część Oskara ma Neda, a część ma nas...
~Słuchaj, najpierw robisz mi wyrzuty, że jestem z Oskarem, później sama wybierasz Lokiego...a następnie bronisz Oskara? Do czego ty w ogóle zmierzasz?
~Tylko się z tobą drażnię.
~Bardzo zabawne! Możliwe, że Oskar o nas zapomni.
~Ta, a ja zyskam oddzielne ciało...
~Naprawdę zabawne!
Uwielbiam kłótnie z samą sobą...
Doszliśmy do jakieś wielkiej góry lodowej.
-Chciałeś pokazać mi wielką zmrożoną górę?-zapytałam Lokiego. Spojrzał na mnie rozbawiony.
-Przestań postrzegać ten wymiar jak bryłę lodu! Chcę ci pokazać to co jest ZA tą twoją "zamrożoną górą".
-Hmmm... Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest tu dość stromo?
-Tak...
-Więc jak masz zamiar wejść na szczyt?-zapytałam kładąc głowę na jego ramieniu.
Spojrzał na mnie i odgarniając niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy, powiedział:
-Dlaczego wątpisz w moje umiejętności,hmmm?
-Nie wątpię.
-Polemizowałbym, ale jak uważasz.-gdy tylko to powiedział wziął mnie na ręce i zanim się spostrzegłam, staliśmy już na samym szczycie góry.
Delikatnie odstawił mnie na zmrożoną ziemię i gestem zachęcił do obejrzenia widoku.
Rzeczywiście jest tutaj całkiem ładnie... No dobra, jest bajecznie.
Zaraz u zbocza góry rozpoczynał się olbrzymi świerkowy las. Trochę dalej widać było wielkie pokryte lodem jezioro. A za jeziorem znajdowała się dość spora -jak na tutejsze warunki- wioska, a nad nią na pagórku stał wielki majestatyczny zamek pokryty szronem.
Odwróciłam się do Lokiego, patrzył z zachwytem na krajobraz. W końcu jego wzrok spoczął na zamku, od razu zauważyłam, że chciałby mieć go na wyłączność.
-Nie przejmuj się, jeszcze kiedyś będzie twój...- powiedziałam wtulając się w niego.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale o nic nie zapytał.
Doskonale wiedział, że nie wspominał mi o tym ani słowem, nie powiedział nic, o swoim pragnieniu władzy.
A jednak wiedziałam. Podejrzewałam to od początku, chociaż o nic na ten temat nie zapytałam. To przecież logiczne- może stąd odejść, ale pomimo to dalej na coś tu czeka. Na co innego można czekać w krainie skutej lodem jak nie na okazję do objęcia tronu? Poza tym, władza od zawsze kręciła boga kłamstw...
Słońce schowało się już za horyzontem, a my dalej przyglądaliśmy się wiosce. Robiło się coraz chłodniej, w końcu zaczęłam drżeć z zimna. Loki zauważył to od razu.
-Przepraszam, zamyśliłem się... Co powiesz na gorącą kąpiel?-zapytał tajemniczo się uśmiechając.
-Brzmi całkiem nieźle...-odparłam.- Tylko powiedz mi, gdzie ty tu znajdziesz gorącą wodę?
-Chyba nie myślisz, że zawsze sypiam w jaskiniach?- zapytał i przeteleportował nas do wielkiej luksusowej łazienki.
-No nieźle...- powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.
-Pozwól, że na chwilę zostawię cię samą...-powiedział znikając za pięknie zdobionymi drzwiami.
Skorzystałam z nieobecności domownika i przyjrzałam się wszystkiemu dokładnie, w między czasie zdejmując kolejne części swojego ubioru.
Na środku łazienki stała duża wanna, która z pewnością pomieściłaby pięć osób, jeśli nie z sześć.
Obok niej na jasnej dębowej podłodze leżał biały mięciutki dywanik. W rogu łazienki stał duży nowoczesny prysznic, obok którego ustawione było piękne lustro. Kilka metrów dalej odgrodzona parawanem od reszty pomieszczenia stała ubikacja, pod którą również znajdował się biały dywanik.
Naprzeciwko drzwi stała komoda z białym ręcznikami i różnego rodzaju szamponami.
Całe pomieszczenie ozdobione było pięknymi śnieżno-białymi różami.
-Ciekawe czy sam to wszystko urządzał...-mruknęłam do siebie.
Niepewnie odkręciłam kurek z ciepłą wodą, zatkałam korek i dolałam jakiegoś różowego płynu.
Łazienka z wyposażeniem na medal, nie ma co!
Powolutku wsunęłam się do gorącej wody.
Uwierzcie mi, że po kilku dniach ciągłego marznięcia, taka kąpiel jest jak spełnienie marzeń!
Postanowiłam umyć włosy, pochyliłam się aby spłukać z nich pianę gdy poczułam, że ktoś wchodzi do wody. Podniosłam głowę i zobaczyłam nikogo innego jak boga kłamstw z dwoma kieliszkami wina w ręce. Uśmiechnął się zalotnie i oparł o przeciwległą ścianę wanny. Przewróciłam z rozbawieniem oczami i przybliżyłam się do Lokiego. Odebrałam swój kieliszek i położyłam głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy chwilę w ciszy do czasu aż bóg kłamstw opróżnił swój kieliszek.
-Tak właściwie, dlaczego dalej tu jesteś? Przecież już zabiłaś tego gościa...- zapytał zamyślony.
Oparłam rękę na jego klatce piersiowej i spojrzałam mu w oczy.
-A po co mam wracać skoro ty jesteś tutaj?
-Ale...-położyłam mu palec na ustach.
-Ciiiii... to nieważne...- odparłam i cmoknąwszy go w usta przesunęłam się na drugi koniec wanny, dając mu tym samym do zrozumienia, że jeśli czegoś ode mnie chce to najpierw musi mnie złapać. Loki podjął inicjatywę i spróbował mnie schwytać tym samym lądując w wodzie...
***
Stałam obok boga kłamstw. Przyglądałam się temu co wyprawiał przy kuchence. Widać, że nie ma zbyt wielu atrakcji.... przygotował kolację w niecałe siedem minut! Siedem minut! I to jeszcze nie byle jaką kolację- zrobił kurczaka curry!
W s-i-e-d-e-m m-i-n-u-t!!!
Znakomity kucharz, kłamca, kochanek... Ciekawe w czym jeszcze jest dobry?...
Po wspólnym zjedzeniu kolacji Loki wyszedł się przebrać, zostawiając mnie samą w kuchni. Hmmmm... myślicie, że się obrazi jeśli sama znajdę sypialnię? Pewnie nie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeszłam przez pierwsze lepsze drzwi. Moim oczom ukazały się stosy książek, papierów, karteczek, listów itp.
-Chyba nie trafiłam...-mruknęłam sama do siebie i przeszłam przez kolejne drzwi, znajdujące się na lewo od jakiegoś biurka.

Tym razem weszłam do dość małego pomieszczenia z miotłami... (Ja i moje szczęście xD)
Wróciłam do kuchni i przeszłam przez drzwi naprzeciwko lodówki- salon.
Kolejne drzwi- biuro (?).
I następne- inna łazienka.
Drzwi nr.5 bodajże- przedpokój.
Drzwi w przedpokoju zaraz obok okna- trafiłam! Sypialnia z wielkim hebanowym łożem przykrytym zieloną narzutą.
Obok łóżka stał regał z książkami.
Stanęłam naprzeciwko niego i za pomocą czarów zmieniłam ubranie na trochę bardziej odpowiednie. (If you know what I mean...) Położyłam się na łóżku z pierwszą lepszą książką i czekałam na boga kłamstw.
Niestety nie dał mi nawet przeczytać wstępu pojawiając się zaraz obok mnie.
-Szybko zmieniasz ubrania...
Rzuciłam mu urywkowe spojrzenie i ''wróciłam'' do lektury, jednak Loki nie dał przeczytać mi ani zdania więcej sprawiając, że książka zaczęła lewitować.
-Zabawne wiesz!-powiedziałam gdy spróbowałam ją złapać.
Skacząc na łóżku z kimś obok naprawdę nie jest bezpiecznie. Przekonałam się o tym gdy potknęłam się o Lokiego tym samym na niego spadając. Zaśmiał się i przytulił mnie do siebie nie pozwalając ponownie wstać.
-Nie wolałabyś robić coś innego niż skakanie po łóżku?-popatrzył mi w oczy z figlarnym uśmieszkiem.
W odpowiedzi przejechałam ręką po jego półnagim ciele i mruknęłam zachęcająco składając na jego ustach namiętny pocałunek...
Rantia

środa, 22 października 2014

Karina Rusakov

Imię: Karina 
Nazwisko: Rusakov
Znak Zodiaku:  Skorpion
Partner: Brak. Jak na razie.
Wiek: 16 lat/klasa IV/wych. Dyrektor Shadow
Historia: A co cię interesuje?! Nie wtykaj nos w nieswoje sprawy...
Charakter: Karina jest oczytaną i dojrzałą dziewczyną. Nie wiele odzywa się przy nowo poznanych ludziach, więc można też wywnioskować, że jest nieufna. Zazwyczaj stara się być opanowana, jednak gdy coś nie idzie po jej myśli wybucha i staje się agresywna, co może źle skończyć się dla wroga, bądź kogoś, kto stanie jej na drodze. Mimo, że wygląda na twardą osobę, w duszy kryje oblicze romantyka.
Rasa: Wampir Czystej Krwi.
Wygląd: Czerwone oczy. Białe włosy zazwyczaj spięte czarnymi wstążkami. Dość szczupła. Często nosi ciemne sukienki.
Zajęcia dodatkowe: Samoobrona, Rozwijanie ukrytych zdolności.

Imię: Ren
Wiek: 3 lata
Charakter: Ren to bardzo lojalny pies. Jest bardzo ostrożny co do nowych znajomości. Ren jest nieufny co do ludzi, więc raczej nie da Ci się na wet pogłaskać. To spokojny pies, nie lubi szaleć, woli położyć się obok swojej właścicielki i przespać kilka godzin.
Tendencje: Chodzi wszędzie Shai. Kiedy kładzie się spać najpierw kręci się dookoła i drapie pościel. 
Wygląd: Niebieski psiak o granatowych oczach.

wtorek, 21 października 2014

Zaręczyny

TOPAZ KARAIBSKI DAWN PIERŚCIONEK - zdjęcie
/Chris/

Następnego ranka wybraliśmy się z Nedem na ziemię do Los Angeles na zakupy. Właściwie to Oskar przeciągnął go przez wszystkie możliwe sklepy z ubraniami, a potem Ned kupił ze 300 książek i tyleż gier komputerowych. Potem poszliśmy na obiad  do pizzerii... Bardzo romantyczne, czyż nie? No ale inna sprawa że Oskar ciągle się tulił do Neda...
W pizzerii Oskar  wlazł mu na kolana i kazał się karmić... Skoro Ned uważa że to słodkie to chyba nie mam nic przeciwko...
Wreszcie dali mi się zaciągnąć do jubilera...
Właściwie to było parę ładnych pierścionków ale nic co by się mogło spodobać Ainie...
Złoto, srebro, białe złoto, najróżniejsze kamienie szlachetne...
Diamenty, rubiny, szmaragdy, szafiry...
Fajnie że Aina nigdy nie nosiła żadnej biżuterii a jedynie co to kazała sobie wprawiać ametysty w obsydianowe sztylety... Tak... dam jej ametystowy pierścionek... Był jeden, który mi się podobał, ale...
-Ned? Co powiesz na to? - spytałem wskazując pierścień (pierwsze zdjęcie z lewej)
-Ładny jest... Jeśli sądzisz, że jej się spodoba...
-Ned! Miałeś mi pomóc! Nic ci się nie podoba?
-Jest kilka ładnych... Myślałem o tamtym, ale...
Wskazał mi pierścień z kolorowym topazem karaibskim... Muszę przyznać, to ciekawie wyglądało...
-Aina, jakoś nie lubi jasnych kolorów... Przynajmniej tak mi się zdaje... W ametysty łatwo się wplata zaklęcia... Przynajmniej te, które ona lubi. - uśmiechnąłem się do niego, ale on ciągle z zamyśleniem wpatrywał się w pierścionek (na zdjęciu na środku). W końcu jakby się otrząsnął i pokiwał głową do własnych myśli. Rozejrzał się i już po chwili wykrzyknął:
-Popatrz! Ten, by się dopiero spodobał Rantii!
-Mówisz? Hm... No cóż. Tak, to całkiem w jej stylu... - (Tak! Zgadliście! Zdjęcie po prawej stronie!) Jeszcze raz przyjrzałem się uważnie wszystkim pierścionkom (sporo ich było) i w końcu stwierdziłem, że i tak już podjąłem decyzję, więc nie muszę się dłużej zastanawiać...
-No, dobra Ned! To ja kupię ten pierścionek, a ty idź kup nam lody, czy coś. Zasłużyliśmy, nie sądzisz?
-Jasne. Tylko się nie zgub! - parsknął śmiechem i poszedł. Po kilku minutach dołączyłem do niego i w sumie Demon znowu przejął kontrolę...
Wszystko co MUSICIE wiedzieć, to to, że już po kilku sekundach uznałem, że oni są jeszcze słodsi on tych lodów... Dosłownie żygam tenczą.

Kiedy wreszcie udało nam się wrócić do domu (kto by pomyślał, że na zakupy można iść na DOKŁADNIE 12 godzin, i to bez towarzystwa dziewczyn?!?) właściwie, to uznałem, że mogę iść do Ainy jutro wieczorem... Ewentualnie za dwa dni wieczorem, bo coś czuję, że skoro jutro mam odwiedzić Lokiego, to mogę nie mieć czasu na nic...
~Jak oszukać boga kłamstwa?!?~
~Przedstawmy mu prawdziwą wersję! Jest tak szalona, że nam nie uwierzy i uzna, że sobie żartujemy. Potem opowiedzmy mu normalną wersję, tę co wszystkim, a potem coś pomiędzy tymi dwoma. Genialny sposób, który działa zawsze!~ <H.>
~W sumie można spróbować...~ <Ch.>
Dochodziła jedenasta, a ja byłem zmęczony. Właściwie, to bardziej Demon i Aniołek powinni być zmęczeni, bo to oni bez przerwy szukali tych ciuchów, ale oni wyjątkowo tryskali energią. Zwłaszcza Demon...

/Demon/

Zgaduję, że wszyscy się domyślili, że te trzy pierścionki są kupione? To dobrze. Ale Chris, chyba sobie nie wyobraża, że ja mu pozwolę jako pierwszemu się oświadczyć?!? Dzisiaj jest nasz dzień! Mój i Neda!
Usiadłem obok Neda na kanapie i się do niego przytuliłem.
-Hmm? - mruknął zamyślony. - Coś się stało kotku?
-Kotek chce się głaskać! - wtuliłem twarz w jego ramiona, domagając się pieszczot.
Ned parsknął śmiechem i zaczął mnie "głaskać" po plecach, ale po chwili znowu spojrzał gdzieś w dal zamyślony. Rozmawialiśmy, i żartowaliśmy jeszcze dość długo... Na pół godziny przed północą obaj zamilkliśmy. W końcu Ned się odezwał.
-Oskar? To ty?
-Oczywiście, a któż by inny?!?
-Mój Oskar... Demon?
Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem mu na udach, twarzą do niego i zacząłem go całować. Ned odruchowo przyciągnął mnie jeszcze bliżej i już po chwili to on mnie dominował. Tak było zawsze.
W końcu się od siebie odsunęliśmy na parę milimetrów i szepnąłem mu tak, że nasze usta ciągle się o siebie ocierały.
-I co? Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
-Nie.
Patrzył mi w oczy ze zdumiewającą pewnością siebie, ale także z czułością i opiekuńczością. Przy nim czułem się bezpiecznie. Byłem szczęśliwy.
Trwaliśmy tak dobrą chwilę, a potem niemal jednocześnie sięgnęliśmy do kieszeni i wyjęliśmy z nich identyczne pudełeczka...
-Ned...
-Oskar...
Zaczęliśmy w tym samym momencie i w tym samym momencie przerwaliśmy, gdy do nas dotarło, że widocznie mamy bardzo podobne zamiary.
-To co? Na trzy, cztery?
Ned nieznacznie skinął głową.
-Trzy-Czte-Ry....
-Będziesz, moim mężem? - Żaden z nas nie musiał odpowiadać... Wystarczył pocałunek... Oderwaliśmy się od siebie dopiero po chwili.
Ned ujął delikatnie moją dłoń w swoją i wsunął na nią pierścionek z topazem karaibskim, w tęczowych barwach, z wpojonymi w niego czarami leczniczymi, które wcześniej koncentrowały się przede wszystkim w runach na mojej piersi...
Potem ja włożyłem na jego palec identyczny pierścionek, otoczony zaklęciami ochronno-leczniczymi oraz jednym ułatwiającym kontrolę nad czarną magią...
Ned znowu ucałował moje usta.
-Kocham cię Maleńki. - szeptał między pocałunkami, schodząc powoli na moją szyję i ramiona... Przerwało mu dopiero wielkie, straszne i głośne:
BUM!
A dokładniej:
BIM-BAM-BUM.
Wybiła północ, ale zegar mnie wystraszył. Ned się roześmiał, wziął na ręce i zaniósł do sypialni, po czym wrócił do swojej zabawy...
Zawsze później uważałem, że to była najwspanialsza noc w moim życiu...
Chociaż Aniołek ciągle twierdzi, że to następna noc była najwspanialsza... Ale co on tam wie?!?

poniedziałek, 20 października 2014

Dyrektor pilnie potrzebny!

Jeśli chcesz zostać moim zastępcą, musisz się ze mną skontaktować! Rozważę, czy dostaniesz Admina... (zapewne to zależy od Dyrektor Light)
Jeśli nie wiesz po co potrzebuję zastępcy, wiedz, że i tak nim nie zostaniesz. Musisz pisać aktywnie opowiadania (jena postać - raz na tydzień; więcej postaci - raz na dwa, mniej więcej od każdej).

+ Musisz mieć postać, którą mogę polubić/zaakceptować, i która nie zamierza znikać w najbliższym czasie.
Mile widziane nazwiska takie jak:
*Severus Snape
*Minerva Mcgonagall
*Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore
*Tom Marvolo Riddle
*(ewentualnie) Chejron, bądź Halt
/jeśli nie wiesz skąd pochodzi nazwisko, lepiej wymyśl własne!!!/

Nabór trwa dopóki nie wybiorę kogoś godnego, by mnie zastąpić.

~Dyrektor Shadow

P.S.
Nie przyjmuję uczniów na stanowisko Dyrektora!!!

Wszyscy przeciwko mnie... :'(

Moja Aina... Mój maleńki skarbeczek... Co się stało, że nagle zależy jej na zaręczynach?!?
Byliśmy razem przez prawie 100 lat i ani razu o tym nie wspomniała...
Zamierzałem się jej oświadczyć, gdy tylko nasze piekło się skończy... Właściwie, to w dniu ostatniego ataku miałem już przygotowany pierścionek, bo sądziłem, że Ro mi odpuścił...
No cóż... Coś się wymyśli... Ned mi pomoże..
~A może lepiej nie, co?!? Ned nas kocha! Jak zamierzasz go prosić o pomoc, to ja się też chcę oświadczyć!~ <D.>
~Tak! Ja też!~ <A.>
~Yyy... Po pierwsze... Jesteście za młodzi na małżeństwo... Po drugie... Demon, na ziemi raczej takie małżeństwa nie są dozwolone... Tutaj też... Po trzecie... Nie sądzicie, że nas za to zabiją? Znam Ainę i jeśli postanowię oświadczyć się komuś oprócz niej, to... ~Ch.>
~Po pierwsze... Masz tyle lat co my! A za dwa lata możemy przemyśleć małżeństwa! Po drugie... W Przeklętych wymiarach są dozwolone! A w Amanie nie są zabronione! Po trzecie... Ty się oświadczasz, tylko i wyłącznie Ainie! A ja tylko Nedowi! A oni tylko Rantii! A jeśli któryś ma coś przeciwko, a zwłaszcza ty, możemy się nie oświadczać wcale! Koniec! My mamy przewagę!~ <D.>
~Jak to WY macie przewagę?!? Jesteśmy po równo!~ <Cz.>
~Nie prawda! Ja, ty, Chris i Aniołek mamy po równo moc! Ale Haker jak się włączy to ma przewagę nawet jak jest nas dwóch na niego! A Dzieciaczek nam pomoże, prawda Maleństwo?~ <D.>
~Cio?~ <Dz.>
~Powiedz prawda, Maleństwo.~ <D.> szeptem, który wszyscy słyszeli.
~Prawda Maleństwo.~ <Dz.>
~Jasne, przemyślimy to...~ <Ch.> ~Ale Aina i tak zabije nas wszystkich!~
Pochyliłem się z powrotem na Ainą i od nowa zaczęliśmy się bawić.
~A ja ją lubię... Piękna jest...~ <A.>
~Nie gapić się na moją dziewczynę!~ <Ch.> warknąłem w myślach, nie przerywając namiętnego pocałunku. Właściwie, to wątpię, żeby dało się zauważyć, że ciągle się mentalnie kłócimy...
~Fuuuuj! To musicie to robić?!?~ <D.>
~Przyganiał kocioł, garnkowi! Myślisz, że mnie się podoba, to co ty wyprawiasz z Nedem?!? To dopiero jest... Fuj!~ <Cz.>
Chłopcy rozpoczęli zażartą dyskusję, na temat swoich orientacji seksualnych, więc ja mam trochę czasu dla Ainy...
Właściwie to już kończyliśmy, kiedy dotarło do mnie, że dzieje się coś złego... Colin pół godziny wcześniej skontaktował się ze mną telepatycznie, żeby mi powiedzieć, że Ned się obudził i chce ze mną rozmawiać... Ucieszyłem się, ale na razie nie mogłem zostawić Ainy...
A potem poczułem TO. Nie potrafię tego opisać... To podobne odczucie, do tego, kiedy wykorzystuje się Potężną Magię, ale dalekie i nie zostawiające we mnie skutków... Przez dłuższą chwilę nie potrafiłem zrozumieć co się stało, a potem do mnie dotarło... Ned!
Ujrzałem to natychmiast... Mike, wpadł w szał i zamierzał go zabić...
-Zabiję idiotę! - warknąłem i spiąłem się w wściekłości, ciągle leżąc w łóżku z Ainą...
Spojrzała na mnie jak na szaleńca, kiedy zerwałem się z łóżka i zacząłem się ubierać. Muszę się tam natychmiast zjawić!
-Co się dzieje Chris? Stało się coś?
-Tak! Mike się stał!
-Komu znowu...
-Colin. I Ned...
Mówiłem, że nie mam pojęcia co czuję do Rantii i Neda.... Ale w tej chwili zrozumiałem. Kocham ich. Kocham ich, tak jak powinienem kochać własne dzieci... Dokładnie tak jak Colina...
Nie wiem, czy Aina wszystko zrozumiała, ale nie próbowała mnie zatrzymać. Wiedziała jak się zachowuję, kiedy Colinowi coś grozi... Kiedyś o nią tak samo się martwiłem. ale z czasem nauczyłem się ufać jej umiejętnością... Jeśli ona nie jest w stanie sobie z czymś poradzić, to ja także będę mieć problem... Chociaż używamy z góry odmiennych metod...

Teleportowałem się. Stanąłem tuż za Nedem. Kiedy Mike mnie zobaczył cofnął się zdumiony i przerażony.
-Jakże miło mi cię widzieć, Mike... - mój głos ociekał słodyczą... Wszyscy wiedzą, że to dla nikogo nigdy nie wróżyło nic dobrego... Przyciągnąłem do siebie Neda i prostym zaklęciem znieczuliłem go... Nic poważnego mu nie było, więc to na razie musi wystarczyć... - Zdaje się, że już poznałeś mojego kochanka, Eddarda...
Tyle wystarczyło,by Mike padł na kolana i zaczął błagać o wybaczenie... Normalnie i tak bym go zabił, ale wyjątkowo chyba muszę okazać łaskę...
-Świetnie. Colin zabierz Neda do sypialni i się nim zajmij. My musimy... porozmawiać... - w moim głosie nie było ani śladu emocji. Demon wrzeszczał na mnie, że powinienem zabić drania, ale na razie nie chciałem mieć krwi na rękach... Nawet tak brudnej krwi...

Kiedy z nim skończyłem miałem pewność, że żadnego z nich już nie skrzywdzi... Mimo, że moje działania nie zostawiły po sobie żadnego widocznego śladu (uwielbiam mentalne tortury) podziałały.
Gdy go wypuściłem spojrzał na mnie zdumiony, że jeszcze żyje... I że trwało to tak krótko.... Zwykle byłem bardziej brutalny...
-Panie?
-Jesteś potrzebny. Ale jeśli Colin, lub Ned zażądają twojej głowy, dostaną ją.
-Oczywiście... Co mam zrobić?
-Oddaj mój miecz.
Podał mi ostrze. Wyciągnąłem je z pochwy, Pamiętam je, aż za dobrze. Szybkim ruchem z powrotem połączyłem Oratorium z Czarnym Mieczem i natychmiast schowałem broń. Jeszcze przyjdzie czas, bym mógł ją podziwiać.
-Ty, Imperius i  Loki przygotowujecie rebelię. O mnie nikt ma się nie dowiedzieć. - powtórzyłem po raz kolejny cały  plan. Powtórzyłem cały plan po raz kolejny... To się robi nudne...
-Potrzebuję cię, żebyś pilnował tych dwóch kretynów... Jesteś w stanie to zrobić, prawda? Będziesz moją prawą ręką ale niech nikt o tym nie wie... Nie chcę żeby się zbuntowali...
-Oczywiście panie! Nie zawiedziesz się!!!
Zadziwiające jak łatwo zapomniał że 10 minut temu zamierzałem go zabić...
Gdy wszedłem do sypialni Colin spojrzał na mnie pytająco.
-Powinieneś o nim jak najszybciej zapomnieć. - warknąłem ale kiedy ujrzałem jego przerażenie złagodniałem. - Żyje. Wysyłam go do Piekła. Po prostu nie chcę żeby dłużej cię krzywdził...
-Ale ja go kocham...
-Ile jeszcze musi minąć żebyś  zrozumiał że on cię nie?!?
Nie chciałem krzyczeć na Colina ale ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć...
Nie płakał. Nie uciekł. Tylko usiadł przy oknie i tak znieruchomiał... Uznałem że potrzebuje trochę czasu więc go zostawiłem i podszedłem do Neda.
Siedział na łóżku z zamkniętymi oczami.
-W porządku? Boli cię coś?
-Nie... Jestem tylko zmęczony... Oskar?
-Jestem Chris... Zaraz z nim porozmawiasz ale na razie... obawiam się że kiedy oddam im kontrolę już jej więcej nie dostanę, a mam parę spraw do załatwienia...
-W porządku... - widziałem że się boi. Próbowałem się uśmiechnąć ale tak jakoś nie wyszło.
-Posłuchaj... Nasza moc jest podzielona po równo między wszystkich sześciu... nie jestem pewien czy łącznie z tobą nie wyjdzie siedmiu... W każdym razie ja mimo że zawsze byłem najpotężniejszy, to teraz nie jestem wstanie kiwnąć palcem bez zgody twojego chłopaka, rozumiesz?
-Chyba tak...
-Dobra...To teraz słuchaj! Colin powiedział ci ogólnie kim jestem. Na sto lat przed śmiercią zacząłem się spotykać z jedną, całkiem ładną dziewczyną. A teraz ona mnie znalazła i robi mi wrzuty, że się jej nigdy nie oświadczyłem... Obawiam się, że zaraz mnie siłą będzie ciągnąć pod ołtarz, ale na razie wolałbym się jej oświadczyć, żeby nie spróbowała mnie przypadkiem zabić... Pomógłbyś mi wybrać jakiś pierścionek?
-Mhm... A Oskar...
-Zgodził się... Zgodzili się wszyscy.
-Aha... Ale zamierzasz żenić się z tą dziewczyną, a Oskar ma już mnie... i Ranię... i może...
Muszę przyznać, chłopak bardzo słodko się rumienił...
-Myślę, że istnieje sposób, żebyśmy się rozłączyli... Trudny, może bolesny, ale istnieje. I jeśli zadziała, to równie dobrze będziemy w stanie się podzielić na trzech.
-A nie na sześciu?!?
-Jeśli chcesz mieć tutaj pięciu Oskarów... z czego dwu zakochanych w tobie, a dwu w Rantii...
-Może jednak nie...
-Właśnie. To pójdziesz ze mną jutro po pierścionek?
-Bo inaczej twoja dziewczyna was zabije? Chyba nie mam wyboru...
-Jej. Świetnie. To jutro jeszcze pogadamy... - Demon ledwie pozwolił mi skończyć mówić i rzucił się na szyję Neda... Czy on naprawdę zamierza go udusić?!?
Ned wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. Po kilku chwilach dopiero wyjąkał:
-Oskar... To ty?
-Tak! Nigdy więcej tak nie rób!!! Wiesz jak się martwiłem, kiedy ona... ona...
-Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony... i nie do końca rozumiem to co się stało... moja moc... nie kontroluję tego... nie wiem jak...
-Nie martw się Ned... Nauczymy się. Chris to potrafi i nas nauczy. - Demon wlazł Nedowi na kolana i się do niego tulił... Naprawdę ostatnio zrobił się słodziutkim chłopcem.... A Ned przestał być egoistą. Obaj bardzo się zmienili... Na lepsze oczywiście.
Właściwie to przez resztę dnia Demon i Ned bawili się w najlepsze, przede wszystkim prze x-boxem... Kto by tam ich zrozumiał!
Wieczorem udało mi się przekonać ich, że powinni mi pozwolić na jakiś czas z powrotem przejąć kontrolę i wreszcie załatwić tą całą sprawę z wojną... Sam nie wiem jak to powinienem rozegrać...

Teleportowałem się do Doliny Ugor. Lilith postarała się, żeby wszystko było jak należy. Zgromadziła się większość starych przyjaciół... Banitów, którzy zrezygnowali z walki i ponad wszystko pragną wrócić do domu... Tak jak ja...
Wyszedłem na środek obozu i obrzuciłem wszystkich przenikliwym spojrzeniem... Brakowało Luisa, Willa, bliźniaczek.... Ferrisa, Tiny, Laury, Kate, Sida, Lorasa, Quentyna, Renliego i Rhaegara...
Część z nich wiedziała o Bramach... Może im się udało...
-Renly, Tina, Rhaegar i Kate nie żyją. Reszta zniknęła po kilku przegranych bitwach.
-A Loras?
-Zniknął. Po śmierci Renliego. Nikt nie wie gdzie, ale możliwe że...
-Nie sądzę, żeby popełnił samobójstwo, a na pewno nie jeśli cokolwiek na to wskazuje. Wiesz kto zabił Renliego?
-Podobno Belial...
-Więc najprawdopodobniej Loras jest w Piekle. Naprawdę tak trudno się domyślić?
-Szukałam...
-Jak zgaduję szukałaś Rycerza Kwiatów, ale obawiam się, że ON nie żyje. Loras potrafi zmieniać wygląd.... Może nie tak dobrze jak Ferris, ale sama wiesz...
Wszyscy zgromadzili się na placu pośrodku obozu i wpatrywali się we mnie nieufnie. Ciągle byłem w formie Oskara.
-Miło was znowu widzieć przyjaciele! - zawołałem pogodnie. - Zamierzam wrócić do domu! Znam drogę i potrafię tego dokonać! Wy musicie tylko iść za mną!
Wybuchło pewne zamieszanie. Rozumiałem to. Nie znali mnie. Nie wiedzieli czy mogą mi zaufać... Nie wiedzieli czy to ma jakikolwiek sens...
-Kim jesteś i czego chcesz?!? - zawołał ktoś z tłumu... Poznałem ten głos. Nigdy się nie lubiliśmy, ale właściwie Kerk był jednym z moich najbardziej zaufanych przyjaciół. Przede wszystkim dlatego, że to on zawsze znajdował we wszystkich najgenialniejszych planach, banalne luki. - Nie pójdziemy za obcym!
-Obcym? - udałem zdumienie i spojrzałem na swoje ręce... - Ach! Wybaczcie! Zapomniałem o tym szczególe!
Cofnąłem się o krok i moje ciało ogarnęły płomienie, a sam stałem się cieniem. Pod wpływem jednej mojej myśli płomienie ułożyły się w tron na którym zasiałem, wyciągając jednocześnie płynnym ruchem miecz z pochwy i kładąc go sobie na kolanach. Po kilku sekundach ogień pozwolił im mnie ujrzeć. Miałem już własną postać. Wszyscy uklękli.
-I jak Kerk? Ciągle jestem obcy?
-Nie Wasza Wysokość. - usiłować ukryć drżenie głosu, ale i tak to usłyszałem. Nie wiedzieli czego się po mnie spodziewać, więc się bali. - Czego żądasz Panie?
-Hmm... Chyba ustaliliśmy tak ze 30 lat temu, że jestem Chris i żadne tytuły już mnie nie dotyczą, dobrze pamiętam? Chcę was zabrać do domu, jak już powiedziałem. Bez obaw! My nie będziemy już toczyć żadnych bitew! Przysięgam, na ten Miecz!
-Jesteśmy z tobą Chris. Zawsze. - Kerk podniósł się z klęczek i podszedł do mnie. - A teraz jesteś nam winny historię z Zaświatów, nie sądzisz?
-A ty sądzisz, że cokolwiek pamiętam?!? To trwało tutaj około tygodnia, a w zaświatach, pamiętam szarość, szepty i mgłę, nad lodową rzeką. Ot cmentarz z kiepskiego horroru, tyle że jeszcze mniej realistyczny. Potem mnie przywołał.
-Kto? Komu mamy dziękować za twój powrót?
-Ro. Świetlistemu Księciu, który mnie zabił. Chociaż mam nadzieję własnoręcznie mu podziękować, więc się nie kłopocz!

Pół nocy omawialiśmy plany... Zaziwiające jak wszystkim się spodobał pomysł wykorzystania Mika, Imperiusa i Lokiego do odwrócenia uwagi... Nawet Kerk nie znalazł żadnych luk, oprócz...
-Zdradzą cię. Zdradzą cie i wszyscy zginiemy.
-I dlatego będą się nawzajem pilnować. Lilith! Ty będziesz ich obserwować i donosić mi o WSZYSTKIM, zrozumiano?
-Oczywiście!
-Zamierzasz zaufać Lokiemu! Wiesz co to oznacza?!?
-Loki uczył mnie kłamać. Nie zamierzam mu w najmniejszym stopniu ufać! Postarałem się, żeby pomoc nam mu się opłaciła, więc nie zdradzi.
-Dopóki nie dostanie atrakcyjniejszej oferty...
-Nie dostanie. A pomoże do końca, bo wie, że nie utrzyma Korony bez pomocy Tronu. A teraz Koronę ma mój brat, więc Tron jej nie odda.
-Obyś się nie zdziwił...

Wreszcie przybył Ferris z Dyrkiem... Ja naprawdę tak teraz o nim myślę?!? No nie wytrzymam! Właściwie to te listy miały być tylko zabezpieczeniem, ale czemu by nie przeciągnąć najlepszego kumpla mojego braciszka na "Ciemną Stronę Mocy"? Zasłużył sobie...
Zostawiłem go w spokoju na pół nocy, a potem poprosiłem Aniołka, żeby z nim pogadał...
-Dzień Dobry Panie Dyrektorze. - wyrecytował stając na progu namiotu.
-Christopher. Nie zamierzam się z tobą bawić w uprzejmości, rozumiesz?!?
-Jestem Oskar. Chris pana podziwia...
-Bardzo śmieszne.
-Twierdzi, że nigdy by nie pomyślał, że ktoś tak potężny jak pan, mógłby poświęcić się tak nudnemu zajęciu, jak uczenie dzieci...
-Do ciebie dociera, kim on jest?!?
-Znam jego wspomnienia. Czuję jego emocje i słyszę jego myśli. Żałuje przeszłości jeszcze bardziej niż ja...
-Czyli wreszcie zmądrzał? Co on zamierza?
-Wrócić do domu. Ale nie będziemy się kłaniać... Nie lubię za bardzo jego rodziny... No, przynajmniej jego matki.
-Królowej??? No w sumie... Ona rzeczywiście jest trochę straszna...
-Zamierza pan na razie wrócić do szkoły? To jeszcze trochę potrwa, a coś czuję, że Akademia może się bez pana zawalić...
-Taaak... Przydałoby się znaleźć jakiegoś zastępcę... Tylko Chris musiałby mnie wypuścić.,..
-To tylko jena przysięga. Że nie spróbuje pan nas zdradzić... Sam pan rozumie, gdyby Ro się dowiedział, że Chris się jednak obudził, to raczej mielibyście kiepskie szanse na powrót do domu...
-Tak... Masz rację... Daj mi to jeszcze przemyśleć.
Minęła jeszcze godzina. Zamierzaliśmy wracać do domu Neda. Byliśmy zmęczeni. A nawet bardzo zmęczeni...
Tuż przed teleportacją Dyr nas zatrzymał i zanim się odwróciłem wyrecytował najprostsze słowa przysięgi... Skinąłem głową i mruknąłem:
-Więc niech pan idzie. - i już stałem w sypialni Neda. Kiedy się nad nim pochyliłem odemknął jedno oko i zrobił mi trochę miejsca na łóżku, po czym znowu zasnął...
Słodki chłopiec.

+18 *_* Aina 4

Leżałam na łóżku w objęciach Chrisa w postaci tego Oskara czy jak mu tam. Oboje byliśmy całkiem nadzy. Oskar nie jest jakiś bardzo brzydki, ale zdecydowanie wolę mojego Chrisa. A dokładniej narzeczonego. Wtuliłam się w jego tors. Przytulił mnie mocno i pocałował w czubek głowy.
-I co Płomyczku?
-A o co dokładniej chodzi?
-O wszystko...
-Kotku wolałam twoje ciało. Było bardziej... moje. Jeśli rozumiesz.- powiedziałam podnosząc na niego wzrok.
-Tak wiem o co ci chodzi. A co oprócz tego?
- Nic wielkiego. Parę osób chciało mnie zabić...- po czym dostrzegając jego wzrok dodałam- och to nic takiego. Nie podaję nazwisk. Już nie żyją.... Przecież wiesz, że potrafię sobie poradzić. Co jeszcze...? No tak... Zdaje się, że w Dolinie Ognia już nie jestem mile widziana...- poskarżyłam się.
- Bzdury. W Krainie Feniksów? Przecież to kraina feniksów.
- Tia... Powiedz to feniksom.
- Jak tylko wszystko skończę, zostaniesz ich królową. Już ja tego do pilnuję...
- Oj przestań... Nawet ty tego nie możesz zrobić.
- Płomyczku, czyżbyś w coš wątpiła...? Zapomniałaś już kto jest twoim narzeczonym?
- Hmmm... A mógłbyś mi to przypomnieć?- powiedziałam siadając nad nim.
- Oczywiście, że tak. To ja..
- Tak? - Spytałam udając zdziwienie i oglądając palec lewej dłoni. - Popatrz. - Pokazałam mu rękę. - Co widzisz?
- Bardzo ładny manicure... Ale nie rozum...
- No dobrze, a czego nie widzisz?
- Eemmm...?
- Ja na przykład nie widzę pierścionka... Zaręczynowego... A ty? Widzisz go?
- Aino proszę Cię..
- Nie kotku to ja Cię proszę, wiesz ile lat już na niego czekam? No właśnie, ja też nie wiem, w końcu przestałam liczyć. No więc jaki dzisiaj mamy dzień tygodnia? Środa... Chriss zdążysz w 3 dni, prawda? Chciałabym w sobotę zaręczyny. Takie prawdziwe, piękne zaręczyny. Z pierścionkiem. - Uśmiechnęłam się zmysłowo i dodałam- a teraz kotku, zadowól mnie to kara - jeśli nie zdążysz, a powinieneś zdążyć, dobrze Ci radzę- będzie nieco lżejsza.
Tylko uśmiechnął się z pobłażaniem i pocałował mnie namiętnie, łapiąc za kark i zmuszając jednocześnie do ponownego położenia się. Wczepiłam się rękami w jego złote włosy i poddałam się przyjemności. Chriss potrafił zadowolić kobietę. Mógł być jednocześnie drapieżny jak pantera i delikatny jak kotek.

sobota, 18 października 2014

Demon...

Kiedy otworzyłem oczy poraziło mnie jasne światło padające z okna. Było południe. Leżałem we własnym łóżku ale nijak nie mogłem zrozumieć jak się tam znalazłem...
Przecież doskonale pamiętam nóż Lilith zagłębiający się w mojej piersi... Pamiętam ten ból, który nagle się urwał... Pamiętam twarz którą wziąłem za śmierć...
Skóra spalona o czerwonym połysku... Czarne włosy i rogi... kły... pazury... a te oczy...
To były oczy mojego Oskarka.... Tylko były czarne nie niebieskie...
Rozejrzałem się po pokoju.... W fotelu tuż przy moim łóżku spał Colin.
Chciałem wstać i go nie budzić ale gdy spróbowałem się ruszyć całe moje ciało przeszył spazm bólu. Krzyknąłem i oczywiście Colin się obudził...
-Ned! Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak.... Dziwnie się czuję... Świat mi wiruje przed oczami a ja widzę każdy  szczegół... Gdzie jest Oskar?
-Leż spokojnie. Musimy porozmawiać...
Nie znoszę tego tonu. To znaczy dokładnie "stało się coś strasznego, ale nie wiem jak ci to powiedzieć"
Przeraziłem się nie na żarty...
-Co mu się stało?!? Żyje?!?
-Tak. Oczywiście... Nic mu nie jest.... tylko... on jest demonem..... to znaczy opętany przez demona.... to znaczy.... on nie ale... tak było zawsze tylko.... demon się obudził i...
I bądź tu mądry i ogarnij co się  stało... Wyciągnięcie z Colina całej historii zajęło mi ponad godzinę. Zanim do mnie dotarło co to oznacza minęła kolejna. Ciągle nie byłem w stanie wstać z łóżka.
-Chce z nim porozmawiać. - powiedziałem w końcu.
Colin wyraźnie się uspokoił.
-Świetnie! Zaraz przyjdzie... Tak myślę... Nie wiem gdzie on jest...
Po chwili Colin poszedł po jakieś leki czy coś i zostałem sam...

Naprawdę dziwnie się czułem... Nie chodziło wcale o to, że wszystko mnie bolało, o to że otarłem się o śmierć, ani nawet o to co się przydarzyło Oskarkowi...
Ten rytuał... Teraz czułem się jakbym był ultra potężny.... Moje zmysły się zmieniły... Nie do końca mogłem przenikać wzrokiem ściany, ale nie wiele brakowało. Nie chodziło o to, że mój słuch się wyczulił, ale potrafiłem usłyszeć fragmenty wykładów, które teraz profesorowie prowadzili w Akademii...
Jakby moje zmysły przestały być związane z ciałem, a tylko z umysłem...
Zapragnąłem zobaczyć Oskara i natychmiast stanął mi przed oczami demon... Demon zabawiający się z jakąś dziewczyną o szarych włosach i niebezpiecznych oczach... Gdzieś już ją widziałem....
To ta, którą Oskar podrywał zanim wróciliśmy do domu...
To było wczoraj? Nie wiem... Tyle się zdarzyło od tego czasu...
Zanim Colin wrócił zasnąłem.

Obudziły mnie podniesione głosy... Płacz...
Colin... Musiałem tam iść. Musiałem się upewnić, czy nic mu nie jest.
Jakimś cudem udało mi się stanąć na nogi... Już nie bolało aż tak bardzo... To nic w porównaniu z tym co działo się w czasie rytuału.
Nie wiem jak ale teleportowałem się właśnie do pokoju w którym byli...
Demon stał pośrodku i wrzeszczał. Colin kulił się na ziemi i szlochał. Z rozciętej wargi płynęła mu krew...
Nie widzieli mnie, a ja nie potrafiłem się ruszyć...
-Ty, mały, kretynie! Naprawdę sądzisz, że mnie to obchodzi?!? Masz mi natychmiast oddać Oratorium!!! Jeśli go nie zobaczę w ciągu godziny, zginiesz! Rozumiesz?!? - Demon wydzierał się na Colina. Kiedy skończył, a chłopak nie był w stanie mu odpowiedzieć, kopnął go w brzuch, tak, że stracił oddech i nie mógł się podnieść.
-Ale Mike... - Colin nie mógł mówić... Szeptał, ledwo łapiąc oddech. Ale Demon usłyszał jego protest i wściekł się jeszcze bardziej. Siłą podniósł go z ziemi i zaczął go bić po twarzy...
-Żadnych ale! Należysz do mnie, zapomniałeś?!? Masz mnie słuchać!!!
Mike... Mike był mężem Colina... Colin go kochał... Jak on mógł?!? Jak ja mogę na to pozwalać???
Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. W ogóle nie powinienem wstawać z łóżka, ale nie mogłem pozwolić, żeby ten... ten.... demon... skrzywdził Colina. Nie mogłem!
I nie wiem co zrobiłem. Nagle wrzasnąłem na Demona, że ma go zostawić, a jednocześnie poczułem jakiś upływ mocy i ogromna siła odrzuciła demona na ścianę...
Nie wiem co zrobiłem. Nie wiem jak to zrobiłem... Ale przypuszczałem, że to tylko próbka tego co mogę zrobić, dzięki mocy Chrisa...
Colin upadł na podłogę... Był ledwo przytomny, ale kiedy dotarło do niego co zrobiłem jego twarz wykrzywiło przerażenie... Demon spojrzał na mnie oszołomiony, ale to trwało tylko kilka sekund.
Potem rzucił się na mnie i już wiedziałem że mnie zabije... I że to nie będzie szybka śmierć...
Nie byłem w stanie się bronić. Właściwie nie czułem uderzeń. Widziałem tylko wściekłą twarz demona i słyszałem krzyki i błagania Colina. Było mi przykro, że Colin przeze mnie cierpi, ale wszystko odbierałem jakby z daleka... Z bardzo daleka... Z innego wymiaru, w którym na niebie świecą dwa słońca, a noc rozświetlają trzy księżyce... Gdzie wszystkie rasy żyją w harmonii...
Nagle ból dotarł do mnie z pełną mocą, a Mike się ode mnie cofnął z niepojętym zdumieniem na twarzy...
Nagle moje serce podskoczyło i zabiło mocniej i szybciej, gdy czyjeś silne ramię zaborczo mnie do siebie przyciągnęło, a tuż nad moim uchem odezwał się cichy, lodowaty głos... Głos, który kochałem...

czwartek, 16 października 2014

Uwierzyć bogowi kłamstw...

Stałam przed jaskinią. Co jeśli Loki się już obudził i zobaczył, że mnie nie ma? A jeśli uznał, że zależało mi tylko na jednej nocy? A jeśli...
Masa różnych myśli tłoczyła się w mojej głowie. Czułam, że jest w środku, ale nie bardzo wiedziałam jak mam tam wejść.
Przecież wilkołaki są odrobinkę większe niż zwyczajne wilki, większe, szybsze, silniejsze, bardziej inteligentne... można by długo wymieniać, ale mniejsza o to.
Powoli weszłam do środka i przysiadłam w połowie drogi. Stał odwrócony do mnie plecami. Nie ruszę się dalej, boję się, że go przestraszę.
(Powinniście przyznać, że sami nie czulibyście się bezpieczni wiedząc, że za waszymi plecami stoi ogromna bestia gotowa w każdym momencie zatopić kły w waszym ciele.)
Położyłam głowę na przednich łapach i czekałam. Loki dość szybko wyczuł, że jest obserwowany i powoli się odwrócił. Podniosłam łebek i przekrzywiłam go w geście rozbawienia, widząc jego zaskoczoną minę. Wstałam i ostrożnie podeszłam bliżej, gotowa w każdej chwili się wycofać.
Loki stał jak wmurowany, zupełnie tak jakby rozważał opcje ewentualnej ucieczki. Popatrzyłam na niego i ułożyłam się pod jego nogami (Przysięgam, że starałam się zapanować nad merdającym ogonem!). Przewrócił oczami i uśmiechnął się do mnie krzywo.
-Spróbuj zrobić tak jeszcze raz...- powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
Odwzajemniłam spojrzenie i przybrałam ludzką postać.
-Nie wiedziałam jak powiedzieć ci, że jestem wilkołakiem...- odparłam najniewinniej jak potrafiłam.
Zaśmiał się i powiedział:
-Zamierzasz cały dzień paradować nago?
-Aż tak bardzo ci to przeszkadza?- zapytałam podchodząc bliżej "przypadkowo" trącając go ramieniem. Odwrócił głowę tak, że teraz jego twarz znajdowała się na przeciwko mojej.
-Oczywiście, że mi to nie przeszkadza...-oznajmił i cmoknął mnie w usta.

***
Staliśmy oparci o górę lodową, jeden krok i znajdziemy się na "terenie Valiona". Jeden krok i nareszcie odpłacę mu pięknym za nadobne... Jeden krok i wyrównam rachunek... Jeden krok... Tylko jeden krok. Spojrzałam na Lokiego.
-Przysięgnij, że nie pójdziesz za mną.-przewrócił oczami.
-Szedłem z tobą przez pół krainy, a ty nawet nie dasz mi popatrzeć!-odparł zirytowany.
-Niech będzie możesz popatrzeć, ale nic więcej. Masz się nie wtrącać. Zrozumiałeś?- uśmiechnął się niewinnie i robiąc minę aniołka odpowiedział:
-Zrozumiałem.
-Na pewno?
-Tak. Czyżbyś wątpiła w prawdopodobieństwo moich słów?
-Wiesz mam kilka powodów dla...-  zamknął mi usta pocałunkiem - No dobrze wierzę ci...-powiedziałam rozbawiona- ale chodź już całuśniku ty jeden!
Powoli ruszyliśmy dalej, kazałam Lokiemu trzymać się daleko z tyłu aby w razie czego pozostał niezauważony. Ledwo ominęłam kolejną lodową ścianę, a usłyszałam zimny głos "blond dupka".
-O proszę, proszę czyli jednak szczeniak potrafi tropić.- zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem.
-Dla twojej wiadomości już od dawna nim nie jestem...- gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo natychmiast wyczarowałam miecz i zaatakowałam Valiona.
Dwa ostrza uderzyły o siebie z ogromną siłą. Blondyn w ludzkiej postaci ma niezły problem z robieniem uników... Jeszcze zobaczymy kto tu jest szczeniakiem!
Nie minęło nawet 5 minut, a Valion był już nieźle pokiereszowany. Jeszcze chwila i go załatwię!  Hmmmm... przecenianie własnych możliwości zawsze poprawia humor. 
Blondyn przejechał mi klingą po przedramieniu, poleciała stróżka ciepłej krwi. Zamiast zwolnić zaczęłam walczyć z jeszcze większą zaciekłością, nie odpuszczę mu tego co zrobił jedenaście lat temu. 
Tak w ogóle to zastanawia mnie dlaczego nagle mój miecz nagle zaczął sam zadawać ciosy... Przecież mówiłam mu, że ma się nie wtrącać,ehh... zresztą niby czego mogłabym spodziewać się po bogu kłamstw? Odruchowo zerknęłam do tyłu, nawet nie zauważyłam w którym momencie Valion przyparł mnie do ziemi. Loki! Obiecuję, że mu to jeszcze wygarnę! Chociaż byłabym martwa!
Valion parsknął szyderczym śmiechem:
-Dalej uważasz, że to ja jestem szczeniakiem?
-Owszem...-powiedziałam i wbiłam mu nóż w plecy (w dosłownym znaczeniu).
-Ty mała wredna...-syknął osuwając się na ziemię.
-Ciiiiii... lepiej nie kończ.- teraz to ja uśmiechnęłam się kpiąco i wstając szepnęłam jeszcze- Żegnaj szczeniaku...
Ruszyłam w stronę w Lokiego:
-Coś mi obiecałeś całuśniku...
Rzucił mi zdziwione spojrzenie.
-Ale co ja niby takiego zrobiłem?
-Ty już wiesz co...
Rantia
Tak wyglądał Valion:

Zapomnieć o przeszłości

William i Izabella czekali w moim gabinecie, kiedy wróciłem z Auli po sprawdzianie. Tak, po tym sprawdzianie z Hipu, który poszedł wam tak koszmarnie, że musiałem prosić Killera, żeby powystawiał oceny...
William jest równie wysoki jak ja, ale ma o wiele szersze ramiona i nosi tak ciasne ubrania, że widać mu wszystkie mięśnie. Ma jasne włosy, błękitne oczy i zawsze głupkowaty wyraz twarzy... Ot, typowy dryblas. Ale wbrew pozorom jest dość inteligentny. Przynajmniej bardziej od większości naszych uczniów... i nie tylko uczniów.
A Izabella... Iza i Bella są do siebie podobne jak dwie krople wody, albo raczej jak dwa płomyki... Mają włosy koloru ognia, jasną skórę, brązowe oczy, identycznie delikatne rysy twarzy, te same pomarańczowe piegi, identyczne smukłe sylwetki, a nawet ubierają się identycznie, na czerwono-czarno. Jedna z nich nosi suknię do ziemi, oczywiście z głębokim dekoltem, a druga ciasno opiętą bluzeczkę na ramiączkach i czarne rurki. Ale jak sądzę co drugi dzień się zmieniają, żeby nikt ich nie rozróżnił...
-Cześć. Miło, że wpadliście...
-Oliw, skarbie! Od wieków się nie widzieliśmy! Jak mielibyśmy nie przyjść?!?
Dziewczyny podeszły do mnie i pocałowały mnie na przywitanie w policzki. Uścisnęliśmy sobie z Wiliamem dłonie i usiedliśmy w gabinecie.
-Więc, po co nas wezwałeś? - zaczęła Izabella (jedna z)
-Nie mogę tak po prostu chcieć spotkać starych przyjaciół? - spytałem w odpowiedzi.
-Możesz. Ale ty tak nie robisz. Zapraszałyśmy cię na imprezę 500 000 razy, ale ty i tak nie miałeś czasu... Co się stało, że nagle nas potrzebujesz?
-Izi... Ja naprawdę..... - rzuciła mi tak wymowne spojrzenie, że się poddałem. Miała rację. Odzywam się tylko kiedy czegoś od nich chcę. Nagle miałem wyrzuty sumienia.
-Przepraszam. Spróbuję to zmienić... Po prostu... Znacie mnie...
-Tak, Oliw. Znamy. Więc przestań ględzić i gadaj co się dzieje. - wtrącił Will.
-Właściwie to nie wiem... - zacząłem, ale oczywiście bliźniaczki natychmiast mi przerwały.
-Ty czegoś nie wiesz?!?
-Tak. Wyobraźcie sobie, że ja także czasami mogę czegoś nie wiedzieć.
-A więc potrzebujesz naszej pomocy, ale nie wiesz w czym??? Brzmi jak bardzo proste zadanie...
-Will, daj spokój... Po prostu mam przeczucie.... Coś się dzieje, ale nie jestem w stanie odnaleźć przyczyny... Parę razy wydawało mi się, że czuję JEGO aurę... Próbowałem skontaktować się ze Świetlistym, ale...
-Wiem. On nie ma czasu... Byłam raz u niego i może raz go widziałam przez pół minuty... W ciągu miesiąca!
Rozmawialiśmy dość długo, a potem moi przyjaciele postanowili iść do swoich pokoi...
No co?!? W piwnicy jest mnóstwo komnat, które zmieniłem sobie na pokoje gościnne... Nie wnikajcie.
Było sporo po północy, żeby nie powiedzieć przed świtem. Zamierzałem się położyć.
Właśnie wtedy przyszła Aina... Poznałem ją natychmiast. Narzeczona Cienia. Morderczyni... Ostatnio przezwaliśmy ją Czarną Wdową...
No cóż... Ustaliliśmy że każdemu damy szansę zacząć od nowa, a ją wyjątkowo chcę mieć na oku...
Skoro chce chodzić do Akademii...
Ale  ja już się postaram żeby pożałowała wszystkiego...
Wyszła równie nagle jak się pojawiła...
Nie minęło pięć minut i w drzwiach pojawił się Killer.
-Cześć! Nie uwierzysz jak jestem dzisiaj rozchwytywany. Nie miałem jeszcze okazji zmrużyć oka! Masz coś ważnego?
-Niestety tak. Wieczorem powinieneś iść że mną Sam-Wiesz-Gdzie... Powinieneś to zobaczyć.
-Co się stało?
-Odzyskałem pamięć. Ktoś że starych znajomych mnie właśnie odwiedził i zdjął klątwę... Mówił że planują wznowienie wojny... Muszę tam iść, ale wolałbym żebyś był ze mną...
-Dobrze.... Muszę poinformować Świetlistego...
-Musisz. Zrób to natychmiast. Powiedz że Mike próbuje przekonać Lokiego i Imperisa do wspólnego buntu. Tym razem może mu się to udać...
Nie zachowywał się jak on.... A raczej naprawdę zachowywał się jak on. Zero uśmiechu. Zero żartów. Tylko poważne fakty. Naprawdę odzyskał pamięć a ja nie wiedziałem co o tym myśleć...
- Rozumiem. Zrobię tak... Ferris... Jak ty się czujesz?
- Inaczej. Wiem że się zmieniłem. Stoję po twojej stronie.... Nie wiem jak by było gdybyś mi nie powiedział kim jestem ale teraz stoję po twojej stronie...
-Wierzę ci. Więc wysyłam tę wiadomość i idę spać. Całe szczęście że jest sobota!
-Oliw... Czy ty kiedyś miałeś tak że masz ochotę olać to wszystko... złamać zasady... zostawić obowiązki i wrócić tam?
Zawsze. Od bardzo dawna... Może po tej wojnie wrócimy...
Wyszedł a ja po kilku chwilach zasnąłem dręczony koszmarami...


Wieczorem spotkaliśmy się pod Akademią. Żeby się dostać na miejsce musieliśmy się teleportować na maleńką wysepkę nie zaznaczoną na mapach. Potem zakradliśmy się do obozowiska. Była ich około setka ze wszystkich ras ale przeważały oczywiście demony... Po środku obozu stał ogromny, czarny namiot przywódcy.
- Myślisz że ona się zjawi? Zapisała się właśnie do Akademii...
- Wątpię.To impreza tylko dla zaproszonych... Są tu wszyscy, którzy naprawdę się liczą dla sprawy. Wątpię żebyś kogoś znał.
To kto w końcu jest szefem?!?
I w tym momencie go zobaczyłem. Stał w cieniu namiotu i wpatrywał się prosto w nas.
- Wreszcie Ferris! Już myślałem że się rozmyśliłeś... - zawołał Christopher, a Killer wstał, skłonił mu się i przyłożył mi sztylet do gardła.
- Wybacz przyjacielu.... Niedługo zrozumiesz... Mam nadzieję.
Natychmiast otoczyło nas kilkunastu żołnierzy.
- Witam panie Dyrektorze! Jak to miło że raczył nas pan odwiedzić!
-Jakim cudem?!? Przecież zginąłeś!!! Widziałem....
- Oczywiście! - wykrzyknął radośnie - ale obawiam się że nie widziałeś twarzy mojego brata... No?!? Co powiesz? Twój wspaniały książę z premedytacją wskrzesił najstraszniejszego demona wszystkich wymiarów!
-Nie! Nie wierzę! On nie...
-Nie?!? A widziałeś go może od dnia mojej śmierci?!? Rozmawiał z tobą??? Co?!? Myślisz że gdzie jest?!? Hmm?!? Naprawdę sądzisz że on siedzi od 16 lat w Przeklętym Wymiarze?!? Nie! On jest w domu! Wrócił tam i jak sądzę nawet się z wami nie pożegnał... A może się mylę? Może pokazał wam Bramy?
Nagle cała energia mnie opuściła. Przestałem walczyć... Nie wiedziałem, czy mam o co...
- Nie. Masz rację... Czego chcesz?
-Właściwie ja chciałem tylko tego, co już zrobiłeś... To Killer się uparł żeby cię zabrać z nami.
-Dokąd?
-Jak to dokąd?!? Do domu! Wrócimy do Pirokenii! - Killer odezwał się po raz pierwszy. A ja... Nie wiedziałem co o tym myśleć. Tego właśnie chciałem. O tym marzyłem... Ale Ro był moim przyjacielem...
~Więc czemu mnie zostawił?!? Czemu nie zabrał do domu???~

Wszystkie moje wątpliwości ( których nie było wiele) zniknęły gdy pojawili się Izabella i William...
Byli ostatnimi których się tu spodziewałem, a oni mnie też się nie spodziewali...
Na początku mnie nie widzieli. Dziewczyny ucałowały Chrisa a William ukląkł przed nim.
-Wszystko gotowe, panie... Olivier! Co ty... co chcesz mu zrobić?!?
-Nic. - Demon machnął znudzony ręką. - Puśćcie go. Killer! Ponosisz za niego odpowiedzialność! Nie opuści obozu, póki nie złoży przysięgi.
-Tak, jest. - strażnicy się rozeszli a Killer zaprowadził mnie do niewielkiego namiotu.
-Oliw... Przepraszam. Musiałem... Przyszedł do mnie wieczorem i zapytał czy pragnę odzyskać pamięć...
-Rozpoznałeś go???
-Nie. On jest teraz opętańcem. Nie wiem jak Ro go przywołał, ale jest uwięziony w ciele tego chłopaka... krwawego maga...
-Zabił go?
-Wątpię. On zmienił się jeszcze bardziej ode mnie...
-Naprawdę sądzisz, że to aż tak dużo? - spytałem nagle gniewnie.
-Nie zamierzam stawać po jego stronie! Mamy umowę. Ja załatwiam, że wyślesz fałszywą wiadomość do Ro, on zapewnia nam obu powrót do domu i neutralność.... W każdym razie, nie wiedziałem kim jest i się zgodziłem... Mam żonę. nie widziałem jej od 50 lat... 50! Muszę wrócić... A wiem, że ty o tym marzysz jeszcze bardziej ode mnie...
-Eh... W porządku... Chyba cię rozumiem... Ale ja nic mu przysięgać nie będę!
-Będziesz. - odpowiedział spokojnie. - On zawsze dostaje to czego chce. Ale ja cię poganiać nie będę... Myślę, że musisz to przemyśleć... Mogę liczyć na to, że nigdzie nie uciekniesz, jeśli zostawię cię samego? To może mnie kosztować głowę...
-Tak, możesz... Ale mi się to wszystko nie podoba...

środa, 15 października 2014

I już wiecie, że nie jestem wampirem :D

-A tak w ogóle, dlaczego tutaj jesteś? Możesz być przecież w każdym innym miejscu w galaktyce, a ty siedzisz w krainie lodu, przecież to nie ma sensu.- powiedziałam do Lokiego przeskakując zlodowaciały kamień.
-Tutaj mam spokój... Mało kto tu przychodzi, a jeśli już się pojawi to tylko z sobie znanego powodu. Zwykle nikt mnie nawet nie zauważa i mam przestrzeń tylko i wyłącznie dla siebie.-odwróciłam się w jego stronę.
-Chyba chciałeś powiedzieć "miałem przestrzeń tylko i wyłącznie dla siebie".-powiedziałam i obdarzyłam boga kłamstw uwodzicielskim uśmieszkiem.
-Czyli nawet jak znajdziemy tego całego Valiona nie dasz mi spokoju?-zapytał posyłając mi łobizerskie spojrzenie.
-Raczej nie...- podeszłam bliżej i cmoknęłam go w usta.- Będziesz jakoś musiał znieść moje towarzystwo... Jesteś na mnie skazany.- ostatnie zdanie szepnęłam mu do ucha.
-W takim razie nie mam wyboru...-powiedział i wziął mnie na ręce.

***
Leżałam obok Lokiego, opierając głowę na jego nagim torosie.
~Jest taki przystojny... romantyczny jak Oskar, ale jednocześnie zdecydowany, jak Lys. Jest świetny pod każdym względem, niezależnie od tego pod jakim kątem by nie spojrzeć- ideał. Szkoda, że poznałam go dopiero teraz...
Powoli wysunęłam się z jego objęć, chociaż na prawdę wolałabym nigdzie się stąd nie ruszać, ale po prostu muszę wyjść na dwór...
Gdy tylko wystawiłam głowę z jaskini poczułam przeraźliwiy chłód. Możliwe, że to dlatego iż ubranie zostawiłam w środku, ale przecież i tak chwilowo nie jest mi potrzebne...
Podniosłam wzrok na niebo w poszukiwaniu księżyca.
Był tu, co prawda większy niż w Endragonie czy na Ziemi, ale był. Jego tarcza lśniła srebrzystym blaskiem, zachęcając do przemiany.
Uwielbiam to uczucie- ekscytację wymieszaną z czymś podobnym do uniesienia.
Przykucłam, moja twarz powoli się wydłużyła, ciało porosło długą czarną sierścią, pojawił się ogon i odstające uszy, ręce i nogi zastąpiły cztery łapy, a zmysły natychmiast zaczęły wyłapywać nowe informacje.
Spojrzałam tęsknie na jaskinię i ruszyłam zapachem innego wilka...
Rantia

wtorek, 14 października 2014

Imperius Across

Killer jest w porządku... Lubię go bardziej niż kiedyś. Ma sumienie. Jesteśmy nawet do siebie podobni... Obaj możemy teraz stracić wszystko, więc równie dobrze możemy się trzymać razem...
Wiem, że gdybym chciał rozpocząć to wszystko na nowo natychmiast by się wycofał i to mnie... uspokaja.
Nie sądzę by teraz zamierzał mnie zdradzić... Nie. Nikomu nie powie... I ten plan się uda.
Musi!
Obiecał zwerbować wszystkich starych kumpli z okolicy. Sam mógłbym to zrobić, ale to nie jest zajęcie godne Króla Piekieł! Poza tym mogę mieć trochę kłopotów z... kumplami z drugiej strony barykady...
I z przygotowaniami... Sam muszę zwerbować Imperiusa, bo on nikogo innego nie posłucha,  a obawiam się, że jest mi potrzebny.
Jak tylko wyszedłem od Killera przybrałem swoją postać... W sensie tą ciemnowłosą z rogami.
I teleportowałem się do siedziby Imperiusa...
nie ma co, gust to on ma... Pod warunkiem, że się lubi gotyckie sale tortur, krew i kości.
Mnie to wszystko nie przeszkadza...
-Imperius!
-Christopher! Mówili, że dałeś się zabić.
-Mówili też, że zamierzasz się ożenić.
-I zamierzałem! Dopóki jej nie zabiłem! - i wybuchnął śmiechem.
-Coś się działo, kiedy mnie nie było? - oparłem się spokojnie o ścianę. Impreius nie jest tak głupi, by mnie atakować.
-Hmm.... Trochę się działo. Wybili grupę Mika tak z sześć lat temu. Ze starych kumpli większość przeszła na tamtą stronę. Loki zakopał topór wojenny z twoim bratem... Uwierzyłbyś w to?
-Oczywiście. Loki nigdy nie staje po przegranej stronie. Poczeka na dobrą okazją... Aż Ro mu zaufa, albo raczej o nim zapomni i przejmie tron. Jeśli nie zauważyłeś, to właśnie on zawsze najmniej ryzykował w czasie całej tej wojny.
-I zamierzasz mu tak po prostu zapomnieć?!?
-Zamierzam, co zamierzam. Jest mi potrzebny, żeby odwrócić uwagę mojego braciszka... Później wszystko wyjaśnię... Kto przejął władzę w Piekle?
-Lucy, a kto? Trudno z nimi wszystkimi wytrzymać... Skaczą sobie do gardeł...
-To akurat nie nowość. Masz kontakty z resztą?
-Może... Mów co zamierzasz!
-Plan jeszcze nie jest dopracowany... Ty, Mike i Loki zwerbujecie armię. Chcecie razem zemścić się na moim bracie i przejąć władzę we wszystkich przeklętych wymiarach.Uda się - każdy z was otrzymuje koronę. Czysty układ.
-Zbyt czysty. Co ty robisz w tym czasie?!?
-Mnie nie ma. To tylko wasz pomysł. Bardzo genialny pomysł z wielkimi szansami na powodzenie, pod warunkiem, że będziecie współpracować. O mnie nikt ma nie usłyszeć. Ani słowa. Ci co mają się dowiedzieć, spotkają się ze mną osobiście niedługo.
-Mów dalej... Co będziesz z tego miał?
-Rodzinka będzie bardzo zainteresowana tą wojną, ale dopóki mnie z nią nie powiążą mam szansę dostać się tam z powrotem. Pokażę wam jak otworzyć portale, więc jak już skończycie, myślę, że mi pomożecie... Bo chyba rozumiesz, że nikt bez poparcia Pirokenii nie utrzyma tam władzy...
-Jasne, jasne... Więc my odwalamy czarną robotę, a ty sobie czekasz gdzieś z boku, tak?!?
-Nie. Ja zbieram armię w Pirokenii, tak by nie zorientowała się moja matka. Wy walczycie na własną odpowiedzialność. I powiedzmy, że uważam was za pewien rodzaj ubezpieczenia, gdyby wszystko się sknociło...
-Ubezpieczenia... Aż tak nam nie ufasz?!?
-Aż tak wam ufam. Chyba rozumiesz, że nie mam już ochoty na powtórkę z ostatnich 3 tysiącleci?
-Stoi. Ale z resztą też sam musisz wszystko załatwić... I jesteś pewny, że właśnie Mika chcesz wysłać do Piekła? On ma talent do knocenia prostych spraw...
-I dlatego proszę byś go pilnował. Wiesz, że uważam cię za przyjaciela... Bądź moją prawą ręką, w tej wojnie. Potrzebuję kogoś kto zapanuje nad Mikiem i Lokim...
-Zgoda. Jak się dowiedzą...
-Nie mów im, że cię o to proszę. Wtedy mogą się zbuntować. Potrzebujemy ich, żeby odciągnąć uwagę reszty od nas, pamiętaj!
-Możesz na mnie liczyć Chris!

Wreszcie wyszedłem od tego idioty. On naprawdę sądzi że mu ufam?!? No cóż, w końcu Loki uczył mnie kłamać. Więc teraz zostało mi już tylko zebranie wieczorem, rozmowa z Mikiem i Loki... No dobra, jakoś to będzie... Ale jak tu okłamać Lokiego?
Chociaż, gdybym z nim szczerze pogadał, pewnie też obiecałby pomoc... Tylko, żeby Loki spełnił obietnicę, trzeba naprawdę wiele szczęścia...
To dziwne ale z nich trzech to jemu ufam najbardziej. Właściwie tylko dlatego, że wiem czego się po nim spodziewać. Wiem o czym marzy. I wyjątkowo mogę mu to dać...
Szedłem przez las. Zbliżało się południe. Nawet nie jest źle.
Skoncentrowałem się... Moja więź z Nedem była podobna do tej, co pod koniec łączyła mnie z Ro... A teraz wcale nie czułem żadnej więzi z Ro, chociaż pewnie, kiedy tylko się spotkamy więź się odnowi... Nie wiem czy tego chcę...
Ned się obudził. czułem to. Colin jeszcze nie próbował się ze mną skontaktować i to mnie martwi... Czy Ned mógłby mnie zostawić? Tak. Ma do tego prawo.
Rantii nie było w naszym wymiarze. szybko zauważyłem że jest bardzo zadowolona, w towarzystwie innego faceta... Czy to naprawdę...?!? No.. ale w sumie zawsze mieliśmy podobny gust... Ile to razy zdarzało się, że odbijałem mu dziewczynę? Albo on mi chłopaka?
Tak zgadza się, jestem biseksualny. Macie jakiś problem?!?
Jak się ma kilka tysięcy lat i nigdy się z nikim nie było na stałe, to bardzo wielu w końcu zaczyna... "eksperymentować". Ja na samym początku miałem chłopaka. To przez niego to się zaczęło. Przez niego mnie skazano... I on mi pomógł uciec. Powierzył mnie czyjejś opiece, a tamten mężczyzna...
Uwiódł mnie i wciągnął w to bagno tak głęboko, że nie byłem w stanie przestać, mimo, że w końcu go zabiłem.
Pierwszą dziewczynę miałem w wieku 20 lat - jeśli liczyć te, którym płaciłem za towarzystwo (if you know, what I mean); 50 lat - jeśli liczyć gwałty; a jeśli liczyć tylko moje związki, to... były trzy dziewczyny... (cztery jeśli liczyć, że jedna miała siostrę bliźniaczkę, z którą bez przerwy się zamieniała + ze 100 dziewczyn które odbiłem kumplom, tylko po to, żeby ich zdenerwować)
Jedna mnie zostawiła, gdy dowiedziała się kim jestem... Zdaje się że wyszła za mąż i jest szczęśliwa.
Nasz związek z bliźniaczkami był oparty jedynie na łóżku i zdaje się że nigdy tak naprawdę się nie skończył.... To znaczy pewnie się dowiem jak się znowu spotkamy...
A trzecia... Aina... Zamierzałem się z nią ożenić, jak tylko obojgu nam uda się skończyć z tym wszystkim... No cóż... Mam nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego po mojej śmierci...
Wiem że jest tutaj... Skoncentrowałem się i nagle do mnie dotarło...
Cofnąłem się kilka kroków wyciągnąłem ręce i nagle wpadła mi prosto w ramiona. Nie ma to jak wyczucie czasu.
Przyciągnąłem ją mocno do siebie i zanim zorientowała się co się dzieje wpiłem się mocno w jej usta.
Po dłuższej chwili pozwoliłem jej zaczerpnąć oddech, ale się nie odsunąłem, mimo, że w pierwszej chwili próbowała mi się wyrwać.
-Spokojnie Płomyczku... Stęskniłaś się? - szepnąłem jej do ucha, po czym znowu wpiłem się w jej usta, a moja ręka instynktownie zaczęła wędrować w dół, po jej plecach.
Aina zadrżała, ale odwzajemniła pocałunek. Zarzuciła mi ręce na szyje i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej.
~Wreszcie znowu jesteśmy razem~ pomyślałem, na sekundę przed tym, jak spojrzałem w jej zimne oczy i poczułem zimno stali na gardle...
-Jeszcze raz mnie zostawisz, a cię zamorduję, rozumiesz?!? Jak mogłeś?!?
-Aina...
-Nie tłumacz się! Nie chcę tego słuchać!
Zamknąłem oczy. Zaraz jej przejdzie.... Takie scenki urządzała mi przez pierwsze 100 lat tak, co dwie godziny, bądź częściej, więc jestem przyzwyczajony. Delikatnie odgarnąłem włosy z jej twarzy, jedną ręką nie przestając ją obejmować.
-Tak, wiem Płomyczku... Chris jest bardzo zły i umarł tylko po to, żeby zrobić ci na złość... A teraz mnie posłuchaj, bo to jest bardzo ważne i ci się nie spodoba...Nie musisz zabierać na razie tego noża, bo i tak tam za chwilę wróci...
-Mów.
-Przez ostatnie 16 lat miałem zablokowane wspomnienia i byłem uwięziony w ciele tego dzieciaka. Rozumiesz? I ten dzieciak ma dziewczynę i chłopaka... Nie mam pojęcia co JA do nich czuję, ale Oskar bardzo ich kocha, a za parę godzin, to on będzie ode mnie potężniejszy i będę mógł przejmować kontrolę tylko kiedy mi na to pozwoli... Mój brat bardzo sprytnie to wszystko zrobił. Do mnie należy tylko szósta część całej naszej mocy, a wszystkie rany to ja odczuwam najboleśniej, więc nic nie mogę z tym zrobić.
-W porządku... Rozumiem... - nagle nóż zniknął z mojej szyi, a Aina złączyła nasze wargi w długim pocałunku. Przynajmniej ona nigdy mnie nie zostawi... - Więc jak za starych dobrych czasów, tak Chris? Masz każdego kto ci się spodoba, ale to ty jesteś mój.
-Tak Płomyczku... Jestem twój... - teleportowałem nas do starego zamku na zapomnianej wyspie na czynnym wulkanie.W komnacie nie było mebli, oprócz wielkiego łoża z baldachimem i okna wychodzącego na jezioro lawy.
-Jak zawsze czytasz mi w myślach, Mój Książę... - wyszeptała mi do ucha Aina - tak dawno się nie bawiliśmy...

*na zdjęciu Chris w swojej demonicznej formie.

poniedziałek, 13 października 2014

Niepamiętny

Siedziałem sobie spokojnie w domku. Posprzątałem, ale ciągle był bałagan. Tak jak lubię.
Właściwie to zamierzałem właśnie się położyć... Tylko...
Oliwer mi to wszystko opowiedział. O Christopherze i jego wojnie. O tym jak został wygnany i zebrał armię, by zaatakować królestwo własnej matki...
I jak jego brat sam odszedł by go powstrzymać, zanim zaatakuje Pirokenię, bo to oznaczałoby już tylko śmierć. Tamtej wojny nikt nie mógłby wygrać, ale Christopher próbował. A ja byłem jednym z jego doradców... Oliwer był przyjacielem Świetlistego Księcia i jednym z jego dowódców... Wiele razy razem walczyliśmy. Opowiadał mi, że kiedyś go pokonałem i darowałem mu życie. Nie wie czemu, a ja nic nie pamiętam... Ale nigdy naprawdę się nie nienawidziliśmy. A teraz się przyjaźnimy... Podobno.
Nie wiem... Nie pamiętam wiele, ale w snach widzę różne rzeczy... nie wszystkie mi się podobają, ale nie potrafię żałować za coś czego nie pamiętam...
Nie wiem, jak mógłbym odzyskać pamięć... Nie wiem czy tego chcę...
Nagłe pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślania...
-Wejdź! Otwarte!
Wszedł chłopiec o złotych włosach i ponurych oczach... Zdaje się że był moim uczniem... Tak.... Wyjątkowo go pamiętam...
-Witaj, młodzieńcze! Co cię do mnie sprowadza? Stało się coś?
-Nie chciałbym przeszkadzać panie profesorze, ale muszę z panem porozmawiać...
-Oczywiście! Siadaj! Napijesz się czegoś?
-Nie dziękuję...
-Dobrze pamiętam, że jesteś Oskar? Ten krwawy mag?
-Ja... Jestem Chris. Ale tak, ten krwawy mag.
-No widzisz! Prawie zgadłem... Więc o czym pragniesz ze mną rozmawiać?
-Ja.... Wiem, że pan nic nie pamięta....
-Oj! Coś mi się zdawało, że moja skleroza robi się sławna! O czym tym razem zapomniałem?
-Nie o to mi chodziło... panie profesorze... ja... Mam 16 lat, ale wiem, że wcześniej też coś było.... Widzę blokadę na moim umyśle... Mam sny z przeszłości... Wiem rzeczy, których nie powinienem wiedzieć, a ostatnio osoby, których w życiu nie spotkałem rozpoznają mnie... To jest przerażające... I wiem, że pan ma podobnie...
-Skąd to wiesz? - moja twarz spoważniała. Chłopiec cały czas się jąkał i sprawiał wrażenie że nie wie co powiedzieć, ale czułem od niego kłamstwa... Jego oczy były zbyt pewne siebie; zacięte w ponurym postanowieniu...
Przypominały mi coś, ale to się często zdarza.
-Spotkałem kogoś, kto był kiedyś moim przyjacielem... Opowiedział mi trochę, ale nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Widziałem pana w tych wspomnieniach i przyjaciel wyjaśnił mi kim pan wtedy był... Wie pan...?
-Ktoś mi niedawno to wyjaśnił. Zdradzisz mi kim byłeś?
-Chris. Christopher. Ten zawsze wściekły z rogami, co zabijał wszystko wokół... Ciągle mi się to śni...
-Powiedziano mi że nie żyjesz...
-Umarłem. Rytuał przywołania. Jeden z Zakazanych. Świetlisty Książę nie chciał stracić brata...
-Niewiarygodne... Przykro mi chłopcze... Raczej na to nie zasłużyłeś... Wiem do czego był zdolny... Ale nie martw się tym... To nie ty. Wszyscy brali udział w jego wypadach... Mi też się jeszcze śnią... Po prostu spróbuj zapomnieć. I tak nic z tym nie zrobisz... Niedługo skończę zaklęcie, które uniemożliwi wspomnieniom wyciekanie. Rzucę je dla ciebie jeśli zechcesz...
-Dziękuję panie profesorze... Ale... Gdyby istniał sposób, by wspomnienia wróciły, czy skorzystałby pan?
-Wiesz kim byłem chłopcze... Darujmy to sobie... O tym źle trzeba zapomnieć...
-A jeśli było też dobro? A jeśli był ktoś kto ciągle czeka na nasz powrót?
-O czym mówisz...
-Wie pan, że Christopher miał narzeczoną? Gdyby ktoś czekał na pana, nie chciałby pan wrócić? Nie mieszać się w nic, tylko wrócić?
-Wielu by tak chciało, ale to niemożliwe...
Chłopak wyciągnął przed siebie rękę i wytworzył się hologram. Driada o zielonych włosach i oczach jak wiosenne niebo.
-Ma na imię Lily. Jest pana żoną. Mieszka w lesie Hornwood i czeka na pana.
W chwili gdy to mówił przypomniałem sobie... Lily... Jakim cudem mogłem zapomnieć?!?
-O czym chciałeś mi powiedzieć?
-Potrafię przywrócić panu pamięć. Jeśli pan zechce proszę powiedzieć.
Zamierzał odejść, ale przy drzwiach go zatrzymałem...
-Chcę. Zrób to.
I w tym momencie przejrzałem. Nie wiem jakim cudem to zrobił. Ale podziałało i przypomniałem sobie wszystko...
-Chris. - nagle się przeraziłem... Więc on wrócił i jak mniemam pragnie zemsty...
-Cześć Ferris. Proponuję ci układ.
-Jaki?

Kłóciliśmy się przez pół nocy, ale jak zawsze otrzymał to czego chciał. Nikt się nie dowie. Pogadam z Cynamonem i o ile będzie się dało odnajdę bliźniaczki z Krainy Demonów...
A potem on zabierze mnie do Lily... Do domu...
Wreszcie.
Wyszedłem z chatki i o świcie stanąłem w gabinecie Oliwiera... Ciekawe co on na to powie...

Kim ja jestem?

Christopher. Pierwszy Książę Ciemności. Władca Piekieł. Najgorszy że wszystkich demonów.
Chris.
Szósty.
Zamknięty w ciele Oskara Wyverna.
Właśnie się przebudził i jest zły...
Dlaczego? Istnieje mnóstwo powodów. Jednym z pierwszych był ten, że jego moc była podzielona pomiędzy wszystkich, więc znajdował się w stosunku potęgi 1:5. Marne szanse na przejęcie ciała siłą... Nie żeby zamierzał próbować. To mu podpowiadał instynkt, ale już od dawna go ignorował. Teraz oni są braćmi i przyjaciółmi. Potrzebują jego opieki. Tak jak kiedyś...
Colin. Jak Mike śmiał go zostawić?!?
Sam udzielał im ślubu, a teraz... Będzie musiał poważnie porozmawiać z Mikiem. Właściwie, to nigdy specjalnie go nie lubił. Tolerował go, owszem. I owszem, cieszył się, że Colin znalazł sobie właściwe towarzystwo, bo Mike zawsze był uczciwy... To tego w nim kiedyś nie lubił. Bał się, że Mike w końcu ich wyda. Ogólnie był irytujący...
...
Dlaczego myśli o sobie w trzeciej osobie? .... Dlaczego myślę o sobie jak o kimś obcym?
Przez ostatnie szesnaście lat wiedziałem, że kiedyś byłem kimś innym. Próbowałem rozmawiać z rodzicami, ale nie zdążyłem, a dziadek... Mówił parę razy o demonie, ale nie wiedział wiele i mówił bardzo nieskładnie, więc brzmiało to jak kolejne przywidzenie...
Taką miałem wtedy nadzieję....
Nadzieja się rozwiała. Wspomnienia sprawiały ból. Niosły smutek i strach. Zmieniłem się i nie rozumiałem zbyt dobrze, dlaczego wtedy robiłem takie rzeczy... A Oskar nie rozumiał nic. To mnie gniewało jeszcze bardziej. Dlaczego ten kretyn, skazał dziecko na mój los?!? Dlaczego nie pozwolił mi po prostu umrzeć?
~Obaj byliśmy martwi, Chris... Obaj narodziliśmy się 16 lat temu i obaj musimy sobie z tym poradzić... Bracie...~ to ostatnie dodał jednak po chwili wahania.
Nigdy nie wtrącałem się kiedy nie byłem potrzebny. Był taki czas kiedy nie byli pewni czy tu jestem ale ja byłem zawsze...
Nie miałem pojęcia kiedy udało nam się otrząsnąć... Im to zajęło więcej czasu, ale kiedy ja się ocknąłem uświadomiłem sobie że przemieniłem się. Przybrałem formę demoniczną. Colin siedział obok na łóżku i wpatrywał się we mnie jak w ducha. No cóż... widział jak umieram...
Nie  wiem czy się cieszył. Przyjaźniliśmy się... Traktowałem go jak syna... Ale on nigdy nie pochwalał tego... co robiłem... Nakłaniał mnie ciągle żebym przestał i raz mu się udało.
Myślę że się bał że będę chciał się zemścić.
I jest to strach uzasadniony... Ro. Naprawdę jestem zły już tylko na niego... Ja nie byłem w stanie go zabić gdy kilkakrotnie miałem okazję.
Ale może uda mi się mu wybaczyć...
Tylko jemu... Tylko raz. Pod warunkiem że da mi spokój.
-Chris... To ty?
-Tak Maleńki... Wszystko w porządku?
Patrzył na mnie niepewnie... Czy nawet on się mnie boi? To bolało.
-Tak... Tylko... Oskar... Czy...
Ach więc o to chodzi!
-W porządku... Nic mu nie zrobię... Zmieniłem się... Na lepsze mam nadzieję... Nie mógłbym skrzywdzić Oskara ponieważ to jemu podlega większa część mojej mocy... i bije dla nas jedno serce.
Colin uśmiechnął się uspokojony, a potem nagle zerwał się na nogi i uściskał mnie. Ciepło rozlało się w moim sercu. Przynajmniej on mnie nie opuści...
-No Colin... Spokojnie... Nikomu nic nie mów. Muszę wszystko przemyśleć zanim... no wiesz. Jutro znajdę Mika i sobie z nim pogadam...
-Ale nie rób mu krzywdy! Proszę... Ja go kocham... Nie zniósłbym gdyby...
-Wiem. Spróbuję. Nie zabiję go.
-Dziękuję... Chris... Ja tak się bałem... Byłem sam i...
-Cichutko... Już nie będziesz sam. Więcej cię nie zostawię. Nigdy.
Teraz muszę wszystko przemyśleć... Jeśli Ned i Rantia mnie nie zaakceptują... Muszę z nimi porozmawiać.
Ned!!! Nagle ujrzałem wszystko. Jedna z demonicznych umiejętności. Właściwie to niewielu opanowało to poza moją "rodziną"...
Rodziną która wydała mnie na śmierć.
Natychmiast przeniosłem się do piwnicy. Lilith właśnie cofała nóż.
Natychmiast zrozumiałem co się dzieje. Działałem instynktownie.
Nie pozwolę mu umrzeć.
Istnieją zaklęcia sztucznie podtrzymujące życie, ale ogólnie są uznawane za zakazane. Szybko odepchnąłem Lilith i uleczyłem Neda. W takich wypadkach bardzo użyteczne są dodatkowe osobowości. Czarownik leczył go a ja rozpocząłem rytuał. Nie mogę go stracić... Nie Neda!
Złapałem go w ramiona, ale zemdlał. Musiałem natychmiast zjednoczyć nasze umysły, chociaż to mogło go zniszczyć. We wszystkich wymiarach nie ma istot potężniejszych ode mnie. Są jedynie ci którzy mi dorównują, lecz jest ich najwyżej dziesięciu, a wszyscy poza moim bratem w zamkniętym wymiarze.
Jestem władcą wszystkich żywiołów. Potrafię spojrzeć do każdego wymiaru, chociaż to wymaga ode mnie sporej koncentracji... Umiem odnaleźć każdą osobę, z którą coś mnie łączy, chyba że używa potężnych zaklęć ochronnych...
A teraz mogę nie móc go wyleczyć tylko dlatego, że jestem zbyt potężny...
Musiałem się skupić, ale panikowałem. Nie mogę go stracić....
Ned z sekundy na sekundę był coraz słabszy.
Zaklęcie dobiegało końca. Ro kiedyś już wykonał ten rytuał. Dla Oliviera. Nasze umysły były wtedy sobie jeszcze dość bliskie, więc pamiętam to. Staram się spieszyć, ale jedno niewłaściwe słowo i muszę zacząć od początku... Tego Ned nie przeżyje.
Zaklęcie skończone. Teraz Zakończenie...
Nagle zrozumiałem, dlaczego nikt nie może zmusić demona do wykonania Zakończenia. Dlaczego robią to tylko dla najbliższych przyjaciół i dlaczego żądają za to takiej ceny... Nie mogę się gniewać na Lilith, że nie chciała tego zrobić.
Ja się nie waham, ale rozumiem.
Oddać moc. Podarować życie. Złączyć umysły...
W momencie rozpoczęcia Zakończenia ból Neda rozdzielił się po równo między nas obu...
Jeśli to nie zadziała umrę. Byłem martwy więc się nie boję, ale martwię się o Oskara... On na to nie zasłużył. Powinien mieć szansę...
Musi zadziałać! Musi, Musi! Musi! Musi!!!
Ned...
Zamknąłem oczy. Ból mnie paraliżował. Zbliżał się koniec...
Dlaczego to robię? To Oskar kocha Neda... Nie ja. Ja jestem Christopher. Przysięgałem 50 lat temu dziewczynie, że zawsze będziemy razem... Aina...
Widzieliśmy ją... Jest tutaj. Blisko... Dlaczego...?
Musi się udać! Musi!
Ból nie jest ważny. Zasłużyłem na niego. Ned nie...
Szeptałem słowa Zakończenia i jednocześnie próbowałem osłonić jego umysł. Starałem się. Musiało się udać.
Ostatnie zdanie...
Koniec.
Wszystko nagle się skończyło. Przytłaczający ból znikł i przez chwilę zostawił po sobie jakąś dziwną pustkę...
Położyłem delikatnie Neda na ziemi. Oddychał. Mam nadzieję że nic mu nie będzie...
Teleportowałem się z nim na górę do jego pokoju. Zawołałem telepatycznie Colina i po minucie się zjawił obok.
-Zajmij się nim... Proszę... Wyjaśnij mu kim jestem. I co się stało... Daj mi znać jeśli będzie chciał mnie zobaczyć.
-Chris... Oczywiście... Szukałem was...
-Piwnica ma trzeci poziom. Muszę iść. Jeśli coś się będzie działo daj mi znać.
Zanim zdążył odpowiedzieć teleportowałem się na zewnątrz.
~Lilith!
Musiałem z nią porozmawiać. Nie mam pojęcia co oprócz tego...
-Wasza Wysokość. Proszę o wybaczenie...
-Milcz. Nie chcę tego słuchać! Wiesz kto był ze mną w ostatnich latach?
-Tak...
-Znajdź ich i powiedz, by przybyli do Doliny Ugor w dniu Seri. Nie mów im co się stało. Ani słowa o mnie. Rozumiesz?
-Tak, panie.
-Idź. A potem wróć tutaj. Może będę mieć dla ciebie inne zadania...
-Czy Ned...
-Jeśli się obudzi, zdecyduje, czy cię zabić. Jeśli nie, zabiję cię. Jeśli spróbujesz gdzieś uciec, znajdę cię i zabiję. Wszystko jasne?!?
-Oczywiście, Wasza Wysokość.
I zniknęła... Eh... A teraz muszę załatwić parę spraw w okolicy...
Przybrałem z powrotem postać Oskara i ruszyłem przez las...