środa, 5 listopada 2014

Wojna

/Aniołek/
Jak ja kocham Rantię! Ona jest... A ta noc była... I w ogóle...
Najlepszy dzień w moim życiu... Ale wszystko kiedyś się kończy. Kiedy skończyliśmy naszą "zabawę" i nie marzyłem o niczym, jak tylko położyć się i zasnąć, Chris poinformował mnie, że mamy natychmiast wracać do domu. Żegnajcie marzenia!
Rantia również nie była zachwycona, kiedy jej  powiedziałem, że musimy iść, ale kiedy Chris zaczął coś opowiadać o demonicznej armii, maszerującej niedaleko stąd i o zwyczajach większości tutejszych żołnierzy o sprawdzaniu wszystkich okolicznych budynków, żadne z nas nie miało jakoś ochoty protestować...
Nie znoszę go! Chris przeniósł nas pod Akademik. Odprowadziłem Rantię pod drzwi jej pokoju. Pocałowałem ją jeszcze na pożegnanie i...
Właśnie w tej chwili otworzyły się drzwi, a za nimi Villin... i oczywiście Aina. My to mamy szczęście...
Wymamrotałem jakieś pożegnanie i zanim dziewczyny zdążyły zareagować już zbiegałem po schodach w dół. Całkiem przypadkiem Ned akurat przejeżdżał obok i wciągnął mnie do karety.
On jako jedyny umie nas mniej więcej rozróżnić. Wiem, bo nie wciągnął mnie sobie na kolana, ani nie próbował mnie całować. Za to go lubię. Nic nie próbuje robić na siłę... Dziewczyny jak zwykle ze wszystkim chcą się śpieszyć i w ogóle...
-I jak było? - spytał nagle. - Aż tak źle, skoro musiałeś uciekać?
-Rantia i Aina mieszkają w jednym pokoju... - poskarżyłem się.
Ned parsknął śmiechem.
-Chciałbym wiedzieć co się tam teraz dzieje!
Uśmiechnąłem się, ale byłem zmęczony. Ned to widział. Delikatnie mnie przytulił... Czułem się trochę nieswojo, ale traktował mnie raczej jak małe dziecko... jak młodszego brata...
Po chwili się odprężyłem i zasnąłem.

/Chris/
Obudziłem się nad ranem... Swoją drogą co do diabła wszyscy wyprawiali wczoraj tak późno w nocy?!? Nie miałem pomysłów...
Miałem cały dzień. Przez chwilę rozważałem oddać na razie kontrolę Demonowi, ale tylko przez chwilę. Mam jeszcze parę innych rzeczy do zrobienia, oprócz oświadczyn....
Demon... Powinniśmy mu wreszcie zmienić ksywę. To JA jestem demonem. On jest tylko dzieciakiem.
~Ej!~ <D.>
~Rozmawiasz z gościem, który ma ponad 1000 lat. Nie zaprzeczaj.~ <Ch.>
~No wiesz... Przyzwyczaiłem się do mojej ksywki...~ <D.>
~Aha, świetnie! A więc jak chcesz mieć na imię???~ <Ch.>
~Pogadam z Nedem, jak mu się będzie podobać...~ <D.>
~Zakochany dureń~ <Cz.>
~Nieczuły arogant!~ <Ch.>
~Podoba mi się imię Rin, ale jeszcze to przemyślę...~ <D.>
~Świetnie, Rin! Powiedziałeś, nie ma już nic do myślenia!~ <Ch.>
~Ej... więc daj mi teraz przynajmniej pogadać z Nedem!~ <Rin>
~Przemyślę to...~ <Ch.>
Wstałem z łóżka (to miło ze strony Neda, że po tym jak Aniołek zasnął mu właściwie na kolanach w karecie zaniósł go do NASZEGO łóżka, a nie własnego... chociaż ja tam nie miałbym nic przeciwko) i doprowadziłem nas do "stanu używalności". Kiedy wszedłem do kuchni Ned robił śniadanie... Więc już nie wykorzystuje do tego Lilith? Skoro ją wyzwolił to raczej oczywiste, ale... coś czuję, że już wiem z kim się spotkał wczoraj w nocy...
-Cześć. - podszedłem do Neda i wpiłem mu się gwałtownie w usta. Przez parę sekund patrzył na mnie zaskoczony, a potem mnie odepchnął.
-Spadaj Chris! Podobno masz dziewczynę. - i wrócił do robienia śniadania.
-Jak ty nas odróżniasz?!?
-Po oczach. Ty patrzysz na wszystko jak na swoją własność... A poza tym Demon jest dużo delikatniejszy... Każdy z nich. Aniołek jest nieśmiały i zachowuje się jakby zaraz potwór miał wyjść z jego własnego cienia i go zjeść. Hakera nie interesuje ten świat. Czarownik jest arogancki i przemądrzały, ale potrafi być uprzejmy. A Dzieciak jest radosny. Cokolwiek się stanie jest radosny... naprawdę nie tak trudno was rozróżnić...
-Dobra, dobra! Wierzę ci na słowo... To co tam dobrego robisz?
-Siadaj i przestań przeszkadzać, to zaraz dostaniesz.
Usiadłem przy stole i grzecznie czekałem. Tak, nawet ja czasami potrafię być grzeczny... Pod warunkiem, że chodzi o jedzenie... Właściwie nawet nie zauważyłem, kiedy Rin przejął kontrolę... Grrr! Nie znoszę go!
Rin i Ned kleili się do siebie przez prawie godzinę... Jak już mówiłem (mówiłem?) nie przeszkadzają mi ich zabawy, a Ned jest całkiem w moim typie, ale ileż można?!?
Po kilku minutach zacząłem prowadzić telepatyczne rozmowy z "przyjaciółmi", żeby dowiedzieć się jak idzie nasza wojna.
Mike zebrał armię i rozpoczął dywersję w Piekle. Przechwala się że w ciągu tygodnia przejmie pół królestwa... Mało prawdopodobne ale wykonalne jeśli rzeczywiście przekupi lordów znad Kokytos i Tartaru. A jeśli nie to chyba mnie uda się ich zwerbować. Tak... to jest do przemyślenia...
Imperius na razie obgaduje plany że starymi kumplami. Ustaliliśmy że włączy się jak tylko Mike zacznie odnosić sukcesy. Tak to będzie wyglądać...
A Loki... Lokiemu sam załatwię zdobycie stolicy. A jak już ją zdobędzie to właściwie małe szanse by ktoś jeszcze miał mu zagrozić.
A więc została już tylko Pirokenia... I z tym będą kłopoty, oczywiście. Pracowałem nad tym planem przez ponad tysiąc lat, ale przez moją 16-letnią nieobecność wszystko może w jednej chwili trafić szlag. Wystarczy, że jeden kretyn mnie zdradzi... Jeden nie wywiąże się z umowy... I koniec. Leżę i nie widzę możliwości, żeby powstać.
Ale to właśnie teraz przyszedł czas, żeby stawiać wszystko na jedną kartę. Teraz, albo nigdy! A zbyt długo nad tym pracowałem... Zbyt wielu osobą na tym zależy, żeby nawet nie spróbować...
Wypowiem wojnę, przeciwko własnej matce. Może wreszcie, raczy mnie zauważyć?!? Albo znowu wyśle mojego brata...
Boję się tego. Tak właściwie, to Ro zawsze stał po mojej stronie. Nigdy nie chciał mnie skrzywdzić. I ja nie chcę tego teraz. Nie wiem co się stanie, gdy staniemy naprzeciwko siebie na polu walki... Nie wiem. I nigdy nie chcę się dowiedzieć. Nigdy!
On musi być wtedy tutaj! On, i najlepiej ojciec.
I najlepiej wszyscy...
No dobra, przyznaję. Z chwili, na chwilę to wszystko wygląda coraz bardziej beznadziejnie.
No, nic. Trzeba wziąść się w garść i zrobić co się musi.
A pierwsza rzecz, którą dzisiaj MUSZĘ zrobić, to te zaręczyny. Też sobie wymyśliła... Lepszego momentu nie było, co? Eh, ale jak tu jej odmówić?
Dobra... Wreszcie Ned i Rin skończyli. Czas się wsiąść za przygotowania...
Nie znoszę tego. Co ja jestem od organizowania i przygotowywania imprez?!? Otóż nie!
~Lilith! Jesteś potrzebna!
-Cześć, skarbie! - pojawiła się gdy tylko wyszedłem z rezydencji Neda.
-Wiesz, że Aina postanowiła, że dzisiaj mam się jej oświadczyć?
-Jasne.... Mam przygotować imprezkę, czy może pomóc w ucieczce? Jeśli to drugie, to polecam Ardę. Tyle się tam niedawno działo, że...
-Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek byłby wstanie ukryć się przed NIĄ?!?
-Eh... No dobra, przecież żartuję! To imprezka na dzisiejszy wieczór... Zabierz ją o siódmej do Elegio Forte. Powinno jej się spodobać...
-A mnie?
-Hmm? Już mniej, ale czemu nie?
-Dobra, zajmij się wszystkim. - i zniknęła.
Eh... Pół dnia dla mnie... To znaczy byłoby dla mnie, gdybym nie musiał załatwić jeszcze jednej ważnej sprawy.
Teleportowałem się i po sekundzie stałem tuż obok Mika.
-Można na słówko???
-Chris! Możesz nie pojawiać się tak nagle?
-Nie. Nie mam ochoty na twoje towarzystwo, więc powiem krótko. Ty i Colin rozwodzicie się.
-Aż tak się tym wszystkim przejął? Pff...
-Do jutra masz go DELIKATNIE poinformować, że nie możecie być razem, że się nie kontrolujesz, że boisz się, że zrobisz mu krzywdę. Jeśli się przez ciebie załamie, zabiję, rozumiesz?!?
-Eh... Jasne! Nie bądź rzesz taki drażliwy! Załatwię to szybko i bezboleśnie... Ale chyba nie uważasz, że taki zadurzony dzieciak nie będzie płakać???
-Nie musi nie płakać. Zabiję cię, jeśli będzie płakać dłużej niż tydzień. Żadnych ale. Ostrzegałem cię, że należy do mnie, zanim pozwoliłem ci prosić go o rękę.
Zanim zdążył zaprotestować teleportowałem się. No! Mam godzinkę, żeby się zrelaksować... Przynajmniej tak myślałem, zanim Killer do mnie nie doskoczył z informacją, że Ro postanowił jednak skontaktować się z Dyrkiem... Też sobie moment wybrał...
Jakbym nie miał nic lepszego do roboty.
-Co jest? - Shadow bez słowa pokazał mi list. Wyglądał w porządku. tylko jedno zdanie: "Bądź o północy na wieży".
-Świetnie.
-Co świetnie?!? To przypadkiem nie krzyżuje wszystkich naszych planów??? - krzyknął Killer.
-Oczywiście że nie. Shadow... Chyba rozumiesz, że nie powinieneś nic mówić o mnie, ani o planach? Dobrze... Nie zaszkodzi, jeśli zaproponujesz mu, że będziesz szpiegował armię... Wymyśl coś... Że Killer uwierzył, że stoisz po naszej stronie i przekonał Mika, czy coś w tym stylu.
-Więc mam iść się z nim spotkać?
-Gdybyś nie poszedł uznałby, że coś jest nie tak i zacząłby się zamartwiać. A wtedy mógłby wpaść na jakiś nasz trop. Idź i nie mów nic o nas. O Miku i jego buncie możesz powiedzieć mu wszystko. Jeśli będzie trzeba, powiedz, że Mike planuje zwerbować Imperiusa, ale nie wiesz nic pewnego... O Lokim wolałbym, żebyś nic nie wspominał. Załatwisz to?
-Tak.
Przysiągł, że nic o mnie nie powie, ale każdą przysięgę można ominąć... O północy mnie tutaj nie będzie. Mam nadzieję... Wszystkie plany opieram teraz na tym, że ufam mu, że nie będzie chciał wsypać Killera... Mówią, że plan, który może się zawalić jak domek z kart, przez jedną osobę, to zły plan... Jeśli tak, to mój jest najgorszym planem na świecie...
Zbliża się wieczór. czas się przyszykować...
~Eh... Jak ja mam to wszystko wytrzymać?~ <Ch.>
~Pfff... Mnie to mówisz?!? Tylko tobie nie przeszkadzają te wszystkie związki!
~Po tych oświadczynach urywamy się na tydzień! Znam parę fajnych miejsc. Nie znajdą nas... Potem załatwię bitwę dla Lokiego i przeniesiemy się do Pirokenii.~ <Ch.>
~Dlaczego tak ci na tym zależy?!?~ <Cz.>
~To mój dom... Stary przyjaciel będzie potrafił wykonać rytuał by nas rozdzielić. Tak myślę...~<Ch.>
~Dobra, dobra... Ale jesteś pewny że nie ma innego sposobu? Ta wojna...~ <A.>
~Nie  ma.~ <Ch.>
Trochę magii, garnitur i gotowe. Muszę iść po Ainę... dobra, oszczędzę wam już mojego narzekania! Po prostu ciągle mnie to irytuje!
Stanąłem pod drzwiami jej pokoju. Otworzyła mi któraś z jej koleżanek... Kogoś  dziwi że kazała  mi czekać pół godziny?!? Mnie jakoś tak nie bardzo.
Kiedy wreszcie raczyła do mnie dołączyć dochodziła siódma. Trzeba się było zbierać...
-Cześć skarbie! Więc dokąd mnie zabierasz? - zapytała że słodkim uśmiechem... no cóż w założeniu to nasza pierwsza randka...
Yyy... no właśnie... dokąd ja ją zabieram?
-Zobaczysz... Powinno ci się spodobać... - odparłem tajemniczo. Chociaż Aina pewnie i tak się domyślała że nie wysiliłem się nawet na tyle  żeby się dowiedzieć...
Teleportowałem nas na wskazane miejsce, jednocześnie zasłaniając Ainie oczy. Delikatnie poprowadziłem ją dalej i zwlekałem na tyle długo żeby nic nie dało się po mnie poznać... Elegio Forte... jak mogłem zapomnieć?!?
Kiedy się tu znalazłem miałem sprzeczne uczucia...
Coś pomiędzy "Lilith zabiję cie!", a "To będą najwspanialsze zaręczyny w historii".
No cóż. Naprawdę dziwi was że się nie spodziewałem, że Lilith każe nam się przenieść do Królestwa mojego brata? Do jego ogrodów?
Wiem że nie przyszedł tu nigdy od dnia mojej zdrady, ale... ja mam dokładnie ten sam powód by tu nie przychodzić.
Aina nie pamięta tamtych wydarzeń. Nie znaliśmy się wtedy a ja nie byłem w stanie nikomu powiedzieć. To sekret wykuty w lodzie.
Poprowadziłem Ainę do jaskini i odsłoniłem jej oczy. Była zaskoczona. I wniebowzięta. Każdy tak reaguje.
Sanktuarium lodu. Najpiękniejsze miejsce tego wymiaru... Nie chodzi tylko o idealne lodowe rzeźby. Nie. Chodzi o zachodzące błękitne słońce. O zamarznięty ogień. O wiecznie zielone liście wynurzające się spod śniegu. Chodzi o to że to wszystko wygląda tu naturalnie. Wszystko jest na swoim miejscu...
Wydaje się że tego spokoju nikt nie naruszy. Nigdy.
A jednak nawet tu byłem w stanie przelać krew... krew własnego dziecka... dlaczego? Nie pamiętałem.
Przytuliłem do siebie Ainę kiedy rozglądała się po  ogrodzie. Wiedziała że znam to miejsce lepiej niż bym chciał. Nie pytała. I byłem jej za to wdzięczny. Są rzeczy które nigdy nie powinny wychodzić na jaw.
-I jak? Podoba się?
-Jest cudownie... Dziękuję.
Było cudownie. Tak cudownie że żadne z nas nie mogło zauważyć wśród śniegu śnieżnobiałej twarzyczki, ani srebrnych włosów dziecka.
Za pomocą pradawnego zaklęcia "stoliczku nakryj się" wyczarowałem nam kolację. Tak... było bardzo miło, romantycznie, i ten tego... no.
O północy kiedy trzy księżyce utworzyły trójkąt tuż nad naszymi głowami a cały ogród zaczął emanować ich blaskiem uklękłem przed Ainą i poprosiłem ją o rękę. Oczywiście się zgodziła. To chyba nikogo nie dziwi?
Potem niestety zrobiło się tak zimno że wolałem już zabrać ją do domu... Domyślnie się co robiliśmy później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz