Podjechałem karetą pod Akademik. Rantia już na mnie czekała. Nie powiem, że spodziewała się karety. I nie powiem, że nie zaskoczył jej mój wygląd.
-Oskar! Co ty masz na twarzy?!? - krzyknęła, kiedy tylko otworzyłem jej drzwi.
-Wyverna...
-A po co ci wyvern na twarzy?!?
-To tatuaż rodowy... część kostiumu...
-Tatuaż rodowy! A kto nosi tatuaż rodowy na TWARZY?!? I w kolorze KRWI?!?
-Krwawi magowie... I niektóre rody czarno-magiczne. Ale w kolorze krwi tylko krwawi magowie. To nasz znak rozpoznawczy. Naprawdę ci się nie podoba? Ned mówił, że jest w porządku...
-Ned mówił. Naprawdę trzymasz ze Starkiem? Z nim nawet jego rodzina nie trzyma!
-On wcale nie jest taki zły! Kiedy nie jest pijany jest całkiem miły. Teraz mieszkam u niego. I obiecał, że będzie prowadzić zajęcia z szermierki. Chodź się zapisz! Będzie fajnie!
-Mhm. Mogę to przemyśleć. Niczego ci nie obiecuję, więc się już tak nie ciesz.
Dojechaliśmy. Rantia chyba pogodziła się z moim tatuażem, bo nic więcej nie mówiła. Otworzyłem jej drzwi i weszliśmy do Sali Balowej. Pod ścianami były porozstawiane stoły z ciastkami, owocami, colą i ponczem. Pod sufitem lewitowały zapalone świece. Na parkiecie tańczyło parę par. A na podeście kapela grała jakąś dziwną melodie... Taaa... Kapela. Okazało się, że Dyrektor Shadow gra na skrzypcach. Profesor Paprot (nauczyciel białej magii, wyglądający na elfa, ale krążą plotki, że jest synem Królowej Wróżek) grał na fortepianie. Hagrid miał jakieś ogromne bębny i róg wyglądający na wojenny. Profesor Magnus Bane brzdąkał na gitarze elektrycznej, a rudowłosy gościu o skórze czarnej jak węgiel, sześciu parach rąk (co najmniej) i zdaje się że ogonie jaszczurki... nie zaraz! Dwóch ogonach i dwóch głowach! robił za człowieka orkiestrę. Grał na harmonijce, saksofonie, perkusji, akordeonie, dzwonkach i.... Nie. Nie potrafię nazwać tych instrumentów, ale było ich DUŻO. Bardzo DUŻO.
-Dobrze myślę, że to nasz Profesor Killer? - spytała Rantia.
-Możliwe... Chyba tylko on mógłby TAK wyglądać. A poza tym na ostatniej lekcji wspominał, że może zagra na balu... Czy oni słyszą się nawzajem? Bo zdaje mi się, że każdy gra co innego.
-Eh... Nie ważne. Zaklęcie antydźwiękowe powinno załatwić sprawę.
Biorąc pod uwagę, że Rantia poprzestała na tej uwadze uznałem, że to jednak ja powinienem rzucić zaklęcie. Wyczarowałem wokół nas romantyczną melodie z jakiegoś filmu (sorry, ale ja normalnie nie słucham romantycznych piosenek, a ta w filmie działała) pocałowałem Rantię w rękę i spytałem:
-Mogę panią prosić do tańca?
-Możesz, pod warunkiem, że przestaniesz się wydurniać!
Tańczyliśmy dość długo, a potem poszliśmy coś zjeść. Mniam! Ciastka.
Dochodziło już wpół do dwunastej, kiedy Trupek przyniósł mi liścik od Neda. Rozwinąłem go i przeczytałem. Serce we mnie zamarło.
-Co? Przecież jeszcze nie jest późno! Co tym razem? - mruknąłem do siebie.
-Co się stało?
-Mmm... Mogę u ciebie przenocować?
-Oskar! Ja nie mieszkam sama, musiałabym się chyba spytać koleżanek... Gadaj co się stało!
Pokazałem jej kartkę na której pisało:
Oskar! Pod żadnym pozorem nie wracaj do rezydencji w tym tygodniu. To bardzo pilne! Wyjaśnię ci w szkole. Idź do Akademiku. Przepraszam, Ned.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz