środa, 13 sierpnia 2014

Demony, Miecze i Przyjaciele

Jedliśmy pizzę i gadaliśmy o niczym. Potem Stark zapytał:
-To prawda, że chodzisz z Rantią?
-Mhm. Zabrałem ją na randkę, a ona po tym jak wepchnęła mnie w krzaki i pocałowała powiedziała, że możemy to powtórzyć. Kiedyś. Nie wiem, czy chodziło o wpychanie mnie w krzaki, czy pocałunek... Jak sądzisz?
-Sądzę, że jedno znaczy drugie, przynajmniej jeśli chodzi o taką dziewczynę jak Rantia. Nie przejmuj się.
-A kto się tobie podoba? Umawiasz się z kimś? - zaryzykowałem.
-Z nikim się nie umawiam na stałe. A o podobanie się... żadna dziewczyna, z żadnego ze światów.
-Słyszałem. Pytam, czy podoba ci się jakiś chłopak ze szkoły?
-Hmm.... Znasz tego chłopca z pierwszej klasy, który wygląda na 5 lat?
-Drwisz sobie.
-Aha. Nie powiem ci za milion lat, więc nie pytaj.
-Ja ci powiedziałem. - przywołałem na twarz niewinny uśmieszek.
-Pff. Powiedziałeś! Cała szkoła gada, że ze sobą chodzicie, a ty bez przerwy się do niej ślinić. Naprawdę musiałeś mi mówić!
Do pokoju wleciał Trupek, a po chwili pojawiła się również Lilith.
-Chwili spokoju nie można mieć- zirytował się Stark.
-Co chcesz, Trupek?
Smok zapiszczał krótko i wskoczył mi na kolana. Pogłaskałem go.
-Trupek? Nazwałeś Potwora Trupek?!?
-To jego wina, że wszędzie przynosi trupy. - stwierdziłem. - myszy, ptaki, ostatnio kota...
-Ok, ok. rozumiem. - spojrzał przeciągle na Trupka - On niedługo ewoluuje, a wtedy cię zje.
-Wiem. Może nie zje. Sądzisz, że powinienem iść z nim do Dyra?
-Nie. On nic nie zrobi. Kiedy dogadałem się z Cynamonem, przestał zwracać uwagę na to, że wagaruję. Zależy mu na tym, żeby nas czegoś nauczyć. Czasami mu nawet wychodzi.
-Mhm. Kazałeś demonowi zanieść mi zaproszenie?
-Skąd wiesz? Może mam oswojonego kruka?
-Kruki nie mają kocich oczu. - zmierzyłem wzrokiem Lilith. - Ładna jesteś. - mruknąłem cicho, ale mnie usłyszała i podeszła do mnie z uwodzicielskim uśmiechem.
-Zostaw go! Idziemy.
-Dokąd?
-Chcę ci pokazać coś.
Zaprowadził mnie do piwnicy. Była jasno oświetlona i bardzo porządna. Otworzył jedne drzwi, przeszliśmy przez korytarz, następne drzwi i...
-Wow! - westchnąłem zachwycony. Na ścianach i w gablotach, wszędzie wystawiona była wspaniała kolekcja broni. Pistolety, karabiny, strzelby, miotacze ognia, granaty... wszystko! Ale przede wszystkim miecze. Rycerskie ostrza. Noże myśliwskie. Miecze samurajskie.
-Wspaniałe - szepnąłem.
-Wiedziałem, że ci się spodoba. - Stark uśmiechał się z dumą.
-Sam to tu zgromadziłeś? - spytałem z niedowierzaniem
-Część dostałem od przyjaciół z... lasu. Część to pamiątki rodzinne, które ojciec mi wysłał. Ale resztę sam zdobyłem. Jest tu każdy rodzaj broni ze wszystkich światów.
-Bomba atomowa też?
-Każdy rodzaj broni, oprócz kilku, których się nie używa.
-Więc nie masz bomby atomowej...
-I broni chemicznej też nie mam! To kolekcja, nie wyposażenie terrorysty!
Przechodziłem od regału od regału dotykając rękojeści mieczy.
-Chcesz spróbować?
-Co???
-Chcesz walczyć? Dla zabawy?
-Jasne! - byłem zachwycony.
-Wybierz sobie któryś miecz.
Przyjrzałem się klingą. Po chwili wybrałem jeden, który wydał mi się dziwnie znajomy. Pewnie podobny był na jakimś filmie.
Stark zaprowadził mnie do pustej sali. Zerknął na miecz, który wybrałem i mruknął:
-Demoniczne ostrze. Może spróbuj z jakimś innym. Te czasami dziwnie się zachowują.
-Daj spokój, przecież i tak przegram. Zgaduję, że umiesz ich wszystkich używać po mistrzowsku.
-Nom. - Stark uśmiechnął się - Lubię wygrywać.
Zaczęliśmy. Najpierw Stark rzucił jakieś zaklęcie na ostrza, żebyśmy się nie pozabijali przypadkiem.
Spróbowałem zaatakować, ale Eddard odsunął się pół kroku w bok i chybiłem. Potem wyprowadził szybki atak i poczułem nieprzyjemne ukłucie w pierś. Porażka w ciągu 5 sekund. Nieźle, nie?
Walczyliśmy dalej. Ned co parę chwil podpowiadał mi co robię źle, a ja ściskając miecz w dłoniach czułem się, nie jakbym był początkującym fajtłapą, tylko jakbym przypominał sobie dawno zapomniane sztuczki.
Z zaskoczeniem stwierdziłem po chwili, że Eddard zaczął przykładać więcej uwagi do walki, i że trafia mnie dużo rzadziej.
Minęło pół godziny i obaj byliśmy już mocno zmęczeni. Trafiłem kilka razy Neda. Miecz słuchał mnie. Wyczułem jego rytm i za każdym razem, kiedy demoniczne ostrze zaczynało wpływać na walkę pomagało mi.
Kiedy skończyliśmy obaj byliśmy padnięci. Ned patrzył na mnie jakoś inaczej.
-No dobra, kto cię nauczył walczyć i dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że jesteś dobry???
-Co??? Pierwszy raz w życiu miałem miecz w dłoniach! Co ty gadasz?
-Słuchaj. Nikt nie uczy się, aż tak szybko! Trzeba lat żeby opanować jedno demoniczne ostrze, a ty ot tak sobie wziąłeś miecz i już cię słucha. Kim ty jesteś?!?
Patrzyłem na niego z takim zdumieniem, że odpuścił.
-No dobra, chodź coś zjeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz